Szkoła, praca, konferencje - to wszystko można przenieść do świata wirtualnego. Są jednak rzeczy, których nawet pomimo starań, nigdy wirtualna rzeczywistość nie uchwyci.
Jakiś czas temu Konrad opisał swoje odczucia na temat tego, jak uczestnicząc w wydarzeniach i konferencjach on-line traci się istotną część tego, czym takie eventy są. I o ile jestem w stanie się z nim w pełni zgodzić z tym, że przeniesienie ich do sieci jest balansem zysków i strat, to jest to jednak możliwe. Moim zdaniem pandemia pokazała jednak też coś zupełnie innego, co w galopującym w kierunku pełnej cyfryzacji świecie może być na wagę złota. Lockdown udowodnił bowiem, że jak bardzo nie byłoby to marzenie fanów Si-Fi, to nie wszystkie aspekty życia można zdigitalizować i nie da się pewnych rzeczy załatwić "przez internet", jak bardzo byśmy nie próbowali zrobić.
Widać to bardzo dobrze po branżach, które w minionym roku radziły sobie najgorzej
Wiele firm i instytucji musiało szybko dostosować się do nowych obostrzeń i niektóre z nich po prostu, z racji natury swojej działalności, nie była w stanie tego zrobić. O ile np. sklepy nie miały z tym większego problemu (wiele z nich po raz pierwszy umożliwiło zakupy e-commerce), o tyle wszystkie "towarzyskie" instytucje borykają się z takimi problemami, że są gotowe otwierać się pomimo tego, że wiedzą, iż dostaną za to mandat. Sam łapię się na tym (gdzie nigdy nie uważałem się za osobę bardzo społeczną), że zaczynam nieco tęsknić chociażby za wypadem do kawiarni. Kawa podana na wynos w plastikowym kubeczku nie smakuje po prostu tak samo. W takich miejscach produkt był bowiem często tylko dodatkiem do atmosfery, którą dane miejsce stwarzało.
Inną kwestią są puby i kluby, które w tym momencie mają problem ze znalezieniem jakiegokolwiek sposobu na zarobek. Stąd naprawdę różne inicjatywy - od zakładania kont na patronite, przez przekształcanie się np. w pizzerie, aż po wysyłkową sprzedaż pubowego piwa. Jednak, tak jak w przypadku kawiarni, tak i tu nie da się zdigitalizować żadnego z aspektów działalności. Nie zrobi się przecież wirtualnego karaoke. Przez to właściciele wyczekują końca obostrzeń niczym kania dżdżu.
W przypadku pubów można jednak było powiedzieć, że takie problemy były czymś spodziewanym. Jest jednak pewna grupa, w przypadku której pandemia udowodniła, że większość przewidywań co do przyszłości była w błędzie.
Nie - nie przeniesiemy muzyki i wydarzeń na żywo do internetu. To po prostu nie to samo.
W wielu dziełach dotyczących cyfrowej rzeczywistości widzieliśmy ten obrazek. Koncerty w wirtualnej czy rozszerzonej rzeczywistości, hologramy muzyków, udział w koncercie bez wychodzenia z domu. Pandemia pokazała natomiast, że jak byśmy się nie starali odtworzyć atmosfery koncertu, czy też jakiegokolwiek wydarzenia na żywo, to wszystko, ale to wszystko będzie wydawało się... udawane.
Sztuczne.
Stworzone na siłę. By przetrwać.
Nie jestem zdania, że w tym wypadku główną rolę grają ograniczenia technologii. Że za chwilę jakiś ulepszony VR sprawi, że uchwycenie tego, co dzisiaj występy na żywo tracą po przeniesieniu do sieci, będzie możliwe. Myślę, że za 20, 30 czy 50 lat w dalszym ciągu podobny, długotrwały lockdown będzie oznaczał takie same konsekwencje dla branży (nie tylko muzycznej), jak obecnie.
Tak jest w każdym miejscu, w którym bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem jest niezbędną częścią doświadczenia. Wystarczy spojrzeć, jak różnią się chociażby mecze wrestlingu, gdzie publika jest niezbędna by odpowiednio "sprzedać" to, co się dzieje w ringu. Gdy jedyną publiką, która może zareagować na to, co dzieje jest ta przed telewizorami, to po prostu nie funkcjonuje.
Dekady temu telewizja dała nam możliwość oglądania wielkich wydarzeń nie wychodząc z domowego zacisza. Przyzwyczailiśmy się do tego komfortu. Ile osób z wielomilionowej widowni konkursów w skokach narciarskich kiedykolwiek było na skoczni. A ilu kibiców reprezentacji Polski w piłce nożnej kiedykolwiek było na meczu? A jednak, zarówno konkursy Pucharu Świata, jak i mecze bez fanów tracą dużo ze swojej wyjątkowości. Często traci się wrażenie, że uczestniczy się w czymś naprawdę dużym, ważnym i wyjątkowym, oglądając sport przy pustych trybunach.
Nie wszystko może być wirtualne - ale nie jest powiedziane, że nie będzie
Świat przechodził w swojej historii wiele plag, o których po jakimś czasie zapominał i wracał do normalnego życia, by kilkanaście dekad później zmagać się z nimi ponownie. Gęsto zaludnione miasta to idealne warunki dla rozprzestrzeniania się chorób i nic na to nie poradzimy. Do momentu pandemii koronawirusa wydawało się jednak, że współczesna medycyna ma sprawę "mniej więcej" pod kontrolą, a ruchy antyszczepionkowe nie są aż tak groźne. Koronawirus pokazał, że oba z tych twierdzeń są fałszywe. Co prawda, to właśnie dzięki staraniom naukowców i pracom nad szczepionką mamy szansę wyjść na globalną prostą, ale myślę, że wielu z nas do końca swojego życia nie zapomni wirusa, który zabił ponad dwa miliony osób i zamknął cały świat w domach. Nie jest powiedziane, że za kilka, może kilkanaście lat nie czeka nas powtórka z rozrywki. Ostatni rok pokazał, że nawet w obliczu faktów ludzie potrafią być nieodpowiedzialni, nie przestrzegać zaleceń i potrafią negować nawet najbardziej oczywiste fakty. Jeżeli więc za jakiś czas zdarzy się podobny wirus, to jestem przekonany, że nie pójdzie z nim szybciej niż w tym przypadku. A w takich przypadkach, czy się chce czy nie, wirtualna rzeczywistość jest jedyną, na jaką możemy sobie pozwolić.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu