Wywiady

Kino nigdy nie zginie, a telewizja to przede wszystkim reklamy. Rozmawiamy z gwiazdą uniwersum Marvela i Netfliksa Winstonem Duke'em

Konrad Kozłowski
Kino nigdy nie zginie, a telewizja to przede wszystkim reklamy. Rozmawiamy z gwiazdą uniwersum Marvela i Netfliksa Winstonem Duke'em

Zagrał w "Czarnej Panterze" i Avengersach w uniwersum Marvela, wystąpił także u Jordana Peel'a w głośnym "To my". Teraz Winstona Duke'a zobaczymy u boku Marka Wahlberga w "Śledztwie Spensera" na Netflix - platformę, którą uważa za godnego pochwały ryzykanta rynku filmowego.

Jak dołączyłeś do obsady filmu “Śledztwo Spensera”? Znałeś tę historię wcześniej?

Nie wiedziałem wcześniej zbyt wiele o tej serii. Dołączyłem do tego projektu, ponieważ Peter Berg (reżyser) i Mark Wahlberg do mnie zadzwonili. Podchodziliśmy do tej sprawy na luźno, zgodziłem się w rozmowie z Peterem, by dołączyć do tej “przejażdżki”. Dlatego dzień później zadzwonił do Mark i opowiedział mi o szczegółach filmu. Dodał, że bardzo chce ze mną współpracować, więc poczułem się zaszczycony, bo jest przecież super gwiazdą i podniósł słuchawkę, by ze mną pogadać. A kieruję się zasadą, że współpracuję z tymi, którzy chcą współpracować ze mną. Wtedy poznałem szczegóły projektu i zanim nie nakręciliśmy całego filmu nie widziałem jeszcze oryginalnego serialu.

Jakie cechy masz wspólne z postacią, którą grasz?

Wspólną cechą jest darzenie ludzi miłością i docenianie wartości rodzinnych. Rodzina znaczy dla mnie bardzo dużo. Mama podróżuje ze mną wszędzie, gdzie pracuję - była na planie [“Śledztwa Spensera” - przyp. red.], a także na premierze. Wiem, że w Polsce rodzina też wiele znaczy dla mieszkańców tego kraju. Hawka ukształtował ojciec i jego relacja z nim. Do cech wspólnych należy także przywiązanie do rodzimej kultury.

Zdjęcie: Marvel

 

Czy powrócisz do uniwersum Marvela?

Oczywiście. Uniwersum Marvela i Czarna Pantera to bardzo wyjątkowy projekt. Nie mam jednak zielonego pojęcia, co zrobią i jak potoczy się historia. To tak świetny świat, że będę chciał do niego wrócić.

Czy dostrzegasz zmianę w tym, jak działa przemysł filmowy, takie nagrody jak Oscary?

Widzę ogromną zmianę. Nigdy wcześniej nie mieliśmy tak wielu czarnoskórych reżyserów, tylu kobiet jako reżyserki. Coraz więcej różnych głosów ma szansę opowiadać historie. Nie zmienia się jednak tylko to, jakie i jak historie są opowiadane, ale także to, jak są dystrybuowane. Netflix jest szczególnym przykładem. Nigdy wcześniej nie było tego rodzaju streamingowej platformy na rynku, która wykorzystując algorytmy może sugerować historie konkretnym społeczeństwom. Takie targetowanie odbiorców pozwala rekomendować im dedykowane treści. To, co pojawia się na Twoim koncie Netflix wcale nie musi się pokrywać z tym, co widzę u siebie. Potrzeba na opowiadania oryginalnych historii, dość konkretnych, sprawia, że nie tworzy się już tak ogólnych produkcji, jak te w ogólnodostępnej telewizji. Może być bardziej specyficzna, nie musi docierać do każdego.

Rynek jest znacznie bardziej otwarty na zróżnicowane historie. Sposoby tworzenia też się zmieniły, można kręcić nawet z użyciem telefonów komórkowych. Media społecznościowe i inne podobne serwisy sprawiają, że niektórzy stają się popularni i bogaci, bo mogli opublikować swój projekt na przykład na Instagramie. Dostrzegam zmianę, ale to nie oznacza, że problem został rozwiązany. Kobiety i osoby o różnych kolorach skóry zasiadają na poważnych stanowiskach, ale myślę, że rozmowa będzie dotyczyć takich spraw jak prawa do treści, dystrybucja i finanse. Pytanie brzmi, czy na decyzyjnych stanowiskach znajdują się osoby, które zdecydują o tym, czy projekt powstanie. Czy taka osoba dostrzega potrzebę i rozumie projekt. Stronniczość, to coś, z czym będziemy musieli sobie radzić. Kobiety będą miały więcej woli, by wspierać historie o kobietach, bo mężczyzna nigdy przez to nie przeszedł, co one.

Zastanawiałem się, jakie gatunki będą przypisane do “Śledztwa Spensera” i widziałem kilka opisów: dramat, kryminał, film akcji, thriller. Jaki ten film jest twoim zdaniem?

Powiedziałbym, że jest to [.


Wspomniałeś o widowni. Czy wiedziałeś od samego początku, że film trafi na Netflix?

Tak, tak, tak. To projekt typu “Netflix Original” od pierwszego dnia. Został stworzony przez Netfliksa dla Netfliksa. Była to wyjątkowa szansa na pracę z firmą, która podejmuje wiele ryzykownych decyzji, inwestuje w odważne historie. Finansuje możliwość powstania świetnych historii i patrzy, co z tego wyjdzie.

Czy masz jakiś własny projekt, który chciałbyś zrealizować z Netfliksem?

Oczywiście! Ale zachowam to na razie dla siebie.

Jak korzystasz z Netfliksa? Uprawiasz binge-watching?

Oj tak, oglądam wszystko co się da. Wykupiłem dostęp do wszystkich usług. Bardzo doceniam możliwość kontrolowania tego, w jaki sposób oglądam wszystkie te treści. Jeśli mam ochotę spędzić przed telewizorem 13 godzin i zobaczyć całość, to tak robię. Jeśli wolę odłożyć to na później, to tak też robię. Moje życie wygląda tak, że dziś mogę być tu, a już jutro w kompletnie innym miejscu. Przez 6 miesięcy mogę być zajęty non stop, a innym razem przez 4 miesiące nie mieć zajęcia. Takie usługi dobrze współpracują z moim grafikiem. Życie zmienia się na całym świecie i musimy mieć swobodę w tym co oglądamy i jak oglądamy. Myślę, że siłą streamingu jest to, że widzowie mają więcej kontroli niż wcześniej. Telewizja była rynkiem przede wszystkim dla reklam. Seriale miały cię zatrzymać w fotelu przed ekranem, byś zobaczył reklamy. Teraz z subskrypcją mogę oglądać co chcę w dowolnym czasie i nie jest mi sprzedawane nic, czego nie chcę zobaczyć. Szanuję to i myślę, że to naprawdę cool, w jakich czasach żyjemy.


Czyli nie odwiedzasz kina w ogóle?

Oczywiście, że tak! Kina są na tyle ważne dla społeczeństwa, że one nigdy nie zginą. Myślę, że ludzie wciąż uwielbiają chodzić do kina i doceniają to doświadczenie niczym z rollercoaster, bo jesteś tam z grupą innych osób. Wspólnie przeżywamy to co jest na ekranie. Jeśli to smutny film, razem płaczemy. A na koniec dnia nastolatkowie wciąż będą potrzebować kin, by chodzić na randki. Nie będą przesiadywać w domu. Będą wychodzić, oglądać filmy i znajdować się z dala od rodziców. Kina zawsze będą mieć swoje miejsce. Uważam że, obawy mogą wynikać z tego, że nie wiemy, co nas czeka, ale gdy przyjmiemy za fakt trwającą przemianę, to przecież mamy do czynienia z ewolucją. Nie sądzę, by cokolwiek miało zniknąć, raczej znajdzie dla siebie nowe miejsce. Teatry miały wyginąć, a nadal tu są - spektakle są pisane, ludzie występują, widownia przeżywa cudowne historie dzięki występom na żywo, a filmy mają swoich odbiorców. To kwestia pozostania otwartym na zmiany i ewolucję.

Występowałeś w horrorze, “To my”, u Jordana Peele’a. Czy planujesz podobną rolę?

Nie wróciłem do takiej roli, ale był to dla mnie zaszczyt występować w filmie reżyserowanym przez Jordana Peele’a, być częścią tego świetnego świata, który wykreował. W tym różni się “Śledztwo Spensera” od wspomnianego filmu, bo znaleźliśmy się w świecie, który myśleliśmy, że znamy. Sądziliśmy, że znamy Boston. Mieliśmy okazję patrzeć na zmieniający się Boston, a Spenser był jak ryba poza swoim akwarium przez to, że był przez tyle zamknięty w więzieniu. Teraz powraca do Bostonu o zupełnie innym, wyższym statusie. To film o powrocie do miejsca, które wydaje nam się znajome. Najpierw uczestniczyłem więc w projekcie, w którym zbudowano świat od nowa, a teraz wystąpiłem w filmie, gdzie weryfikuje to, co już wiemy na temat danego miejsca. Nie ma tu nic moralizatorskiego. To miły seans, dużo śmiechu, dużo akcji, naprawdę świetne postacie. Mamy tu Alana [Arkina - przyp. red.], który jest mistrzem komedii. To dobra zabawa dla każdego. Możesz go obejrzeć, gdy będziesz chciał się zrelaksować, wyłączyć na chwilę i dasz się porwać pełnej akcji przejażdżce.

"Śledztwo Spensera" debiutuje na Netflix 6 marca.

Zdjęcia z filmu "Śledztwo Spensera": Netflix

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu