Felietony

Windows, MacOS i Linux pełne wad, czyli idealny system nie istnieje

Daniel Oziębała
Windows, MacOS i Linux pełne wad, czyli idealny system nie istnieje
2

Komputery osobiste goszczą w domach większości z nas i stanowią pewnego rodzaju okno na świat. Problem pojawia się w sytuacji, gdy patrzenie przez nie powoduje narastającą irytację i frustrację.

Podobno ideały nie istnieją, lecz dlaczego i dobrego systemu ze świecą szukać?

Nie wiem jak Wy, jednak ja - jako osoba interesująca się nowinkami technologicznymi - lubię próbować nowych rzeczy. Czy to nowy smartfon, nowe słuchawki, czy nowy, a właściwie to inny, system operacyjny. Testując kolejne z nich (systemy) doszedłem do wniosku, że każdy system jest w jakimś stopniu zły, a w moim interesie leży znalezienie tego, który będzie dla mnie najmniejszym złem. Dlatego w niniejszym tekście spojrzymy na wiodące systemy operacyjne pod kątem historii (tylko króciutki wstęp) oraz na elementy, które mogą irytować.

Chciał być zwykłym systemem, jednak rodzice mieli wobec niego inne plany

Historia Windowsa rozpoczęła się w 1985 roku, gdy na rynek trafiła pierwsza wersja systemu oznaczona numerkiem 1.0. Od tego czasu minęło 35 lat, a system Mikromiękkich wiedzie prym na rynku komputerów osobistych z udziałami szacowanymi na 77.68% (wg strony Statcounter).

Windows 1.0 ukazał się 20 listopada 1985 roku i miał rzucić rękawicę systemowi od Apple. A przynajmniej takie były założenia, ponieważ rzeczywistość okazała się być znacznie mniej optymistyczna i system nie zyskał sobie wielkiej popularności.

Właściwie nie był to nawet pełnoprawny system operacyjny, a raczej rozszerzenie możliwości obecnego już na rynku MS-DOSa. Znacznie większą popularnością mogła pochwalić się dopiero kolejna wersja systemu - Windows 2.0, która kusiła konsumentów usprawnieniami w GUI (Graficznym Interfejsie Użytkownika) oraz z wprowadzeniem nowych programów oferujących interfejs graficzny - świetnie znanego zestawu Excel oraz Word.

Wraz z biegiem lat system zyskiwał nowe możliwości i sukcesywnie zdobywał udziały na rynku. Jednakże gdy na rynek trafiały kolejne wersje systemu giganta z Redmond, w wielu domostwach na próżno było szukać połączenia z Internetem, więc dystrybucja oprogramowania odbywała się za pośrednictwem trwałych, fizycznych nośników. Oczywiście nie dotyczyło to części aktualizacji, które można było pobrać dzięki połączeniu z Siecią.

Powszechny dostęp do internetu oraz wzrost jego znaczenia w codziennym życiu milionów ludzi popchnęły giganta z Redmond do istotnych zmian, a punkt zwrotny miał miejsce 29 lipca 2015 roku, kiedy to wydany został Windows 10. Nowa wersja popularnych okienek przyniosła szereg zmian w obrębie systemu oraz w wizji jego dalszego rozwoju.

Przede wszystkim Windows przestał być produktem kompletnym, zamiast tego stając się usługą. Usługą stale rozwijaną i wspieraną, czego owocami są liczne aktualizacje systemu oraz paczki zabezpieczeń trafiające do konsumentów w miarę regularnych odstępach czasu. Zatem zamiast dużej aktualizacji wydawanej raz na kilka lat, konsumenci stale otrzymują pomniejsze nowości i usprawnienia.

Zmiany w modelu dystrybucji systemu mogą być postrzegane jako słuszne, niewłaściwe lub coś pomiędzy, jednak to właśnie Windows 10 powoduje wiele frustracji i daje liczne powody do narzekania.

Oczywiście to nie tak, że wcześniejsze wydania były nie sprawiały problemów. Jednak to Windows 10 spędza sen z powiek wielu świadomych użytkowników zastanawiających się, co tym razem przestanie działać. W przypadku najświeższej wersji (oznaczonej numerem 2004) problemów pojawiło się wiele, a sama aktualizacja wciąż nie trafiła do wielu użytkowników.

Wśród powszechnych problemów wspomina się:

  • problemy z drukowaniem (dotyczy również kilku starszych wersji; dostępna jest opcjonalna łatka eliminująca tę niedogodność)
  • Problemy z synchronizacją OneDrive
  • Utratę plików (Microsoft udostępnił program ułatwiający odzyskanie utraconych danych)

Osobiście mam nieco więcej problemów z okienkami, np.

  • Wygląd:

System Microsoftu dzierży potężny miecz obusieczny, który stanowi jednocześnie jego siłę, jak i słabość - kompatybilność wsteczną. Najnowszy system pozawala na uruchamianie gier oraz oprogramowania napisanego z myślą o starszych wersjach systemu, w tym Windowsa XP. Niestety bagaż kompatybilności oraz mnogość powiązań widoczne są w obrębie całego systemu. Ten jest mocno niespójny wizualnie, a wiele narzędzi porozrzucanych jest po najróżniejszych zakątkach systemu. Trafnym wydaje się być porównanie Microsoftu do Wiktora Frankensteina, który chciał stworzyć człowieka idealnego, a zamiast tego stworzył coś zupełnie przeciwnego

  • Niegotowość do działania Out-of-the-Box

Kilka dni temu miałem nieprzyjemność instalowania Windowsa 10 na czysto. Przy pierwszym uruchomieniu powitały mnie ekran powitalny, a następnie niezliczone pokłady zbędnych programów i aplikacji, a także reklam, których usunięcie/wyłącznie nie stanowi większego problemu, jednak mimo wszystko zabiera dość sporo czasu

  • Brak ładu i składu

Chęć zachowania więzi z przeszłością daje się we znaki w wielu aspektach, np. podczas korzystania z ustawień systemowych. Część z nich znajduje się w nowym panelu, z kolei pozostałe znajdziemy w drugim, pamiętającym czasy Windowsa 7, jeśli nie dalej. Mało tego, choć Windows 10 pojawił się 5 lat temu, wciąż to właśnie starszy panel jest wygodniejszy w wielu sytuacjach, np. gdy chce się zmienić ustawienia drukarki lub płytki dotykowej

Zostań z nami, a dostaniesz wszystko to, czego potrzebujesz

Historia systemów operacyjnych Apple rozpoczęła się w 1984 roku, gdy wydany został System 1 - system operacyjny przeznaczony dla komputerów Macintosh, jednak pierwsza odsłona znanego dziś MacOS-a pojawiła się dopiero 24 marca 2001 roku i otrzymała przydomek „Cheetah”.

MacOS X „Cheetah” był trapiony przez liczne problemy - działanie i kultura pracy pozostawiały wiele do życzenia, część funkcji i narzędzi była niedostępna, a i biblioteka oprogramowania 3rd party nie zachwycała.

Problemy te były stopniowo eliminowane wraz w kolejnymi wersjami, które wnosiły również nowe narzędzia, programy i różnorodne zmiany w obrębie systemu.

Gigant z Cupertino - w przeciwieństwie do giganta z Redmond - nie ma w zwyczaju trzymania się przeszłości, zamiast tego kierując swą uwagę ku przyszłości, więc wraz z kolejnymi wersjami systemu porzucane są kolejne pozostałości i zaszyłości z ubiegłych lat.

W efekcie MacOS jest systemem znacznie bardziej spójnym i nowoczesnym wizualnie niż Windows 10. Jest również systemem prostszym i pod wieloma względami znacznie mniej złożonym, choć nie obiektywnie lepszym niż Windows.

Filozofia Apple oraz legendarne wręcz, choć ostatnimi czasy rzadziej spotykane „Think Different” objawiają się na każdym kroku. Od sposobu organizacji zainstalowanego oprogramowania, przez sposób wykonywania różnych czynności, przez nieco inną pracę na wielu oknach, po korzystanie z oprogramowania.

Osobiście doceniam czystość i porządek, jaki panuje w systemie (np. ustawienia są zebrane w jednym miejscu, nie porozrzucane po najróżniejszych czeluściach systemu; nie licząc tych, które wymagają korzystania z terminala, np. wyłączenie akceleracji myszki), jednak ergonomia pracy - przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu - znacząco ustępuje potworkowi, jakim niewątpliwie jest Windows 10. Gdybym miał wymienić trzy rzeczy, które najbardziej irytują mnie w tym systemie wymieniłbym:

  • część narzędzi znajduje się w oknie programu, część na osobnym pasku na górze ekranu
  • praca na oknach jest niewygodna, zwłaszcza w trybie pełnoekranowym (choć pulpity wirtualne sprawdzają się jak najbardziej w porządku, a ich układ widać na zrzucie poniżej)
  • aplikacje uruchomione w trybie pełnoekranowym ignorują skróty klawiszowe na minimalizowanie okna

Całe szczęście, że ergonomię pracy można w znacznym stopniu usprawnić dzięki płatnym oraz darmowym rozszerzeniom, o czym pisał Krzysztof Kurdyła.

Mógł być systemem dla każdego. Jest systemem dla nikogo nielicznych

Linux narodził się jako projekt hobbystyczny, a jego pierwsza wersją została udostępniona publicznie 17 września 1991 roku, kiedy to rynek komputerów osobistych niepodzielnie kontrolował Microsoft oraz Apple, którego udziały były stosunkowo niewielkie. Serwerownie korzystały z innych systemów, w tym różnych odmian Uniksa.

Jednak to, co powszechnie opisuje się mianem Linuksa jest w rzeczywistości połączeniem dwóch elementów:

  1. Jądra Linuksa, które pozwala na sprawną komunikację między podzespołami PC, a oprogramowaniem
  2. GNU, czyli opracowanego przez Richarda Stallmana zestawu oprogramowania (w tym graficznego interfejsu użytkownika), które składa się na system operacyjny. Obecnie część podstawowych narzędzi składających się na system operacyjny pochodzi właśnie z projektu GNU, stąd określenie GNU/Linux

Początkowo napisany przez Linusa Torvaldsa projekt nie spotkał się z ciepłym przycięciem, co nie dziwi, ponieważ jego strona techniczna miała liczne słabości, np. pierwsza dystrybucja była 32-bitowym systemem operacyjnym z przeciętnym, coby nie powiedzieć słabym, systemem plików oraz ubogą listą wspieranych podzespołów PC.

Z czasem jednak GNU/Linux zyskiwał na znaczeniu, do czego w sporej mierze przyczyniła się społeczność, która aktywnie wspierała projekt. Obecnie dystrybucji GNU/Linux jest bardzo wiele i z pewnością każdy znajdzie taką, która będzie dla niego najodpowiedniejsza. Wśród popularnych dystrybucji warto wspomnieć o:

  • Arch
  • Debian
  • Elementary OS
  • Fedora
  • Kubuntu
  • Manjaro
  • Mint
  • Pop!_OS
  • Ubuntu
  • Zorin OS

 

Oczywiście to tylko kilka przykładów, ponieważ lista ciekawych projektów jest znacznie obszerniejsza. Jednak dystrybucje GNU/Linux, niezależnie od tego, jak dopracowane i wygodne są na co dzień, muszą mierzyć się z istotnym problemem - brakiem oprogramowania dobrej jakości. Przeglądając poszczególne repozytoria nietrudno zauważyć, że twórcy oprogramowania zapewniają wsparcie dla wiodących platform w postaci Windowsa i MacOS-a, o czym świadczą liczne braki wśród programów do profesjonalnych, a nierzadko również amatorskich zastosowań.

Problem dodatkowo starają się załagodzić projekty pokroju WINE, PlayOnLinux, Lutris i inne, jednak efekt wciąż jest daleki od ideału. Choć część użytecznych programów można zainstalować bez problemów, np. Darkroom, GIMP, RawTherapee, czy CopyQ.

Większość dystrybucji ciężko również nazwać przystępnymi i łatwymi w obsłudze z perspektywy przeciętnej, niezainteresowanej technologią osoby. Zwłaszcza, że wiele czynności wymaga korzystania z Terminala, który choć dość wygodny (przynajmniej wg mnie taki jest, gdy już pozna się podstawowe komendy), może sprawiać liczne problemy i trudności.

Czy poszukiwanie mniejszego zła jest konieczne?

Każdy system operacyjny ma swoje silne i słabe strony. Począwszy od Windowsa, który - choć funkcjonalny i użyteczny - przywodzi na myśl dzieło Mary Shelley, przez MacOS-a, który ma wiele do zaoferowania, jednak jest dostępny wyłącznie na bardzo ograniczonej liczbie modeli urządzeń z różnych kategorii, po GNU/Linuksa, który oferuje wiele, jednak straszy pustkami w repozytoriach. W efekcie dochodzi do sytuacji, gdy najmniej zły operacyjny jest dyskwalifikowany przez pewne niedogodności (np. wspomniany brak oprogramowania). Czy musi to tak wyglądać, że wybieranie mniejszego zła i iście na kompromisy są nieodłącznymi elementami życia użytkownika PC?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu