Podczas gdy Google i Facebook są regularnie oskarżane o co najmniej podejrzane praktyki odnośnie prywatności użytkowników, tak w przypadku Microsoftu nie zdarza się to tak często, choć Windows 10 był atakowany w związku z wątpliwościami dotyczącymi danych osób korzystających z systemu.
Ostatnie rewelacje dotyczą ustawień systemu Windows, które potencjalnie pozwalają na ustalenie tego, co Microsoftowi udostępniamy, a czego dawać mu raczej nie chcemy. Okazało się jednak, że nie jest tak do końca: nawet, jeżeli zabronimy systemowi zbierać dane... one i tak pojawią się w chmurze giganta. Ten problem dotyczy historii aktywności wprowadzonej niedawno w środowisku Windows (Activity History). Dzięki temu, użytkownicy mogą przełączać się między aktywnościami, których dokonywali na innych urządzeniach. Co więcej, informacje o nich pojawiają się także w "osi czasu" systemu Windows 10 (funkcja wprowadzona wiosną 2018 roku).
Aby wszystko to zwyczajnie "działało" - kilka przełączników należy przełączyć jako aktywne (trzy): (Ustawienia -> Prywatność -> Historia Aktywności). Użytkownicy jednak odkryli, że nawet jeżeli "zabronimy" Windows 10 zbierania informacji i przesyłania ich do chmury, one i tak tam się znajdą. Sprawdzając te dane na stronach Microsoftu, w dalszym ciągu można znaleźć rekordy odpowiadające aktywnościom użytkowników.
Microsoft odpowiada - problem jest z nazewnictwem
Absolutnie nie zdziwiło nas to, że użytkownicy zirytowali się tym faktem i zaczęli doszukiwać się w tym dowodów na nieuczciwość giganta. Microsoft szybko zareagował na ten problem i obiecał poprawę: ale nie w zakresie zbierania danych, ale... nazewnictwa poszczególnych obszarów służących do sterowania prywatnością.
Przede wszystkim, obecność informacji w Pulpicie Nawigacyjnym Prywatności (czyli tam, gdzie znaleziono podejrzane rekordy) wynika z tego, że obejmuje on nie tylko system Windows 10, ale i inne aplikacje - również te wykorzystywane na telefonie komórkowym, czy konsoli. Co za tym idzie - aby zabronić im wysyłania danych na serwery Microsoftu, należy we wszystkich wykorzystywanych sprzętach przenieść się do odpowiednich ustawień.
Natomiast obszar w ustawieniach systemu Windows to nic innego, jak przełączniki tyczące się jedynie konkretnej instalacji OS-u Microsoftu. Nie ma to wpływu na żadne inne ustawienia i Microsoft, choć nie poczuwa się do winy, obiecuje odpowiednią poprawkę, chociażby w nazewnictwie, które mogło wprowadzić użytkowników w błąd.
Nie zmienia to jednak faktu, że mleko się rozlało, a Microsoft musiał tłumaczyć się z obecności zapisów o aktywnościach użytkownika mimo dezaktywowania przełączników w Windows 10. Rzeczywiście, problem wydaje się tyczyć głównie przyjętego nazewnictwa i sugestii możliwości dokonania globalnych zmian. Warto jednak odnieść się do tego, że ustawienia prywatności powinny być znacznie bardziej transparentne niż to miało miejsce dotychczas w przypadku środowiska Windows. Gdyby tak było, Microsoft najpewniej uniknąłby tego kryzysu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu