Nowa, duża aktualizacja Windowsa jest tuż za rogiem. Z bliżej nieznanych powodów Microsoft postanowił nadać tej edycji dość szumną nazwę - Creators Update, czyli aktualizację dla twórców. O co chodzi z tymi tytułowymi twórcami? Czy Microsoft faktycznie przygotował coś specjalnego dla tej konkretnej grupy swoich klientów?
Nowości bez liku
Nowych elementów, funkcji i drobnych poprawek jest multum. Niektóre to poprawki niedoróbek, z którymi 10 edycja Windowsa boryka się od premiery (funkcjonalności w Edge, doszlifowanie Ustawień oraz marginalizacja Panelu Sterowania). Część to dość logiczna kontynuacja wcześniej wyznaczonych trendów (rozwój Windows Ink, czy Edge). Poza tymi oczywistościami Microsoft zaserwował nam jednak parę dość zaskakujących akcentów. Akcentów, które powinny usprawiedliwić nazwanie tej edycji "aktualizacją dla twórców". Temu aspektowi przyjrzyjmy się bliżej.
Paint 3D
Na pierwszy rzut oka, twórcy wg. Microsoftu to dzieci bawiące się amatorsko trójwymiarowymi modelami. Paint 3D (po decyzji o przesunięciu funkcji People do następnej aktualizacji) stał się głównym wyróżnikiem Creators Update. Czy tak jest faktycznie i o co chodzi z tym Paintem 3D?
Pochylmy się najpierw nad niefortunną nazwą. Klasyczny Paint zawsze był tragicznie złym programem, w sposób radykalny okrojonym z podstawowych funkcjonalności i przez użytkowników traktowany jak zło konieczne. Coś, czego używało się wyłącznie jako ostatniej deski ratunku i wobec braku jakiejkolwiek alternatywy. Nadanie tej samej nazwy programowi, który wydaje się antytezą starego Painta, automatycznie szufladkuje go w kategorii takiego zła koniecznego. Bardzo zły ruch.
Prostota interface'u. Program wygląda jak zabawka dla dzieci. Duże elementy, widoczne wszędzie uproszczenia, banalnie łatwe użytkowanie, a także wszystkie wspomagające użytkownika mechanizmy i algorytmy zaszyte w programie - to wszystko sprawia, że nie tylko na pierwszy, ale także drugi rzut oka wydaje się on programem dla dzieci. To w zasadzie nie jest wada. Narzędzie nie odstrasza amatorów swoim poważnym wyglądem i nie tylko dzieciom daje kupę frajdy. Brakuje jednak jakiegoś trybu zaawansowanego. Dodatkowe narzędzia, wprowadzanie parametryczne danych, być może także w półprofesjonalnych rozwiązaniach dałoby się wykorzystać jego tak skutecznie ukrytą moc.
Potężne algorytmy. Możliwości Paint ma naprawdę spore. Nie zobaczycie ich na pierwszy, ani pewnie na drugi rzut oka, bowiem nie ma ich ani na belce z narzędziami, ani w ustawieniach. Wystarczy jednak 10 minut zabawy z programem, aby magia zaczęła działać. Widać to szczególnie przy teksturowaniu – to, co w Paincie robi się w banalnie prosty i intuicyjny sposób, w programach profesjonalnych wymaga ogromnego zachodu. Tak proste tutaj nałożenie, wyskalowanie i wypozycjonowanie tekstury, w "poważnych" programach 3D jest znacznie bardziej skomplikowanym zadaniem. To co robią algorytmy z teksturami na złożonych z wielu powierzchni obiektach, to już czysta magia.
Remix3D.com. Mimo moich wcześniejszych obaw, ze stworzonymi przez siebie obiektami mamy co robić. Wszystko jest jeszcze ewidentnie w powijakach, ale serwis społecznościowy Remix3d.com wygląda naprawdę fajnie. Nie tylko swoimi modelami łatwo podzielimy się ze światem, lecz także wykorzystamy dowolne elementy udostępnione przez innych użytkowników. Chcesz zrobić robota? Nic prostszego. Wybierasz jeden z korpusów, nogi, głowę i po 3 minutach cieszysz się szczegółowym i wizualnie atrakcyjnym modelem 3D. Robot zbyt banalny? Niech dosiądzie narwala i pogalopuje w stronę zachodzącego słońca.
Kliknijcie w linka- zobaczycie parę modeli 3D w przeglądarce.
Z kronikarskiego obowiązku muszę wspomnieć o opcji druku (poprzez 3D Buildera) oraz eksportu. Do AutoCada nie udało mi się tego wczytać, ale zapowiadana przez Microsoft integracja z 3DWarehouse.com daje nadzieję na obróbkę i eksport przez SketchUp Pro. Stamtąd łatwo przenieść obiekty do AutoCada, 3D Studia, czy dowolnego innego programu obsługującego pliki .3DS lub .DWG.
Reasumując, Paint 3D jest potężnym, świetnie zrobionym i mocno dopracowanym programem. Dla dzieci. Program w oczywisty sposób jest tylko jednym z elementów większej całości. Zgodnie z zapowiedziami, ofensywa 3D Microsoftu miała być oparta o 3 główne filary:
- Aplikacja mobilna do skanowania obiektów 3D
- Aplikacja do ich edytowania i drukowania (Paint3D i 3DBuilder)
- Aplikacja/urządzenie pozwalające na użycie obiektów w wirtualnej, rozszerzonej czy hybrydowej (mixed) rzeczywistości (VR, AR i MR czyli Hololens i pozostałe gogle)
Ile z tego dostaliśmy w Creators Update?
Skanowania 3D nie będzie. W zapowiedziach Microsoft obiecał nam aplikację, która stworzy obiekt 3D na podstawie obrazu z kamery naszego telefonu. Czarno już wcześniej wieszczyłem i nie zamierzam tutaj powtarzać wszystkich swoich argumentów. Powtórzę jednak wnioski. Potentaci 3D już tego wielokrotnie próbowali i niewiele z tego wyszło. Jedyne funkcjonujące rozwiązania skanowania 3D potrzebują precyzyjnej informacji o głębi/odległości (skanery laserowe, oparte na Kinekcie, Project Tango itp.). Rozwiązanie oparte na samym obrazie, choć teoretycznie możliwe, okazuje się arcytrudne do zrobienia. Niedawno Microsoft potwierdził, że aplikacja taka nie będzie elementem Creators Update. Czy pojawi się wkrótce? Nic na to nie wskazuje.
Aplikacje 3D w zasadzie są. Co jednak z ich mobilnymi wersjami? Jak pochwalić się swoim dziełem na Facebooku czy Twitterze? Jak wstawić na swoją stronę Internetową. Niewiele na razie jest tych opcji. To samo z VR/AR. Hololens długo jeszcze nie będzie dostępnym urządzeniem konsumenckim. Tańsze gogle VR na licencjach Microsoftu zapowiedziało paru producentów, ale próżno ich szukać na półkach sklepowych.
Podsumowanie
Creators Update ma wiele zalet. Solidny kawałek oprogramowania, zbiór licznych nowych funkcji i poprawek, który w mojej ocenie zasłużył na coś więcej, niż samą zmianę numeracji. Tylko czy jest to zestaw dla twórców? Sam Paint 3D, nawet jeśli ocenimy go razem z solidnym zwiększeniem wsparcia dla stulusa w systemie, nie jest chyba czymś, co uzasadniałoby tak szumną nazwę.
To cały Microsoft. Potencjał fajnej przeglądarki, jaką stał się Edge po setkach aktualizacji został zmarnowany przez wciskanie na siłę użytkownikom niedorobionego gniota jakim był Edge w czasie premiery Windows 10. Genialny już teraz Paint3D, poprzez zaserwowanie go jako elementu niedostępnego ekosystemu (o napiętnowaniu nazwą Paint nie wspominając) został już na starcie skazany na marginalizację. Nikt go pewnie nawet nie uruchomi.
There's one more thing
Jest jeszcze mały bonus dla twórców. Coś, co mnie osobiście zadziwiło i zachwyciło. Mowa o Windows Ink, czyli części systemu odpowiedzialnej za możliwość bazgrolenia po wszystkim, co nam się pod stylus nawinie. Szerzej pisałem o tym jakiś czas temu. Funkcja, o której mowa kompletnie mi wtedy umknęła, a i sam Microsoft w żaden sposób się nią nie chwali. Chodzi o aplikację Zdjęcia i możliwość pisania odręcznego. Pisanie po fotkach oferuje od dawna tak wiele programów, że szkoda mi było życia na rozpisywanie się nad tą konkretną funkcją. To, że systemowe Zdjęcia obsługują filmy jakoś przeoczyłem.
Co się dzieje kiedy klikniemy na ikonkę pisadła mając otwarty film? Czysta magia.
Dla laika wszystko wyda się dziecinnie proste. Doceni pewnie to, jak dobrze zrealizowana jest ta funkcja i jak fajnie wyglądają pojawiające się i znikające, animowane napisy czy obrazki. Zapytajcie jednak zawodowca ile trzeba włożyć pracy, żeby uzyskać taki efekt w profesjonalnym oprogramowaniu. Ja pracuję ostatnio wyłącznie w After Effect od Adobe i odpowiedź na to pytanie brzmi dużo. Bardzo dużo.
Tutaj robi się to od ręki, w sekundy, banalnie łatwo i bez żadnych umiejętności technicznych czy informatycznych. Rewelacja. Poniżej mała, odręczna i zrobiona dosłownie na kolanie prezentacja.
Historia lubi się powtarzać, a ja nie.
Temat ten poruszałem już na łamach AntyWeb. Jako, że większość przewidywań i obaw się sprawdziła, zainteresowanych pominiętymi tu szczegółami odsyłam do tamtego tekstu. Rzućcie proszę nań okiem, zanim zarzucicie mi nierzetelność lub braki.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu