Internet

Wiemy, co się stało z boeingiem!

Marcin M. Drews

Dziennikarz, pisarz, nauczyciel akademicki, specja...

Wybaczcie mi tytuł - to parafraza starego żartu z autobusem, który opowiem Wam już za moment. Tymczasem losy boeinga 777 pozostają tajemnicą. Czyżbym ...

Wybaczcie mi tytuł - to parafraza starego żartu z autobusem, który opowiem Wam już za moment. Tymczasem losy boeinga 777 pozostają tajemnicą. Czyżbym więc chciał podbić sobie statystyki? Au contraire - chcę Wam zwrócić uwagę na internetowy szał, jaki towarzyszy sprawie. Skoro księżna Diana została tak naprawdę zabita zdalnie sterowanym laserem z kosmosu, to wiadomo, że poszukiwany samolot został porwany przez UFO lub przeniósł się do innego wymiaru.

Wróćmy do żartu - opowiem go w dużym skrócie. Pewnego letniego dnia grupa dzieci wyrusza autobusem na wycieczkę. W pewnym momencie silnik gaśnie i pojazd staje w miejscu. Zdenerwowany kierowca bezskutecznie próbuje go uruchomić. W męczącym upale wysiada z klimatyzowanego wnętrza, by pogrzebać w silniku. Wszystko na nic. Tymczasem za kierowcą chodzi mały, upierdliwy chłopczyk, który ciągle powtarza: "proszę pana, ja wiem, co się stało!"  Kiedy kierowca wyczerpał już wszystkie możliwości, pomyślał, że może w tym szaleństwie jest metoda. "No dobrze, co się stało?" - zapytał chłopca. Na co ten się rozpromienił, w końcu mogąc udzielić odpowiedzi, i zakrzyknął: "autobus się zepsuł!"

Na tej samej zasadzie naprawdę wiemy, co się stało z boeingiem. Zaginął!

Dowcip taki trochę z Familiady, ale trafnie obrazuje, jak wygląda w mediach wysysanie życiodajnego soku z nośnych tematów. Przyznam szczerze, że jestem lekko zdziwiony, iż w kobiecych pismach nie poszło jeszcze nic o modnych strojach pilotów i stewardess. Bo przecież modę na Majdanie już mieliśmy.

W każdym razie od momentu zaginięcia rzeczonego samolotu atakowani jesteśmy nagłówkami, które sugerują nam, iż zaraz dowiemy się czegoś zupełnie nowego. Skuszeni tytułem sięgamy po tekst i czytamy powtórkę z rozrywki. Absolutnym mistrzem w tej materii okazał się swego czasu pewien znany ogólnopolski portal, który relacjonował "na żywo" aferę prosto z Wrocławia - ktoś zaparkował samochód w niedozwolonym miejscu (sic!).

Śledziłem sprawę, bo mało co bawi mnie bardziej od dziennikarskiej głupoty. Kiedy po odświeżeniu strony zobaczyłem dopisek brzmiący mniej więcej tak: "14.05 - samochód nadal stoi", popłakałem się ze śmiechu. Mistrzowie temat auta wycisnęli jak cytrynkę.

To samo mamy obecnie z boeingiem, ale nie będę tracił czasu na omawianie klasycznego polskiego recyklingu informacji objawiającego się nadawaniem nowych tytułów starym tekstom. Nie chcę też opowiadać o zabiegach ze znakiem zapytania, bo to na pewno znacie. Krótko więc - gdy nie ma przełomu w sprawie, nadajemy tekstowi tytuł w stylu: "Jest przełom w sprawie?". To zawsze działa...

Dziś jednak chcę Wam natomiast wskazać na to, co dzieje się na końcu Internetu, bo tam teorii dotyczących lotu MH370 nie brak.

NBC News pisze np. o lokalnym szamanie, który z pomocą kokosów odprawia na lotnisku w Kuala Lumpur rytuał w intencji pasażerów samolotu. – Celem tego rytuału jest osłabienie złych duchów, tak by służby ratunkowe mogły odnaleźć samolot, jeśli rzeczywiście się rozbił – tłumaczył szaman. (źródło)

A zatem mamy temat złych duchów. Coś jest na rzeczy, bo ostatnio czytałem, że w filmie o katastrofie smoleńskiej też miały się pojawić duchy.

W Lesie Katyńskim spotykają się duchy pomordowanych oficerów Wojska Polskiego i śp. Prezydenta i ofiar katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku.(...) Jest ich kilkuset, w różnym wieku, różnych stopni. Spoglądają w kierunku samolotu. Słychać dźwięk trąbki. (...) Oficerowie salutują Prezydentowi. Prezydent podaje im rękę. Oficerowie otaczają Prezydenta i członków delegacji. Z lasu wychodzi coraz gęstsza mgła... (źródło)

Tu mamy sytuację podobną, tyle że drzewa zastąpione zostały przez wodorosty, a mgła przez chmury. No i duchy są złe, bo malezyjskie, w przeciwieństwie do tych dobrych, bo polskich.

Oczywiście tabloidy na świecie rozpisały się też o proroku, który miał przepowiedzieć katastrofę, a także, rzecz jasna, o UFO. Podobno jakiś portal zajmujący się wiedzą zakazaną dotarł do nagrań z radaru, na których widać, że niedaleko feralnego boeinga pojawiają się tajemnicze kuliste obiekty, których aparatura nie rozpoznaje. Nagle zamieniają się on w samoloty, nabierają niesamowitego tempa i znikają, a wraz z nim boeing...

Tajemniczy materiał okazał się oczywiście filmikiem nagranym na stronie flightradar24.com. Szybkość "podejrzanych" obiektów najpewniej wynikała z lagów systemu. A ich kulistość? Nierozpoznany samolot system pokazuje jako kółko ze znakiem zapytania w środku - ba, możemy w każdej chwili obejrzeć sobie ten lot na stronie, bowiem wszystkie zapisy trzymane są na serwerze przez miesiąc. Pamiętajmy też, że to nie wojskowy radar, a zawodny serwis internetowy stworzony i prowadzony przez entuzjastów.


Tyle że takich informacji już się w mediach nie podaje, bowiem przycięłyby skrzydła teoriom spiskowym, a jak wiemy, na tym zależy i chmurom-UFO doktora Pająka, i ludziom-jaszczurom rządzącym naszą planetą. A poza tym wszyscy zdrowi...


Oczywiście niezrównany w swych doniesieniach pozostaje polski portal Nautilus:

Sprawa lotu MH370 staje się absolutną światową "Tajemnicą numer 1". Dostaliśmy dwa ciekawe opracowania dotyczące hipotez związanych z możliwym zaginięciem Boeinga 777. Pierwsza jest związana z tym, że s". Druga hipoteza - równie fantastyczna - opiera się na założeniu, że w morzu powstało niezwykle rzadkie zjawisko związane z wytworzeniem się wiru magnetycznego. Siła tego wiru wciągnęła samolot w głębiny morskie. Ta hipoteza tłumaczyłaby nagłe zniknięcie samolotu z radarów. (źródło)

Gdybyście mieli problemy ze zobrazowaniem sobie takiego rozwoju sytuacji, portal służy stosownymi ilustracjami.

Kropkę nad i stawia święta trójca, czyli wspomniany już Nautilus oraz Super Express i maestro Krzysztof Jackowski - naczelny jasnowidz Rzeczpospolitej Polskiej. Mistrz bowiem orzekł, że miał wizję, a wymienione media poszły mu w sukurs. Mało tego, Jackowski wie dokładnie, gdzie znajduje się wrak!



I tak dalej, i tym podobne. Póki tylko kręci się temat i można na nim zarobić. Prorocze wizje, tunele międzywymiarowe, wiry morskie, UFO...

Pewnie z czasem ktoś dorzuci Tuska z Putinem (bo oni strącają samoloty zawodowo), potwora Nessie z Loch Ness (bo miał prawo popłynąć do Malezji na wakacje!), zaginione wąsy Komorowskiego, w które wstąpił demon (bo to złe wąsy były!) czy... ale długo by wymieniać. Od czasu, gdy w Skandalach ukazał się artykuł pt. "Gigantyczne chrabąszcze pożerają wieśniaków w Brazylii", a amerykański tabloid (bodajże The Weekly World News) opublikował pierwsze zdjęcia z piekła i informację, że Hillary Clinton adoptowała małego kosmitę, nic mnie już nie jest w stanie zdziwić.

Problem w tym, że w zalewie tego pseudodziennikarskiego guana kompletnie zagubił się temat ludzi i ich tragedii. Choć możemy wierzyć w cuda i wciąż mieć nadzieję, że wszyscy podzielili się złotem i piją teraz na rajskiej plaży drinki z palemką, to faktem pozostaje, że pasażerowie i załoga najpewniej zginęli w strasznej katastrofie. Nie od dziś wiadomo, że w mediach i polityce najlepiej wozić się na trupach, ale właśnie to najbardziej pozbawia nas wrażliwości na krzywdę drugiego człowieka. Homo homini lupus. I wszystko gra.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu