Wczoraj świętowaliśmy dekadę Antyweba. Szampany już dawno wypite, z radością wkraczamy w drugą dekadę tego serwisu, która maluje się równie ciekawie, jak ta poprzednia. Warto odnieść się również do tego, co stanowiło pierwotną ideę tego serwisu. Grzegorz początkowo pewnie nie zakładał, że z Antyweba wyrośnie ogromny serwis blogowy traktujący o technologiach - najpierw było Web 2.0. Potem był już "obecny" Antyweb.
Web 2.0 - idée fixe Grzegorza
Pamiętam świetnie - miałem 13 lat, gdy zacząłem czytać Antyweba i równie dobrze idzie mi przypomnienie sobie niektórych początkowych tekstów z tego okresu działalności bloga. Wtedy również co jakiś czas pojawiały się doniesienia w mediach o "świcie blogów" - że kreuje się nam nowy typ podaży treści, że trudność wejścia w ten biznes momentalnie spadła i każdy może zostać poczytnym autorem - o ile tylko chce, ma o czym pisać, potrafi zainteresować czytelników i jest w tym dobry. Sięgając głębiej pamięcią widzę Macieja Orłosia, który zapowiada krótki materiał o blogach w Internecie - temat mnie wtedy mocno zainteresował, choć oczywiście wtedy jeszcze nawet nie przypuszczałem, że będę współtworzyć takowe miejsce w Sieci.
Grzegorz obracając się w tematyce Web 2.0 nie mógł pominąć również przedsięwzięć związanych z Siecią, chętnie nazywanych obecnie startupami. I to właśnie stanowiło trzon jego początkowej działalności - z Antyweba można było się najwięcej dowiedzieć na ten temat ze strony człowieka, który w tym siedzi i ma o tym konkretne pojęcie.
Jeszcze nigdy dostęp do treści nie był tak powszechny
Jest tyle mediów w Sieci, że naprawdę można wybierać. Wśród blogów również jest sporo wartościowych miejsc, w których znajdziecie to, czego na próżno szukać w molochach należących do koncernów mediowych. Co najbardziej cenię sobie w Web 2.0 właśnie, to wykształcenie możliwości zawiązania bezpośredniej relacji - czytelnik < -> autor. Wy na Antywebie macie komentarze - czy to na Facebooku, czy to na Disqusie. Wyrażacie swoją opinię, pytacie, my odpowiadamy. Często uzupełniacie nasze artykuły o nowe informacje, przydatne linki... albo nas krytykujecie. Tego też potrzebujemy, także śmiało.
Dodatkowo - autorem może być dzisiaj właściwie każdy. Blogosfera wykształca swoją odnogę - vlogosferę, która mimo wszystko robi się nieco odrębna od grupy, która zaczynała na blogach. Można powiedzieć, że nowe media, Internet to również powszechne spłycanie treści, bitwa na kliki, na czas podania informacji, który powinien być jak najkrótszy, a tytuł możliwie jak najciekawszy - byleby "siadło". O tym rozmawiałem chociażby z profesorem na swojej uczelni, który cały czas wyraża ogromne przywiązanie do gazet oraz telewizji. Tam nie ma miejsca na pomyłki, treści są ciekawsze, w artykule jest więcej informacji. Internet działa jak skarbnica - treści dobieramy sobie sami, po więcej informacji również możemy w prosty sposób wybrać się osobiście do wujka Google, a pomyłki... cóż. Zdarzają się. Spróbujcie przepisać cokolwiek z książki do Worda, a potem sprawdźcie, czy jest ok. I jeszcze raz.
Idea Web 2.0 zakładała, że użytkownik będzie brał czynny udział w życiu serwisu. Będzie tworzył treści, dzielił się nimi z innymi - zaspokajał potrzeby innych użytkowników Internetu. Nie było lepszego okresu dla Internautów, niż rewolucja Web 2.0 - mimo spektakularnego upadku poczucia prywatności w Internecie. Jej utrata wydaje się być nieprzyjemną, choć naturalną konsekwencją tego, iż możemy swobodnie działać w Sieci i cieszyć się jej zasobami. I... dodatkowo tworzyć dla niej zupełnie nowe treści.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu