Wear OS

Smartwatche - jak bardzo złą drogę obrało Apple i Google

Albert Lewandowski
Smartwatche - jak bardzo złą drogę obrało Apple i Google
Reklama

Jeszcze kilka lat temu wiele osób zwiastowało ogromny sukces wearables, czyli wszelkiego rodzaju elektronicznych urządzeń ubieralnych, które miały uczynić nasze życie bardziej smart. Niestety z tych wielkich, szumnych zapowiedzi tak naprawdę niewiele się wydarzyło. Jeżeli mam być szczery, jedynie Apple z Watchem zdołało przebić się do szerszego grona odbiorców, podczas gdy Google i jego partnerzy wciąż poszukują lepszej ścieżki rozwoju dla Android Wear.

Nowy początek

Po ostatniej konferencji Google w sklepie Google Play zniknęła zakładka do modeli z Android Wear. Zresztą na samym wydarzeniu nie poznaliśmy żadnego nowego inteligentnego zegarka czy opaski, a jedynie produkty z kategorii smartfonów, laptopów oraz Internetu Rzeczy. Owszem, sama firma z Mountain View nie tworzy wearables, jednak przez całą imprezę nikt nie nadmienił nic na temat samej platformy.

Reklama

Wskutek tego pojawiły się głosy, jakoby planowano zakończenie żywota całej linii. Oczywiście te wszystkie domysły są nieprawdziwe. Kilku producentów zapowiedziało już stworzenie kolejnych modeli, które pozwalają uwierzyć w to, że wkrótce zakup smartwatcha będzie miał więcej sensu niż dotychczas. Porażka urządzeń ubieralnych zdecydowanie nie wzięła się znikąd.

Problem z tożsamością

Zacznijmy od początku sprzętu elektronicznego. Komputery zdobyły popularność, ponieważ zaoferowały nieznane wcześniej możliwości. Smartfony z kolei pokazały, że można zmieścić w niewielkiej obudowie telefon i niektóre funkcje laptopów. Tymczasem smartwatche zupełnie nie były tworzone pod kątem wprowadzania czegoś rzeczywiście nowego.

Funkcje fit – zdecydowanie za mało, aby zachęcić rzesze ludzi do zakupu. W dodatku dublowały one opcje znane ze smartfonów, co moim zdaniem stanowiło gwóźdź do trumny. Sam miałem do czynienia z wieloma takimi zegarkami, poczynając od Android Wear i Tizena, przez kilka chwil spędzonych z watchOS, po LinkIta (system od Mediatka) instalowanego w najtańszych wynalazkach. Wspólną cechą było odbieranie i wyświetlanie powiadomień z telefonu. Tak, właśnie to miało być czymś, co przekonałoby nas do wyboru takiego zegarka. Taaa… Gdyby faktycznie to było coś nowatorskiego - zaoszczędzenie kilku sekund na tym, że nie musiałem wyciągać smartfona z kieszenie, nie uznaję za nic przełomowego.

Internetowe rewolucje

Żaden z używanych przeze mnie sprzętów nie przekonał mnie do siebie w pełni. Tanie urządzenia jednak miały jedną, niepodważalną zaletę, a dokładniej pisząc cenę. Za niewiele otrzymywaliśmy ciekawy gadżet z możliwością przeprowadzania rozmów – w beznadziejnej jakości, ale przynajmniej mogliśmy poczuć się jak bohaterowie filmów akcji. W dodatku na niektórych modelach dało się pisać SMS-y! Wprowadzanie tekstu na niewielkim, kwadratowym ekranie wymagało wiele uwagi i skupienia, a przez to musieliśmy dokładnie się zastanowić nad wszystkim, co chcieliśmy wpisać. Usuwanie liter nie należało do zadań łatwych. Przynajmniej w watchOS, Tizenie i Android Wear można to podyktować – genialne rozwiązanie.

Niestety wiele rzeczy albo było zbytecznych, albo nie działało dostatecznie dobrze. Wiecie, podstawa to działanie. Wolę mieć mniej zainstalowanych aplikacji, ale wszystkie dopracowane, niż multum, lecz nie oferujących w praktyce nic. To była do pewnego momentu najpoważniejsza przypadłość wearables. Teraz wygląda to znacznie lepiej, deweloperzy wzięli się za tworzenie programów i synchronizację ich między telefonem, a urządzeniem na nadgarstku.

Słuszna droga

Przede wszystkim wearables muszą długo wytrzymywać na jednym ładowaniu. Wiem, nudny frazes, powtarzany w nieskończoność, jednak w obliczu przymusu częstego ładowania smartfona, raczej nikt nie chciałby dokupywać kolejnego urządzenia, o które będzie trzeba dbać w ten sam sposób. Chyba że jesteś geekiem, wtedy to przeżyjesz. Ciekawym rozwiązaniem są produkty wykorzystujące ekrany w technologii e-ink (elektroniczny papier) lub nie dysponujące żadnym wyświetlaczem, a diodami oraz oferujące pełen wachlarz funkcji fit, jak m.in. liczenie kroków.

Niezwykle ważny pozostaje także wygląd. Wearables powinny być częścią naszej biżuterii, co wiążę się bezpośrednio z istotą ich stylistyki. W tej kategorii mniejsze firm z Państwa Środka odpadają. Na placu boju pozostaje Samsung, dla którego Geary to jedynie uzupełnienie oferty, nic kluczowego. Apple, które być może niedługo zaprezentuje naprawdę ładnego Watcha (aktualny ma dyskusyjny design, moim zdaniem mierny) oraz Fossil Group i LG. Szczególnie w tym przedostatnim widzę nadzieję na nowe, świetne smartwatche. W przyszłym roku mają zaprezentować kilkanaście nowości z Android Wear, bazującym już pewnie na 8.0 Oreo, a będą one spod znaku Fossil, Diesel, Emporio Armani, Michael Kors i Misfit.

Reklama

Odrodzenie

Smartbandy wyewoluowały i są reklamowane już jako towarzysze naszych ćwiczeń. Natomiast smartwatche dopiero czeka etap poważniejszych zmian – uczynienie z nich miniaturowych smartfonów na nadgarstek zdecydowanie nie było strzałem w dziesiątkę. Mam nadzieję, że producenci wezmą się za te urządzenia. Wydaje mi się jednak, że ich czas nadejdzie razem z technologią rozszerzonej rzeczywistości, czyli nieprędko, a w ciągu najbliższych kilkunastu lat.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama