Spośród wielu supersamochodów, na które mnie nie stać, Bugatti jest jednym z tych, na które nie stać mnie najbardziej. Firma produkuje jedne z najbardziej zaawansowanych technicznie i najdroższych samochodów na świecie, w związku z czym jej ostatnią decyzję biznesową trzeba potraktować z dużym zaskoczeniem. Nie chodzi o to, że firma postanowiła pod swoją marką wydać osobisty gadżet, jakim jest zegarek, zadziwiające jest to, że będzie to smartwatch, na którego zakup mnie stać...
W końcu pojawiło się Bugatti, na które mnie stać. Zaskakujący ruch legendarnej marki
Ale OnePlus i Lambo...
Tak, wiem, że chiński producent smartfonów wydał specjalne edycje swoich telefonów z logotypami Lamborghini, a bodajże Acer podpierał się znaczkiem Ferrari. Przypuszczalnie takich kooperacji było nawet więcej, ale... tutaj mamy do czynienia z wypuszczeniem urządzenia pod własną marką, reklamowanego przez producenta razem z kosztującymi miliony samochodami.
Takie produkty wypuszcza się raczej za cenę w jakiś sposób korespondującą z głównym produktem, czyli w tym przypadku zdecydowanie nie dla zwykłego śmiertelnika. Co jeszcze bardziej zaskakujące, firma nie ogłosiła po prostu wprowadzenia smartwatcha na rynek, ale... stworzyła crowdfundingową kampanię na Kickstarterze.
Aż sprawdziłem, czy nie umknęła mi informacja o sprzedaży tej marki komuś przez koncern Volkswagena. Ale nie, Bugatti ciągle jest własnością niemieckiego potentata, co więcej, niedawno ogłoszono, że trafi w jego ramach pod skrzydła Porsche.
Co i za ile
Bugatti Ceramique Edition One, tak nazwano ten zegarek, jest masywnym smartwachem o okrągłej tarczy, zaprojektowanym w stylu przypominającym zegarki Tag Hauera czy Samsung Galaxy Watch Frontier. Wyróżnia go wymienny ring, pozwalający modyfikować co nieco wygląd zegarka i dostosowywać go np. do charakteru ubioru.
Bugatti nie rzuciło się oczywiście na taki projekt samodzielnie, skorzystano z pomocy austriackiego startupu produkującego smartwatche, firmy Viita Watches. Co ciekawe, zegarek nie działa pod kontrolą najpopularniejszego w takich firmach Wear OS od Google, ale autorskiego systemu firmy Viita z nakładką graficzną przygotowaną dla Bugatti.
Możliwości systemu (i sensorów) wyglądają na rynkowy standard, mamy do dyspozycji pomiary tętna, jakości snu, poziom stresu, natlenienia krwi, krokomierze i tak dalej. Zegarek wyposażono w GPS, w związku z czym dysponuje precyzyjną nawigacją, mierzy wysokość, na jakiej przebywamy. Według twórców zegarek działa na baterii (445 mAh) około 14 dni bez konieczności ładowania.
Koperta jest zbudowana z materiałów ceramicznych i tytanu, z tego drugiego materiału wykonano też bransoletę. Dotykowy ekran AMOLED o rozdzielczości 390 x 390 px chroni szafirowe szkło. Zegarek jest wodoszczelny, a producent określił poziom wytrzymałości na 100 m.
Całość pakowana jest do eleganckiej, drewnianej skrzynki i sprzedawana za... 899 dolarów, w czasie kampanii. Po jej zakończeniu cena wzrośnie do poziomu 1239 dolarów. Gwarancja na zegarek wynosi 5 lat. Nie jest to oczywiście bardzo tani gadżet, ale cena jest sporo niższa od choćby wspomnianych smartwatchy Tag Hauer.
Fajnie, ale po co?
Sam zegarek jest bardzo ładny, system wygląda na sensowny, jednak patrząc na ten projekt, nie mam pojęcia, jaki cel przyświeca zarządowi Bugatti. Popularyzacja marki? Bugatti zna każdy, a kupi i tak parędziesiąt osób rocznie. Danie osobistego gadżetu właścicielom samochodów? Spodziewałbym się wtedy odpowiednio kosmicznej ceny i zegarka mechanicznego, który przetrwa wieki. Ten zegarek po okresie gwarancyjnym trafi jak większość elektroniki na śmietnik.
Może chcą w takim razie dorobić na boku? Ale ile można zarobić na sprzedaży niszowego zegarka? Na Kickstarterze zebrano na razie około 400 tys. Euro. Niech zbiorą nawet 2 - 3 miliony, ile firma zyska, nawet mając wysoką jak u Apple 30% marżę? Nie jest to może tak dziwaczny pomysł jak gamingowy symulator Astona Martina, ale nie widzę dla Bugatti żadnego sensu w jego stworzeniu.
Źródło: [1]
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu