Felietony

"W Joystick Landzie" - sentymentalnej podróży w przeszłość z Bajtkiem ciąg dalszy

Grzegorz Ułan
"W Joystick Landzie" - sentymentalnej podróży w przeszłość z Bajtkiem ciąg dalszy
24

W zeszłym tygodniu, wspólnie z Marcinem Przasnyskim (Martinez), rozpoczęliśmy nowy cykl wpisów opartych na jego publikacjach w popularnym niegdyś czasopiśmie komputerowym Bajtek. Pomysł chyba przypadł Wam do gustu, będziemy więc go kontynuować. Dziś wrócimy wspomnieniami do pierwszych joysticków....


W zeszłym tygodniu, wspólnie z Marcinem Przasnyskim (Martinez), rozpoczęliśmy nowy cykl wpisów opartych na jego publikacjach w popularnym niegdyś czasopiśmie komputerowym Bajtek. Pomysł chyba przypadł Wam do gustu, będziemy więc go kontynuować. Dziś wrócimy wspomnieniami do pierwszych joysticków.

Tak jak poprzednio, zaczynamy od krótkiego komentarza Marcina:

Nie potrafię sobie przypomnieć, czy mowa tutaj o joystickach do peceta, czy do ośmiobitowców lub szesnastobitowców. Joye budziły zrozumiałe emocje i dzisiaj mogę o nich powiedzieć na pewno kilka rzeczy. Po pierwsze, można je było podzielić na trwałe i nietrwałe. Większość łamała się lub rozwalała i szła na szmelc. Nawet w rękach spokojnych graczy słaby joystick nie przetrwał długo, to w końcu tylko trochę plastiku, jakieś styki, kilka drucików. Natomiast na joyach niejedna firma zrobiła poważne pieniądze, bo każdy chciał je mieć. To drugi fakt, który może nabierze mocy jeśli przypomnę, że mysz była wówczas totalną rzadkością i zbędną ekstrawagancją, zważywszy że większość komputerów działało pod tekstowymi systemami operacyjnymi. Trzeci fakt: joysticki dawało się też podzielić na wygodne i niewygodne. Różne wymyślne kształty pomagały może w marketingu, ale potem przeszkadzały w graniu. Na dobrą sprawę najlepszy był joy prosty a trwały – tak jak dobrze widoczny na tym zdjęciu Quickshot.

W Joystick Landzie

Termin „joystick” figuruje w słowniku angielsko-polskim jako „joy-stick - lotn. drążek sterowy”. Mimo niewątpliwej trafności tego określenia w stosunku do komputerowego joysticka, można odgadnąć właściwą etymologię tego słowa. Pierwsza część „joy” oznacza uradowanie, zachwyt, rozkosz itp. Druga część, „stick” to po prostu patyk, drążek, kijek. Tak więc po „komputerowemu” joystick oznacza „radujący drążek”.

Takie drążki radują nas już kilka lat, od początku mikrokomputerowej ery. Już w pierwszym numerze „Bajtka" (1/85) podany był przepis, jak samemu wykonać joystick. Co to właściwie jest i do czego służy, wyjaśnić może pierwszy lepszy ośmiolatek. Ja jednak przypomnę.

Umieszczony jednym końcem w plastikowej puszce drążek przy wychylaniu w cztery strony włącza odpowiednie styki. Kombinacje połączeń odczytuje komputer przez kilkużyłowy kabel zakończony dziewięciobolcowym złączem „D”. W ten sposób, poruszając drążkiem, komunikować się można z komputerem. Ten sposób komunikacji wykorzystywany jest najczęściej przy programach graficznych oraz grach. Poza nimi spotykany jest sporadycznie.

Ze względu na to, że gry cieszą się największą popularnością, joystick stał się podstawowym urządzeniem dokupywanym do komputera (ośmiobitowego raczej, choć joysticki do IBM są ostatnio w modzie). On też najszybciej się zużywa, na wyścigi z folią klawiatury Spectrum. Rynek joysticków na świecie jest przeogromny. Co miesiąc producenci szokują nowymi modelami. Okruchy tego szaleństwa docierają i do nas, lecz mijają bez wybuchów zachwytu.

Dwa numery wcześniej ogłosiliśmy konkurs na najwytrzymalszy joystick z oferowanych w kraju. Otrzymaliśmy już pierwsze zgłoszenia, lecz zawody jeszcze się nie zaczęły, Postanowiliśmy do istniejących już konkurencji dołączyć próbę ognia i próbę zgniatania, gdyż przedstawione nam konstrukcje wyglądają bardzo solidnie.

Spójrzmy teraz na modele oferowane w krajach zachodnich. Można podzielić je na trzy grupy: mocnych, wytrzymałych joysticków wyposażonych w mikroprzełączniki i auto tire, do obłędnych gier w stylu Decathlon lub Space Harrier; wygodnych, niewielkich konstrukcji, do spokojnych gier labiryntowych itp. oraz delikatnych, niezwykle czułych, do programów graficznych.

Micro Blaster to jeden z pogromców kosmitów. Posiada wszystko, co potrzeba narzędziom masowego mordu. Podobnie Star Fighter, lecz ten posiada wygodny uchwyt, dzięki któremu rajd przez kolejne galaktyki będzie mniej męczący.

Cruiser i jego bracia oraz Ouickshot Turbo są wymarzeni jako broń TechnoCopa i RoboCopa. Przyssawki, dokładne wykonanie, kilka przycisków Fire, wygodna obudowa to niewątpliwe zalety.

Speedking i Super Professional to przykład joysticków, których nie wolno zbyt zmęczyć. Są za to niezwykle dokładne i wygodne.

Tak bawią się na Zachodzie. Jakie pomysły mają nasi konstruktorzy, przekonacie się niebawem. Z listów do redakcji wyłowiliśmy dosłownie niecodzienny pomysł kol. Marcina Klika. Zmontował on joystick na wodę. W puszce znajduje się roztwór soli, w którym zanurzane są styki. Nie ma więc mowy o mechanicznym zużyciu joysticka. Blaszana puszka przerdzewieje jednak szybko, a sól nie działa zbyt dobrze i na metalowe styki. Niemniej jednak pomysł jest bardzo ciekawy. Obok przedstawiamy też, kilkuletni już, wytwór jednego z naszych kolegów. Joystick ten wygląda jak połączenie lejka, młota pneumatycznego i detonatora, nie mówiąc już o przyssawkach od wiatraczka elektrycznego. Spełnia on swą funkcję bardzo dobrze i służy już długo. Joystick bez drążka, czyli jeszcze jeden oryginalnie sterowany manipulator przedstawiliśmy w „Bajtku” 12/86.

W dalszym ciągu, do końca roku kalendarzowego czekamy na zgłoszenia.

Adres redakcji; Bajtek, ul. Wspólna 61, 00-687 Warszawa
Gen Martinez

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

bajtek