Felietony

To se ne vrati. Opowieści o zmianie warty część I

Maciej Sikorski
To se ne vrati. Opowieści o zmianie warty część I
8

Zmiana warty, zmierzch bogów, burzenie starych struktur – to co obecnie dzieje się w sektorze IT można różnie nazywać, ale każde określenie odnosi się do tego samego procesu. Firmy, które jeszcze kilkanaście (a nierzadko kilka) lat temu były globalnymi potentatami i rządziły rynkiem, dzisiaj przypom...

Zmiana warty, zmierzch bogów, burzenie starych struktur – to co obecnie dzieje się w sektorze IT można różnie nazywać, ale każde określenie odnosi się do tego samego procesu. Firmy, które jeszcze kilkanaście (a nierzadko kilka) lat temu były globalnymi potentatami i rządziły rynkiem, dzisiaj przypominają cień samych siebie i przywodzą na myśl kolosa, który za chwilę runie i tym samym zamknie swą historię. Ich miejsce zajmują oczywiście nowi gracze, ale całkiem prawdopodobne, że ich kariera zakończy się podobnie i to dużo szybciej – za rogiem czają się przecież pretendenci do tronu.

Na przestrzeni kilku ostatnich dni przeczytałem sporo informacji na temat kiepskiej sytuacji korporacji, o których można powiedzieć, że "istnieją od zawsze". To one tworzyły tę branżę i to one przez lata stanowiły jej symbol. Funkcjonowały jako synonimy innowacji, wielkich zysków i potęgi, ale dzisiaj nie mogą się już pochwalić tym samym blaskiem. O kim mowa? Okazuje się, że lista jest całkiem spora, ale zawsze znajdzie się na niej miejsce na kolejne marki.

Agencja ratingowa Fitch obniżyła rating korporacji Sony oraz Panasonic do poziomu określanego jako śmieciowy (Sony z BBB- do BB- a Panasonic z BBB- do BB). Jednocześnie prognoza dla japońskich gigantów jest negatywna. Do tego grona można dorzucić jeszcze jedną japońską firmę. To Sharp, który znajduje się w bardzo trudnej sytuacji i zdaniem części analityków jedynym ratunkiem jest dla niego zakrojona na szeroką skalę współpraca z Foxconnem i Apple (choć, gdybyśmy mieli nazywać rzeczy po imieniu, to bardziej mowa tu o podwykonawstwie, niż o współpracy – Sharp de facto może się stać własnością innych). Jakiś czas temu podobny scenariusz zaczęto kreślić w przypadku korporacji Panasonic. Jedno jest pewne – gigat z Cupertino raczej nie zbawi obu tych firm, a nie można wykluczać, iż nie pomoże żadnej z nich.

Skąd się nagle wziął ów "japoński kryzys"? I tu dochodzimy do jednej z kluczowych kwestii – całe zjawisko nie jest czymś nagłym i niespodziewanym. To efekt wielu błędnych decyzji i zajść z przeszłości, a także suma całej masy rożnego typu czynników. Zdaniem agencji, Sony i Panasonic przestały być konkurencyjne. Pierwsza firma nie jest już liderem globalnego rynku i nie sprawia dzisiaj wrażenia gracza, który mógłby zaszkodzić obecnym potentatom. Podobnie jest z w przypadku Panasonica, choć tu wspomina się jeszcze o problemach finansowych – mogą one wpłynąć na poważne cięcie kosztów w zakresie rozwijania nowych technologii oraz ich wdrażania, a to jeszcze bardziej oddali producenta od światowej czołówki (mowa przede wszystkim o produkcji telewizorów).

Do tego należy oczywiście dorzucić wysoki kurs jena, a także nieciekawą sytuację gospodarczą na świecie – spadający popyt raczej nie przysłuży się wspomnianym producentom (to samo można powiedzieć o obniżeniu ratingu, który oznacza dodatkowe obciążenie i przysłowiowy cios między oczy dla akcjonariuszy oraz decydentów korporacji). Choć obie marki próbują poprawić swoją sytuację (restrukturyzacja Sony sprawia wrażenie stanowczej i przemyślanej – przynajmniej na papierze), to trudno dzisiaj stwierdzić, czy plany naprawcze faktycznie przyniosą spodziewane skutki. Długi okres zastoju i betonowania anachronicznych struktur poczynił olbrzymie szkody i ciężko naprawić to w kilka kwartałów. Tu nie pomogłaby nawet czarodziejska różdżka.

Sony, Panasonic i Sharp tylko częściowo padły ofiarą presji ze strony konkurencji (w tym przypadku należy wskazać głownie na Samsunga i LG). Większego spustoszenia dokonała wewnętrzna niemoc tych firm. Czy jest to jedynie problem japońskich producentów? Zdecydowanie nie – podobne przypadki obserwujemy na rynku europejskim i amerykańskim. Motorola, RIM, Nokia, HP – wszyscy kojarzymy te marki, ale jednocześnie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że dzisiaj są one już jedynie cieniem własnej potęgi i w bliższej lub dalszej perspektywie mogą podzielić los nieszczęsnego Kodaka (Motorola Mobility dotyczy to już w mniejszym stopniu, ponieważ zostali przejęci przez Google, ale bez tej transakcji ich los byłby bardzo niepewny. Zresztą i teraz trudno stwierdzić, co stanie się z tą marką). Niemożliwe? To samo mówiono zapewne dekadę temu o legendarnym producencie aparatów.

Nokia i RIM pokładają wielkie nadzieje w swoich nowych smartfonach. Fiński producent od jakiegoś czasu chwali się świetną sprzedażą Lumii 920 i zapewnia, że sprzęt znika z półek sklepowych (cena akcji firmy rośnie), ale jednocześnie nie podaje żadnych liczb. A to prowokuje dyskusje i pytania o wiarygodność tych zapewnień. Z kolei RIM liczy na to, że odejście od tradycyjnej linii produktów i podążanie za trendami może im zapewnić sukces. Pojawia się jednak pytanie, czy na takie decyzje nie jest trochę zbyt późno – Kanadyjczycy chcą nadrabiać, ale konkurencja nie zamierza na nich czekać.

Osobna kwestię stanowi HP. Można zaryzykować stwierdzenie, że na przestrzeni ostatnich lat firma wyczerpała limit błędnych decyzji na kilka następnych dekad. Opublikowane niedawno wyniki finansowe za poprzednie kwartał i rok finansowy trudno uznać za satysfakcjonujące (zanotowano spore straty), ale większym problemem jest chaos organizacyjny, który można w tej firmie obserwować już od kilku dobrych lat. Częste zmiany CEO oznaczały niejednokrotnie obrócenie o 180 stopni strategii rozwoju firmy. HP stoi przez to w miejscu, a nierzadko można odnieść wrażenie, że się cofa.

Zmiany decyzji oraz bałagan są w przypadku HP bardzo kosztowną zabawą. Sztandarowym przykładem jest oczywiście projekt webOS, który odciążył portfel korporacji o grubo ponad miliard dolarów. Jednak ten temat poważnie blednie, gdy zestawi się go z inną sprawą (ostatnie informacje pozwalają już chyba na użycie słowa "afera"). Mowa o przejęciu korporacji Autonomy, za którą w roku ubiegłym HP zapłaciło ponad 10 mld dolarów. Zarówno ta suma, jak i całe przejęcie wywoływały kontrowersje już w chwili ogłoszenia decyzji o transakcji, ale teraz atmosfera poważnie się zagęściła.

Prowadzone właśnie dochodzenie w sprawie przejęcia wykazało już, iż poważnie przeszacowano wartość Autonomy, czego skutkiem była utrata miliardów dolarów (ujawnienie tych informacji sprowadziło kolejne nieszczęście – poważny spadek ceny akcji). Przedstawiciele Hewlett-Packard przekonują, że zostali oszukani przez zarząd Autonomy, ale teraz niewiele to zmieni. Na dobrą sprawę, dochodzenie działa na niekorzyść HP, ponieważ ujawnia bałagan (a może to coś więcej?) w firmie i dość niefrasobliwe podejście do kwestii pieniędzy korporacji. A z takim nastawieniem raczej nie można śmiało patrzeć w przyszłość.

Pisałem już, że miejsce legend segmentu IT przejmują nowe potęgi. Dzisiaj widać to bardzo wyraźnie i wystarczy wspomnieć o takich korporacjach, jak Apple czy Samsung. To nowy motor napędowy tej branży i w chwili obecnej sprawia on wrażenie świetnie naoliwionego i gotowego do pracy na najwyższych obrotach jeszcze przez długie dekady. Nie można jednak wykluczać, że niebawem któraś z firm spróbuje odesłać tych graczy na emeryturę i zająć ich miejsce. Pierwsze oznaki tego procesu stają się bardzo widoczne. Ten temat warto już jednak rozwinąć w kolejnym wpisie.

Co zaś się tyczy opisanych w tekście firm z problemami, to z częścią z nich zapewne będziemy zmuszeni się pożegnać. Równowaga w przyrodzie zostanie zachowana, ponieważ ich miejsce szybko zajmą inni, ale i tak pojawią się komentarze w stylu: trochę szkoda. Mówiąc krótko: To se ne vrati...

Źródła zdjęć: interklasa.pl, veille.tn, gadgetreview.com, ft.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu