Afera dieselgate nie pogrzebała Volkswagena, ale ciągle daje o sobie znać, jej konsekwencje będziemy jeszcze długo obserwować. Tą najpoważniejszą może być... śmierć diesla. Mówi się o tym coraz głośniej i nie stoją za tym wyłącznie ekolodzy czy media - swoje dokładają politycy, urzędnicy oraz producenci samochodów. W gronie tych ostatnich znajdziemy np. Volvo. Należąca do Chińczyków firma zamierza zrezygnować z diesla.
Volvo nie ucierpiało przy okazji ostatnich zawirowań z dieslem w roli głównej, przynajmniej nie odczuło konsekwencji prawnych i nie musiało wypłacać odszkodowań czy dogadywać się z regulatorami. Ale szef firmy, Hakan Samuelsson, nie pozostawia złudzeń: biznes, którym steruje, kończy z dieslem, wybiera inną ścieżkę rozwoju. Zaznacza przy tym, że wynika to z czystej ekonomii: redukcja emisji tlenków azotu w silnikach tego typu oznacza wysokie koszty, które z czasem mogą być jeszcze większe. Nie chodzi zatem o samą ekologię, walkę o świeże powietrze, lecz o wyniki pokazywane przez kalkulator.
Szwedzka marka nie zerwie z dieslem z dnia na dzień. Silniki zaprezentowane kilka lat temu będą rozwijane i unowocześniane, powinny być produkowane jeszcze przez 6 lat. Nie ma jednak planów tworzenia ich następców. Firma skupi się na autach elektrycznych oraz hybrydowych. Pisałem kiedyś, że Volvo zamierza sprzedać milion takich pojazdów do roku 2025. Czy to się uda? Cóż, milion elektryków ma ponoć pojawić się do tego czasu na polskich drogach, więc... A na poważnie: szwedzka marka i tu będzie musiała zmagać się z silną konkurencją, przykładem chociażby Tesla, która radzi sobie coraz lepiej.
Atutem Volvo jest to, że firma od dawna inwestuje w nowe rozwiązania i jest w awangardzie np. w zakresie bezpieczeństwa, nie obudziła się teraz, by szybko gonić konkurencję. W kolejnych latach ich udział w wyścigu o klienta będą po prostu napędzać silniki elektryczne. Ciekawe, jak zareagują na to klienci?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu