Czasem słyszę, że największą karą dla firmy, która oszuka klientów, będzie ich odejście - wybiorą konkurencję, portfelem pokażą, że nie można ich źle traktować. Potem trafiam jednak na przykłady przeczące tej tezie: klienci narzekają, ale zostają albo nawet siedzą cicho, machają ręką na poczynania producenta czy usługodawcy. Dziwne o tyle, że nie jest to reprezentacja kraju w piłce nożnej, którą mamy jedną - dla każdego gracza znajdzie się jakaś alternatywa. Tymczasem rzesze osób pokazują, że zapomniały o przewinieniach korporacji Volkswagen, o dieselgate: auta tego producenta sprzedają się świetnie.
Volkswagen zanotował najlepszy miesiąc w historii. Ludzie szybko zapomnieli o oszustwach
Volkswagen poinformował, że listopad pod względem wielkości sprzedaży był najlepszym miesiącem w historii marki. Kilka tygodni wystarczyło, by koncern sprzedał na świecie blisko 600 tysięcy aut. Czy wzrosty nakręcili Niemcy, którzy postanowili pomóc swojej firmie po burzy, z jaką się zmierzyła (na własne życzenie)? Chociaż za naszą zachodnią granicą sprzedaż wzrosła, to nie tłumaczy ona całego zjawiska - korporacja zyskiwała na praktycznie wszystkich rynkach. Wyjątkiem są USA (jeśli porównamy listopad 2017 roku do analogicznego okresu roku 2016), lecz i tam spadek nie był szokujący, zmianę na poziomie kilkuset aut trudno uznać za jasny sygnał od klientów.
Niemiecka marka świetnie radziła sobie na rynkach wschodzących: w Rosji, Brazylii czy Chinach zanotowano poważne wzrosty sprzedaży, widać, że społeczeństwa się bogacą, pożądają "niemieckiej jakości". I nie przeszkadza im to, że w ostatnich latach owa jakość pokazała drugie oblicze: dieselgate. To było zwyczajne oszukiwanie urzędników, konkurencji i klientów. Oszustwo, które sporo już kosztowało koncern, a które wiąż jest sprawą niezamkniętą - media donoszą, że bezprawne rozwiązania stosowano w kolejnym modelu, tym razem chodzi o Touarega. Volkswagen wciąż nie rozliczył się ze swoimi przewinieniami. Z pewnością nie zmieni tego wyrok, jaki usłyszał jeden menedżer firmy.
Schmidt w trakcie procesu próbował zmniejszyć swoją odpowiedzialność za aferę, jednak bezskutecznie. Sąd nie uwierzył w jego wyjaśnienia, które sprowadzały się do próby przerzucenia winy na innych kierowników firmy – szczególnie takich, którzy operowali z Niemiec. Wyrok oczywiście jest dla managera Volkswagena niesamowicie niekorzystny – 7 lat w więzieniu to bardzo surowa sankcja. Podobnie jak i 400 000 dolarów kary do zapłacenia.[źródło]
Nie ukrywam, że dziwi mnie ta sytuacja: taka afera, przez kwartały powtarzano, że firma wciskała wszystkim kit, że nie było to dzieło przypadku, lecz działania zakrojone na szeroką skalę, a tu rekord sprzedaży. Ludzie szybko zapominają. To aż nienormalne. Przecież zmanipulowane auta straciły na wartości, a wiarygodność takiego gracza powinna ucierpieć. Tyle mówi się w ostatnich latach o smogu, zanieczyszczaniu powietrza m.in. przez samochody (wskazuje się tu głównie na diesle), ale najwyraźniej mówienie o zagrożeniach nie przekłada się na realne działania, decyzje zakupowe. Można ponarzekać, stwierdzić, że Volkswagen nawywijał, a potem pójść do salonu po auto tego producenta.
To nie wróży dobrze na przyszłość, na takich przykładach mogą się uczyć inne firmy. Zobaczą, że nawet poważne przewinienia uchodzą płazem. Volkswagen zapłacił kary? Ok, ale podliczmy je i zastanówmy się, ile przez lata firma zarobiła na wspomnianym procederze. Prawdziwą karą, jasnym sygnałem dla wszystkich, byłby odpływ klientów: bo nie chcemy być oszukiwani. Tego jednak zabrakło. Sprawa oczywiście nie dotyczy tylko korporacji motoryzacyjnych, podobnie może być z twórcami gier, producentami smartfonów czy oprogramowania, dostawcami usług. Wszyscy oni widzą, że oszustwo nie musi się wiązać z dotkliwą karą. Jeszcze możemy to odczuć na swojej skórze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu