Kupujesz lek, a ten przeszedł więcej niż tylko kontrolę jakości. Zanim trafił do Twojego organizmu, był na orbicie, widział Ziemię z wysokości 500 kilometrów i krystalizował się tam, gdzie — jak niektórzy uważają — nie da się polecieć, a obrazki z ISS to li tylko nagrania z planu filmowego. Oto Varda – startup, który postanowił wywrócić do góry branżę farmaceutyczną.

Farmacja to nie zabawa w warzenie ziół. Im bardziej złożona cząsteczka, tym bardziej kapryśna, podatna na błędy i niestabilna jak inflacja w Wenezueli. Ziemska grawitacja, temperatura, mikrodrgania – wszystko może popsuć strukturę leku jeszcze zanim trafi na stół inżynierów.
A co, jeśli wyciągniemy produkcję poza nawias ziemskiego oddziaływania grawitacyjnego? Varda Space Industries postawiła wszystko na jeden cel: krystalizacja białek i leków w mikrograwitacji daje bowiem struktury, które na Ziemi są niemożliwe do uzyskania lub piekielnie drogie. To, co na Ziemi nie działa, na orbicie dzieje się "od strzału" – powstają nowe formy leków: czystsze, trwalsze, lepiej przyswajalne.
329 milionów dolarów na "kosmiczną fabrykę"
Pisanie o startupach kiedyś było zazwyczaj opowieścią o genialnych dzieciakach z garażu i walających się wszędzie pudełkach po pizzy. Varda jest inna. Oni przyciągają inwestorów jak magnes. Otrzymają 187 milionów USD w serii C finansowania. Łącznie – będzie 329 milionów. Za plecami Vardy stoją: Peter Thiel, Lux Capital, Khosla Ventures. Sektor venture capital stawia na nich bardzo mocno, a to dobry prognostyk.
Kasa to natomiast jedno. Ale trzeba sobie ustalić, co liczy się obecnie w branży startupowej. Liczy się między innymi bezczelność. Varda to pokazuje: produkują wszystko sami, kontrolują każdy milimetr sprzętu, od kapsuły po systemy do testów na orbicie.
Kroki do sukcesu
Najpierw – triumf: Kapsuła W-Series skutecznie na Ziemię Ritonavir, lek nie tylko symboliczny, bo wycelowany w leczenie HIV, ale i atrakcyjny na rynku. Rynek farmaceutyczny patrzy i czuje, że zaczyna się era, w której już nie laboratoria na Ziemi, ale orbita będzie świątynią biotechnologii.
Firmę cechuje obsesja kontroli. Varda nie oddaje nikomu ani śrubki. Sami tworzą sprzęt, sami prowadzą testy, sami budują laboratoria, w których cząsteczki będą sobie dojrzewać. W El Segundo i Huntsville tętni ekosystem "kosmicznych alchemików", a testy przechodzą jeszcze nieposiadające nazwy cząstki, które mogą zmienić wszystko, jeśli tylko przetrwają selekcję.
I ostatecznie — Varda nie robi niczego na pokaz. Po prostu robi swoje: i to regularnie. To taśmowa produkcja innowacji. Varda przetwarza materiały na własnych kapsułach, wystrzeliwuje kolejne misje, testuje technologie dla rządu USA. Każda kolejna misja to kolejny krok w stronę produkcji na skalę, o jakiej he he Big Pharma do tej pory tylko śniła.
Czytaj również: Co potrafi lód w kosmosie? Sądziliśmy, że to niemożliwe
Kogo boli sukces Vardy?
Kiedy w grę wchodzą nowe technologie, zawsze ktoś traci. Kosmiczna farmacja uderzy w koncerny, które latami budowały przewagę na własnych liniach produkcyjnych.
Zyska na pewno branża biotechnologiczna, która szuka przełomów za wszelką cenę, oraz pacjenci czekający na leki, których wcześniej nie dało się zrobić. Przegrają natomiast wszystkie firmy, które nie wejdą w ten wyścig. Jeżeli tradycyjna Big Pharma przestraszy się tego rynku, a on okaże się superprzełomowy, będzie musiała kiedyś ugiąć szyję przed Vardą. Każdy dolar zainwestowany w kosmiczną produkcję leków, może być biletem ludzkości w naprawdę ciekawą przyszłość.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu