Wylogowujecie się z Gmaila? Z YouTube'a? Czy pozwalacie, żeby Google śledziło każdy Wasz ruch w sieci? Jeśli konto jest odpowiednio zabezpieczone, to przecież płynie z tego więcej korzyści, aniżeli szkody. Zbyt wiele razy się o tym zdążyłem przekonać.
Uwielbiam, gdy Google szuka za mnie. Niech robi to częściej i lepiej
Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...
Sprawa sprowadza się bowiem do zaledwie kilku, ale powtarzalnych sytuacji. Jedną z nich jest nagła potrzeba wrócenia do konkretnej strony z obrazkiem, cytatem czy całym artykułem. Wtedy z pomocą przychodzi historia odwiedzanych stron lub obejrzanych filmów na YouTube (która nareszcie jest "przeszukiwalna") i dotarcie do tego, co już widzieliśmy jest znacznie, znacznie łatwiejsze. I nie tylko na tym jednym urządzeniu, ale na każdym, które posiadamy - wystarczy zalogować się korzystając z tych samych danych.
Ale tego typu funkcje dostępne są od dawna i nie oferuje ich tylko Google czy przeglądarka Chrome. Firefox czy Opera również dostępne są na najważniejszych platformach mobilnych i urządzeniach - to nie jest nic odkrywczego. To, co mnie satysfakcjonuje, zadziwia i jednocześnie zachwyca, to proaktywność, na którą stać teraz Google. Nie przekonacie się o tym zamykając wszystkie sesje i rezygnując z ciągłego analizowania Waszej aktywności w sieci - żadna to niespodzianka. Jeśli nie przekażecie tej firmie odpowiedniej dawki informacji na swój temat, to nie możecie spodziewać się odpowiednich rezultatów. Analigoczna sytuacja zachodzi w realnym świecie - jeśli nie powiecie komuś, że zespół X jest Waszym ulubionym i czekacie na nowe odcinki serialu Y, to żaden z Waszych znajomych nie przypomni Wam, gdy wyznaczona zostanie data premiery nowego albumu czy epizodu - tak na wypadek, gdyby Wam to umknęło.
A umknąć może, bo nadążyć za wszystkim jest niemal niemożliwe.
Rozwiązaniem nie jest ustawianie powiadomień o wszystkich nowych odcinkach na godnych uwagi kanałach na YouTube (próbowałem, nie polecam), bo rzadko uda Wam się zgrać z harmonogramem publikacji i gdy na ekranie mignie notyfikacja, to Wy i tak od ręki tego wideo nie obejrzycie. Nie natrafiłem jeszcze na żadną prawdziwie skuteczną usługę, która będzie w stanie na bieżąco dostarczać mi informacji o serialach, filmach i płytach, które się pojawiają, a którymi jestem (potencjalnie) zainteresowany. Ci, którzy dużo oglądają i słuchają wiedzą, że bycie na bieżąco jest cholernie trudne. Pewnie, że świat się nie zawali, jeśli przegapimy nowy singiel lubianego artysty, ale jeśli udałoby się tego uniknąć...
Jeśli kilka dni, kilkanaście tygodni lub parę miesięcy temu szukałem informacji odnośnie danego albumu, to przy zbliżającej się premierze Google mi o tym przypomni. Nie zrobi tego tylko wewnątrz aplikacji, którą musiałbym otworzyć, ale wyśle mi nawet powiadomienie. Po otwarciu aplikacji najczęściej okazuje się, że jest kilka innych rzeczy, które by mi umknęły. Jak chociażby zbliżające się towarzyskie spotkanie pomiędzy Włochami i Holandią, które z przyjemnością obejrzę. Ale w strumieniu nie pojawiają się tylko stricte wpisujące się w moje hobby nowości, bo czasem trafia się coś, co - według algorytmów - powinno mi przypaść do gustu, pomimo faktu, że do tej pory nie przejawiałem zainteresowania tym tematem z polityki, ekonomii, gospodarki czy innej działki.
Sprytne jest też to, że wszystkie te treści są na urządzeniach mobilnych zaraz pod wyszukiwarką. W przypadku iOS-a okoliczności są jeszcze bardziej sprzyjające, ponieważ wszystko odbywa się w aplikacji Google, po którą bardzo często sięgam. Na Androidzie pole do wpisywania frazy znajduje się na ekranie głównym, więc łatwo jest pominąć zebrane sugestie. Ale na wielu urządzeniach swipe w prawo wystarczy, by je szybko sprawdzić.
I ja to robię. Nawet coraz częściej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu