Zadawałem sobie ostatnio pytanie: "Po co w ogóle mam jeszcze konto na Facebooku?" Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym więcej jest wątpliwości. Jakoś trzyma mnie jeszcze to, że specyfika mojego głównego zajęcia w życiu wymaga ode mnie aktywności w tym medium społecznościowym. Jednak i to kiedyś się rozmyje, po czym już nie będę mieć skrupułów, żeby zlikwidować swoje konto. A co z typowo "społecznościową" stroną Facebooka? Czy czuję się bardziej lubiany? Czy posiadanie konta poprawia moje samopoczucie? Daje mi coś, czego by mi normalnie brakowało?
Uważasz, że Twoi znajomi na Facebooku mają Cię gdzieś? Nie mylisz się - to normalne
Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...
Nie. A ponadto wali piachem po oczach
Ludzie normalni chcą być lubiani/szanowani (wbrew pozorom to nie są tożsame wyrazy). To akurat normalne, że chcemy być akceptowani w społeczeństwie - w grupach rówieśniczych, w pracy, wśród znajomych, w rodzinie. Staramy się o to na wiele sposobów - przybieramy "maski", udajemy, że jest dobrze - a przecież nie jest, chwalimy się sukcesami - ukrywając przy okazji porażki. Idealizujemy siebie, idealizujemy nasze życie - to, z czym wychodzimy do ludzi to kompilacja naszych najlepszych cech. Te gorsze skrzętnie ukrywamy przed światem - w obawie przed odrzuceniem.
To bardzo ogólna wizja świata - oczywiście nie każdy zachowuje się w taki sposób i daleko w poważaniu ma gonitwę za lajkami, łapkami w górę, serduszkami. I co ciekawe - są to ludzie szczęśliwi. Pisałem dla Was wcześniej o tym, że media społecznościowe wprost wpływają na to, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi (albo i nie). I szczerze powiedziawszy czekałem, aż ktoś zajmie się nieco bardziej kontaktami międzyludzkimi na Facebooku. Jeżeli macie konto na Facebooku, macie zapewne konkretną liczbę znajomych. U mnie jest ich 307. Tak mi się wydaje, że to trochę za dużo.
Co jakiś czas robię "pogrom" wśród znajomych - bez żalu wywalam tych, którzy nawet na chodniku mi nie powiedzą "cześć". Nie jest to dla mnie akt "zemsty" za bycie fujarą, a raczej społecznościowa "higiena". Zresztą, nie potrafimy utrzymać interakcji ze zbyt wieloma osobami, zawsze skazujemy kogoś na przymusowy "ostracyzm". Z tych nieco ponad trzystu znajomych spora część coś sobie publikuje, a ja tego na pewno nie zobaczę. Nie obserwuję tych ludzi, nie podobają mi się treści, które wrzucają (z automatu lecą "karynowskie cytaty", ekstremiści polityczni, durne filmiki). Jakoś newsfeed wygląda.
A co ze mną? Kto mnie lubi?
Dwójka moich najlepszych przyjaciół nie ma konta na Facebooku. Są to ludzie, za którymi w ogień bym skoczył, wiele im zawdzięczam i jeszcze więcej się od nich nauczyłem. Dzień bez telefonu do nich, choćby po pierdołę - to dzień stracony. Mnóstwo wspólnych tematów, masa ciekawych wspomnień - mam nadzieję, że każdy z Was ma takich przyjaciół od serca. Wśród tych facebookowych znajdzie się 2, 3 osoby (nie liczę rodziny i dziewczyny), które są dla mnie szczególnie ważne i na które mogę liczyć - w miarę ich możliwości. Reszta - jak wskazuje pewne badanie - ma mnie konkretnie gdzieś.
Robin Dunbar, profesor psychologii na Oksfordzie wziął się za ten temat - próbował wykazać związek między tym, ilu znajomych mamy na Facebooku, a ilu z nich, to nasi prawdziwi przyjaciele. Wynik badania można streścić w ten sposób: średnio czwórka z tych znajomych to osoby, którym na nas zależy. Resztę guzik interesować będą nasze problemy, sukcesy, porażki. Z grona badanych osób/kont, średnio posiadano 150 znajomych. 14 z nich wyrazi swoje współczucie z powodu mało przyjemnego wydarzenia. Co więcej, badani orzekli, że jedynie 27% ich kontaktów na Facebooku to "rzeczywiści znajomi", czyli tacy, z którymi wchodzą we w miarę regularne interakcje. Czyli całkiem podobnie, jak w życiu. Znajomych możemy mieć mnóstwo, ale jedynie garstka z tej grupy okazuje się dla nas szczególnie ważna.
Na co komu SM-owy onanizm?
Moja dalsza (dla ścisłości) koleżanka lubi walić "selfiakami" na Facebooku. W tygodniu będzie ich ze trzy. W różnych pozach, z różnymi stopniami zasypania szpachlą facjaty. Zawsze z rąsi, zawsze po Photoshopie, zawsze twarz. Pytam - po co? Bo fajnie zgarnąć mnóstwo lajków. Bo człowiek czuje się lepiej. Pytam, czy zastanawia się nad tym, kogo to tak naprawdę interesuje. Nie zastanawia się. Dlaczego? Bo leczy swoje kompleksy - ludzie potrzebują, by o nich mówiono: "jesteś mądry, ładny, to robisz fajnie, to ci wychodzi". Lubimy być komuś potrzebni, podziwiani - pochwały działają na nas mobilizująco. Czegokolwiek by nie dotyczyły.
Ale na Facebooku tego nie znajdziemy. Ilość lajków nie mówi o nas wszystkiego. Wszak ludzie wszystkiego nie zobaczą. A tak na dobrą sprawę... mało kogo to interesuje.
Grafika: 1, 2, 3
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu