Motoryzacja

Ursus ma zamówień na elektryki za 180 mln zł. Nie wyrabia z produkcją

Maciej Sikorski
Ursus ma zamówień na elektryki za 180 mln zł. Nie wyrabia z produkcją
60

Czego można życzyć młodej firmie? Sukcesów, przez które rozumie się m.in. długą listę klientów, masę zamówień na towary/usługi. Sprawa nie jest jednak tak oczywista, bywa, że małe przedsiębiorstwa padają ofiarą bardzo udanego startu, bo nie są w stanie sprostać oczekiwaniom klientów: produkt ma wady, które trzeba usunąć, proces produkcyjny nie jest do końca opanowany, łańcuch dostawców nie został odpowiednio sprawdzony i przetestowany w boju, skala działania przerasta firmę. Takie przypadki zna pewnie każda branża. Ostatnio zmaga się z tym polski Ursus. Legendarny producent maszyn rolniczych wszedł na nowy rynek, zabrał się za tworzenie autobusów elektrycznych i szybko zgarnął wiele zamówień. Jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem.

Ursus w ostatnich kwartałach skupia na sobie sporo uwagi i o dziwo nie dotyczy to wyłącznie akcjonariuszy firmy czy rolników - na firmę patrzą specjaliści z rynku motoryzacji, samorządowcy, politycy, ludzie biznesu. Wszystko za sprawą rozwoju polskiego gracza: postanowił on rozszerzyć swoją ofertę, wziąć się za bardzo perspektywiczny segment "zielonych", czyli niskoemisyjnych autobusów. I chociaż wyniki finansowe przedsiębiorstwa na tym polu na razie nie powalają, notowane są straty, trzeba mieć na uwadze, że to dopiero początek. A ów początek przyniósł już głośne kontrakty - przykładem Zielona Góra:

w przetargu na miejskie autobusy elektryczne dla stolicy województwa lubuskiego najkorzystniejsza okazała się ta złożona przez Ursus i Ursus Bus. Informacja o tyle istotna, że pisano wprost o największym przetargu tego typu na Starym Kontynencie – wartość oferty brutto to blisko 100 mln zł. Dostawy mają być zrealizowane w 2018 roku, do miasta trafi wówczas 47 fabrycznie nowych pojazdów.[źródło]

Niedługo później producent odpalił kolejną medialną rakietę - Ursus poinformował, że zebrał już zamówienia na 2018 rok na dostawę elektrycznych autobusów o wartości 180 mln zł. Inwestorów nie trzeba było długo namawiać, akcje firmy podrożały. Prezes Karol Zarajczyk dodawał, że przedsiębiorstwo inwestuje w rozwój, a w opracowaniu są nowe projekty - m.in. wykorzystanie wodoru jako paliwa dla autobusów.

Uważamy, że napędy wodorowe dosyć szybko pojawią się w autobusach komunikacji publicznej i małych samochodach dostawczych, gdzie jeszcze technologia bateryjna jest niewystarczająca dla zapewnienia odpowiedniego zasięgu[źródło]

Na tym polu polski gracz nie jest odosobniony, ogniwa paliwowe chce też wykorzystywać Toyota, przykładem autobus Sora. Co prawda Tesla czy Daimler zapowiadają ciężarówki, które na akumulatorach mają już pokonywać większe odległości, ale po pierwsze, nie wiadomo kiedy te pojazdy trafią na drogi, a po drugie, rozwój jednego segmentu nie oznacza z automatu, że drugi skazany jest na niepowodzenie. Skoro Ursus chce próbować swoich sił na obu ścieżkach, wypada życzyć powadzenia. I tu dochodzimy do ważnej kwestii, bo polski producent musi jednak mierzyć siły na zamiary.

Wedle ostatnich doniesień, polska firma musiała zapłacić kary umowne Toruniowi i Warszawie. Powód? Ursus nie wywiązał się na czas z realizacji zamówień, autobusy dotarły do miast później, niż przewidywał kontrakt. Niestety dla przedsiębiorstwa, mowa o sporych pieniądzach. Jak to tłumaczyć? Prezes wskazuje m.in. na specyfikę przetargów, ale też na własne problemy wynikające z wieku przedsiębiorstwa. To "choroby wieku dziecięcego" właściwe dla startupów. A zatem wypływa kwestia, o której pisałem na początku: czasem niespodziewany sukces może się okazać problemem. Sporo mówiono na ten temat przy okazji dużej liczby zamówień na Tesla Model 3 - w dłuższej perspektywie oznaczały one wielkie przychody, może nawet zyski, ale najpierw te samochody trzeba wyprodukować i to w terminie, który nie zniechęci kupców. W przypadku Ursusa chodzi nie tylko o zrzędzenie klientów w mediach społecznościowych - przywołane kary sięgające milionów złotych to poważne obciążenie.

Przy realizacji zamówienia dla Zielonej Góry powinno już być lepiej. Ursus ma na wykonanie kontraktu ponad rok, ale przypominam, że mówimy o blisko 50 dużych pojazdach. A portfel zamówień pęcznieje. Oby zatem przedsiębiorstwo nie pośliznęło się na tym sukcesie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot