Unia wydaje wojnę ładowarkom innym niż USB-C. Jednak czy ta inicjatywa ma szansę powodzenia?
2024 r. będzie bitwą pomiędzy UE a producentami chińskiego barachła. Kto wygra?
Jeżeli spojrzymy na to, gdzie produkowana jest większość sprzętów elektronicznych, nie będzie żadnego problemu z zauważeniem, jak gargantuiczną rolę we współczesnym przemyśle odgrywają Chiny. Czy chcemy tego, czy nie, to właśnie one w dużej mierze dyktują wygląd rynku w wielu segmentach, a często niskie (znikome) marże w wielu aspektach dyktują to, jakiej jakości są niektóre produktu.
Polecamy na Geekweek: Zakłócenia sygnału GPS nad Polską. Pojawiły się nowe informacje
W końcu ogólny pogląd o tym, jak prezentują się chińskie produkty na tle konkurencji z innych regionów świata, nie wzięła się znikąd. Jednak takie parcie na najniższą cenę ma swoje konsekwencje, chociażby w kwestii wykorzystania poszczególnych technologii. I chyba nigdzie nie widać tego lepiej niż w przypadku produktów, które wymagają ładowania. W momencie, w którym cały zachodni świat przeszedł już na USB-C lata temu, wiele chińskich, tanich produktów wciąż korzysta z microUSB/miniUSB albo z tradycyjnego gniazda ładowania.
Unia Europejska planuje coś z tym zrobić. Czy się uda?
Jak wiemy, UE wzięła się za standaryzacje portów USB, czego najgłośniejszym przypadkiem było wymuszenie przejścia na USB-C w iPhone'ach od Apple. Wspólny standard ładowania ma ograniczyć liczbę elektrośmieci poprzez możliwość wykorzystania mniejszej liczby ładowarek i kabli do swoich sprzętów. Komisja Europejska zapowiedziała też, że 2024 będzie rokiem ujednolicenia standardu ładowania dla wszystkich urządzeń w UE.
I o ile nie widzę problemu z tym, żeby do tego zastosowali się producenci telefonów czy tabletów, to w przypadku innych wymienionych we wpisie urządzeń — przenośnych konsol, słuchawek, głośników bluetooth czy klawiatur, jestem pewien, że będziemy mieli do czynienia z poważnym dysonansem. Markowe produkty z pewnością dostosują się do regulacji (o ile już tego nie zrobiły), natomiast chińskie sprzęty "ściągane" do Europy przez dystrybutorów będą cóż... dalej takie same.
Europa jest bowiem za małym rynkiem, żeby producentowi opłacała się taka zmiana. Nie mówię tu, że nigdy ona nie nastąpi, ale po prostu jestem przekonany, że dyrektywa Unii w tym wypadku będzie miała minimalny wpływ na tę kategorię najtańszych produktów.
Poza tym pamiętajmy, że jest szereg produktów elektronicznych niewymienionych przez UE, które wymagają ładowania i które sprawią, że microUSB będzie z nami jeszcze długo. Mam tu na myśli całą drobną elektronikę zasilaną akumulatorami, na czele z zabawkami, nie mówiąc już o produktach typu lampki LED czy budziki z wyświetlaczem.
Jestem więc bardzo ciekawy, jak Unia Europejska będzie walczyła z producentami chińskiej elektroniki i ich dystrybutorami. Bo w to, że takie produkty po prostu znikną z rynku, zwyczajnie nie wierzę. Jednocześnie - w tym wypadku podejrzewam, że ze względu na brak chociażby jednego brandu czy dużego dystrybutora "ukaranie" takich praktyk będzie bardzo trudne.
Innymi słowy — próba ujednolicenia standardów ładowania będzie testem dla Unii, ale wygranie z chińskim barachłem może okazać się karkołomnym zadaniem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu