Street Fighter II: The World Warrior zadebiutował w 1991 roku, w 1994 roku wydano Super Street Fighter II. Uwielbiałem te gry i wciąż mam do nich ogromny sentyment. Ale odświeżanie tej produkcji po łebkach i żądanie za nią 150 złotych to niezłe zdzierstwo.
Street Fighter II na Nintendo Switch to niezłe zdzierstwo. Gra w porządku, ale cena z kosmosu
Ultra Street Fighter II: The Final Challengers, bo o takiej nazwie mowa, kosztuje 150-160 złotych. Nie zdarza mi się zaczynać od ceny, ale w tym wypadku zrobię wyjątek. Bo Ultra Street Fighter II: The Final Challengers może i ma bezsensowną nazwę, ale to całkiem fajny powrót do klasyki. Ale bądźmy poważni, mnie za takie pieniądze.
Co nowego?
Niewiele. Ultra Street Fighter II: The Final Challengers to tak naprawdę Super Street Fighter 2 Turbo z dwoma „nowymi” postaciami (tak naprawdę starymi, ale tym razem grywalnymi), dziwnym trybem FPP z użyciem kontrolerów ruchowych, takim sobie trybem kooperacji i trybem online. No i trochę lepszą grafiką, choć można grać również w wizualnie klasycznej odsłonie.
Zacznę od oprawy, bo to dość ciekawa kwestia. Wspomniałem, że można pograć w klasycznie wyglądającego SF2 i polecam ten wybór - łezka wspomnień gwarantowana. Jeśli jednak taka grafika kłuje Was w oczy, standardowo gra wyświetla grafikę w HD - sęk w tym, że nie ma tu nic nowego. To przeportowany na Nintendo Switch Super Street Fighter 2 Turbo HD Remix. Nie zmieniono też tak naprawdę nic w balansie rozgrywki, mamy więc styczność z kolejnym portem tamtej produkcji.
Dwie wspomniane wyżej nowe postacie to Evil Ryu i Violent Ken. Ten pierwszy to miks ruchów Ryu i Akumy, Violent Ken to natomiast Ken z mózgiem wypranym przez M. Bisona, dostał więc trochę psychomocy i jest od zwykłego Kena szybszy.
Mogłoby się wydawać, że ciekawym, unikalnym w pewnym sensie dodatkiem, jest tryb FPP, w którym rzucamy ciosy specjalne korzystając z kontrolerów ruchowych. Brzmi super, prawda? No niestety nie jest. Faktycznie, po złapaniu joy-conów nie można po prostu nimi machać, trzeba ułożyć odpowiednio ręce, ale ten zręcznościowy tryb nudzi się po kilkunastu minutach i kompletnie nie widzę w nim sensu. Way of the Hado polega na wcieleniu się w Ryu i wykonywaniu za pomocą kontrolerów ruchowych ciosów specjalnych, a w konsekwencji ubijaniu kolejnych fal żołnierzy Shadaloo. Wygląda to o tyle dziwnie, że dodaje do gry kolejny styl graficzny, prezentując się jak miks SF4 i SF5. Jaki ma to sens skoro gra ma wracać do klasyki? Nie mam pojęcia.
Aha, jest jeszcze edytor kolorów. Dzięki niemu pokolorujecie wojowników wedle uznania, tworząc własne kombinacje. Bardziej ucieszyłbym się z edytora kostiumów, by choć trochę pogrzebać we wspomnieniach. No bo edytor kolorów...meh.
Nie warto
Wielokrotnie zarzucaliście mi, że przyjmuję z otwartymi ramionami odświeżone wersje gier i nie traktuję ich jako odgrzewane kotlety. Jeśli ów kotlet jest smaczny, ładnie podpieczony i soczysty jak Mario Kart 8 Deluxe, możecie mi je podstawiać pod nos i nie będę miał najmniejszych problemów, by wydać na nie swoje pieniądze. Ale Ultra Street Fighter II: The Final Challengers taki nie jest i nie widzę uzasadnienia do wydania około 150 złotych na ten tytuł. Owszem, gra się w niego przyjemnie, to fajna zabawa, a ja jestem fanem Street Fighter 2 - ale trzeba pamiętać, że nie można przyjmować każdego portu z uśmiechem tylko po to, by biblioteka gier na Switcha była pokaźna. Moim zdaniem Ultra Street Fighter II: The Final Challengers w tej cenie to przegięcie. Jeśli znajdziecie kiedyś promocję -50%, śmiało bierzcie - o ile oczywiście lubicie tę serię. Ale nawet jeśli jesteście fanami, moim zdaniem lepiej ten tytuł odpuścić, oferuje za mało frajdy i za mało nowości by płacić za niego Capcomowi pełną cenę. Szczególnie, że w temacie bijatyk pojawiło się właśnie świetne Injustice 2, a i Tekken 7 zapowiada się zacnie.
Ocena: 6/10
Kup Street Fightera na Nintendo Switch w Komputronik.pl za 139 PLN. Sprawdź!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu