Ciekawostki technologiczne

Amerykanie zaczęli malować szosy na biało. Co im to da?

Maciej Sikorski
Amerykanie zaczęli malować szosy na biało. Co im to da?
Reklama

Czasem żartujemy z trawników malowanych na zielono, więc szosy pokrywane jasnymi farbami też mogłyby wzbudzać uśmiech. Bezsensowne prace, które tylko pochłaniają pieniądze - przecież za jakiś czas biała nawierzchnia stanie się brudna, w końcu ciemna. Doskonale widać to na przykładzie przejść dla pieszych. A jednak Amerykanie wzięli się za malowanie ulic. I nie robią tego ze względów estetycznych, nadmiaru kasy czy dla żartu - szukają rozwiązania na ciągle rosnące temperatury w miastach.

Ulice potrafią się nagrzać w szybkim czasie i do naprawdę wysokich temperatur. Jeśli w upalny dzień mijaliście termometry na autostradzie, zapewne zauważyliście, że przy samej nawierzchni temperatura robi wrażenie, jest znacznie wyższa od tej notowanej w powietrzu. W skrajnych przypadkach szosy zaczynają nawet zmieniać stan skupienia (dzisiaj chyba rzadziej spotykane), koszmar kierowców pogłębia się. Ale trzeba mieć na uwadze, że cierpią nie tylko osoby prowadzące auta - nagrzane szosy podnoszą temperaturę otoczenia. W upalne dni, w wielkim mieście jest to wielki problem. Im ciemniejsza szosa, tym gorzej.

Reklama


Pojawiały się już pomysły, by tę energię pozyskiwać i wykorzystywać - pisałem kiedyś, że Francja doczekała się drogi z panelami słonecznymi.

Szosa ulokowana w Normandii, konkretnie odcinek o długości jednego kilometra, jest gotowa do pracy, wzbogacono ją panelami słonecznymi. Łącznie pokryto nimi powierzchnię 2,8 tysiąca metrów kwadratowych. Każdego dnia po nawierzchni ma przejechać około 2 tysiące pojazdów. Cel? Sprawdzić, czy uda się zapewnić zasilanie lampom ulicznym w ulokowanej nieopodal wiosce liczącej kilka tysięcy mieszkańców. Koszt instalacji? Ten niski nie był – wspomina się o 5 mln euro.

Kto wie, może to rozwiązanie przyszłości. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby poszukiwania poszły w innym kierunku, na co dowodem działania w USA, konkretnie w Los Angeles. Tamtejsze służby w wybranych lokalizacjach pokrywają ulice jasną farbą. Dzięki temu powierzchnie te mają się nagrzewać w znacznie mniejszym stopniu, wspomina się nawet o kilku stopniach C. A jeżeli szosa nagrzeje się mniej, to i otoczenie otrzyma mniej ciepła. Pomysłodawcy liczą na to, że pokrycie sporej części miejskich dróg jasnym kolorem obniży średnią temperaturę LA. O ile? Jeśli ktoś myśli, że spadnie ona o 10 stopni C, to szybko muszę go wyprowadzić z błędu. Ale wywalczenie nawet paru stopni będzie sukcesem, bo z każdym rokiem upał rośnie i ma to swoje konsekwencje.

Reklama

Nie chodzi tylko o deficyt wody, pustynnienie obszaru, wpływ wysokich temperatur na drowie i samopoczucie mieszkańców. Im jest cieplej, tym bardziej potrzebne są klimatyzatory. A im więcej ich pracuje i to na okrągło, tym gorzej: rośnie zużycie energii elektrycznej, która pochodzi m.in. ze spalania paliw kopalnych (co powoduje wzrost temperatur) i jednocześnie powstaje więcej ciepła - tym razem produkowanego przez maszyny chłodzące. Zaklęty krąg. Nie załatwimy tego uciekając się do wykorzystywania w coraz większym stopniu maszyn. Owszem, postęp na tym polu może pomóc, ciekawym rozwiązaniem są np. dachy solarne Tesli, które pozwolą skorzystać z energii słonecznej i nie pójdzie ona w gwizdek. Ale trzeba też szukać w innych miejscach.


Reklama

Aż dziw bierze, że człowiek dopiero teraz zaczyna rozumieć, że im więcej zieleni w mieście, tym lepiej, że pochłania ona zanieczyszczenia, jednocześnie może obniżać temperaturę, pomagać wytworzyć sprawnie działający ekosystem. Podobnie jest z tymi szosami - musiała nadejść era smartfonów, prób z SI oraz potężnych procesorów, by człowiek zdał sobie sprawę z tego, że warto poeksperymentować z szosami? I to nie w sposób radykalny - przecież chodzi o pomalowane ulice. Czasem te najbardziej oczywiste rozwiązania nam umykają.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama