Militaria

Ukraina przerobiła rosyjski krążownik „Moskwa” na okręt podwodny

Krzysztof Kurdyła
Ukraina przerobiła rosyjski krążownik „Moskwa” na okręt podwodny
29

„Nie śpię, bo czekam czy krążownik Floty Czarnomorskiej w końcu zatonął” - tak mógłbym określić swoje ostatnie kilka godzin. Dla osób zainteresowanych wojną na Ukrainie wczorajsza noc była bardzo satysfakcjonująca, rosyjska flota skompromitowała się jeszcze mocniej niż w Bardiańsku.

Kiedy kilkanaście dni temu pisałem o zatopieniu w Bardiańsku okrętu desantowego, którym ostatecznie okazał się „Saratow”, zastanawiałem się, czy Flota Czarnomorska będzie w stanie jeszcze mocniej się skompromitować w walce przeciw nieposiadającej już floty Ukrainie.

Mocnym kandydatem byłyby kolejne desantowce, gdyby Putin zdecydował się na samobójczy atak na Odessę, tymczasem niespodziankę postanowił sprawić krążownik rakietowy o jakże wymownej nazwie „Moskwa”. Prawdziwymi sprawcami tej niespodzianki miałyby być nowe ukraińskie rakiety przeciwokrętowe o równie symbolicznej nazwie, „Neptun”.

Trafiony, zatopiony

Zacznijmy jednak od tego, o co tyle krzyku. „Moskwa” to największy i najmocniej uzbrojony okręt należący do Floty Czarnomorskiej. Zwodowany w 1979, został pod nazwą „Sława” wprowadzony do służby w 1982 r. Po rozpadzie ZSRR trafił do marynarki rosyjskiej i został przemianowany na „Moskwę”.

Jest to duża jednostka o wyporności ponad 12000 ton, mierząca 186 m, której załogę stanowi około 500 marynarzy. Posiada silne uzbrojenie, manewrujące rakiety przeciwokrętowe P-1000 Wulkan (16 wyrzutni), 8 rewolwerowych wyrzutni OPL dalekiego zasięgu S-300F, 10 wyrzutni torped, podwójną armatę 130 mm oraz parę „innych” zabawek.

Zwraca jednak uwagę słabe uzbrojenie okrętu w OPL krótkiego i średniego zasięgu, były tam tylko dwie wyrzutnie leciwego systemu OSA-MA z rachitycznym system śledzenia i namierzania atakujących okręt pocisków. Rosjanie nigdy tych systemów nie zmodernizowali, po prostu rozwój środków antyokrętowych zignorowali. Zachodnie okręty mają wielokrotnie mocniejsze i o kilka poziomów nowocześniejsze systemy tego typu. To może tłumaczyć, dlaczego okręt został trafiony aż dwoma rakietami, mimo że z ukraińskiej strony, dysponującej niewielką ilością „Neptunów”, nie można spodziewać się jakiegoś zmasowanego ataku.

W momencie gdy piszę te słowa, wygląda na to, że okręt ostatecznie zatonął. Oficjalne źródła rosyjskie potwierdziły eksplozję amunicji i ewakuację załogi z tego okrętu. Ten opis wskazuje, że nawet jeśli wrak jeszcze unosiłby się na powierzchni, pójście na dno to i tak kwestia czasu.

Rosja nie przyznaje się do tego, żeby „Moskwa” została trafiona, sugeruje się raczej jakiś wypadek i obiecuje dokładne śledztwo. Nawet gdyby to ta ostatnia wersja miała okazać się prawdziwa, choć niewiele na to wskazuje, to kompromitacja wcale mniejsza nie będzie. Jednak sekwencja pojawiania się informacji o tym wydarzeniu przemawia za przyjęciem ukraińskiej wersji.

Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że to do załogi tego okrętu miały być skierowane słowa jednego z pograniczników z Wyspy Węży „Idi na huj”. Pozostaje też pytanie o faktyczny los załogi okrętu. Na Morzu Czarnym miały panować trudne warunki, a ewakuacja 500 osób z okrętu na którym eksplodowała amunicja i szaleją pożary to nie jest prosta sprawa. Jeśli Rosja kłamie, to straty rosyjskie mogły właśnie wzrosnąć nawet o około 500 osób.

„Naptun” pokazał miejsce w szeregu?

Pociski manewrujące RK-360MC „Neptun” to jedna z ostatnich konstrukcji przyjętych do uzbrojenia przez ukraińską armię. Oficjalnie wciągnięto ją na stan w 2021 r. Rakiety mają zasięg około 300 km i są wyposażone w głowicę bojową o masie 150 kg. Jeśli tak się potwierdzi, byłby to wyjątkowo udany debiut bojowy tego systemu.

„Neptuny” są przeznaczone do zwalczanie celów o wyporności do około 5000 ton. Jeśli przy ich pomocy udało zatopić się tak dużą jednostkę jak „Moskwa”, to znaczy, że trafiono w jakieś wyjątkowo newralgiczne miejsce lub na rosyjskim krążowniku źle działały systemy przeciwpożarowe. Patrząc na całą rosyjską armię w tej wojnie, ten drugi scenariusz wydaje się całkiem prawdopodobny.

Tak czy inaczej, niezależnie od tego co się tam wydarzyło, Rosja ponosi kolejną, bardzo dotkliwą wizerunkowo i materiałowo stratę. Mam nadzieję, że NATO podeśle Ukrainie wartościowe pociski przeciwokrętowe. „Neptunów” z racji ich świeżości Ukraina nie ma za wiele.

Wydaje się, że z większymi zapasem rakiet tego typu ich obrona wybrzeża mogłoby się pokusić o częstsze ataki chyba dość niefrasobliwie poczynających sobie rosyjskich okręty. A każde zatopienie okrętu wojennego, nawet znacznie mniejszego skokowo winduje rosyjskie koszty tej wojny. Swoją drogą, generałowie na Kremlu losują pewnie teraz, komu przyjdzie poinformować o tym „sukcesie” Putina.

[Aktualizacje]

Wciąż pojawiają się kolejne sprzeczne informacje. Zmiana tytułu na bardziej adekwatny.

Tym razem doniesienia z Rosji i Stanów. Ponoć „Moskwa” utrzymuje się jednak na powierzchni, ale ciągle się pali. Rosjanie utrzymują, że pożary są „pod kontrolą”. Wciąż czekamy na jakieś zdjęcia.

I już oficjalnie możemy wracać do oryginalnego tytułu.

Zdjęcia: wikipedia, H I Sutton

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu