Marek Biliński, polski multiinstrumentalista i autor muzyki elektronicznej to nazwisko, które mojemu pokoleniu, 40+ kojarzy się z latami młodości i muzyką elektroniczną święcącą wtedy największe triumfy. Ikoną tamtego czasu był oczywiście, gromadzący na koncertach tłumy Jean-Michele Jarre, ale Marek Biliński, jeśli chodzi o jakość muzyki to, moim zdaniem, ta sama, jeśli nie wyższa półka.
Ucieczka z tropików - świetny koncert Marka Bilińskiego trafił na YouTube
Jego „Ucieczka z tropików” biła rekordy popularności, zarówno jako utwór muzyczny, jak i teledysk. Kilka lat temu p. Marek zagrał świetny koncert w Filharmonii Szczecińskiej, która kilkadziesiąt godzin temu ta instytucja wrzuciła na YouTube. Jeśli lubicie tego artystę to pozycja obowiązkowa, jeśli nie znacie, warto zapoznać się z muzyką twórcy, który swego czasu odcisnął popkulturowe piętno na muzycznym rynku i pokazał, że polscy twórcy tego gatunku nie mają się czego wstydzić.
Od rocka do syntezatorów
Marek Biliński to absolwent poznańskiej Akademii Muzycznej, który pierwsze kroki w karierze muzycznej stawiał jako klawiszowiec w zespołach rockowych. Jednak dość szybko jego kariera przeskoczyła na solowe tory. Zafascynowany brzmieniem syntezatorów poszedł właśnie w tym kierunku i już trzy pierwsze płyty okazały się dużym sukcesem. „Ogród Króla Świtu”, „E≠mn2” oraz „Wolne Loty” to do dziś klasyka tego gatunku, ze szczególnym wyróżnieniem dla tego środkowego, zawierającego chyba najbardziej znane utwory p. Marka, czyli „Ucieczka z tropiku” oraz „Dom w Dolinie Mgieł”.
Arabska przygoda
W latach 80-tych Marek Biliński wyjechał do Kuwejtu, aby objąć tam stanowisko wykładowcy na Akademii Muzycznej, co zaowocowało płytą „Dziecko słońca”. Inspirowany regionalnymi klimatami utwór z tej płyty „Twarze pustyni” miał uświetnić obchody 30-lecia niepodległości Kuwejtu, co niestety zepsuł Saddam Hussein i jego czołgi. Ostatecznie, po pokonaniu irackiego dyktatora utwór był wykorzystywany w czasie targów Expo w Sewilli.
Powrót do Polski
Po powrocie do Polski artysta stworzył muzykę do kilku filmów (najbardziej znane to dziecięce fantasy z Wesołym Diabłem), powstała też inspirowana twórczością Prodigy płyta „Fire” oraz „Mały książę”, którego inspiracji chyba nie trzeba przedstawiać. Sporo też koncertował, wzbogacając swoje występy o rozbudowane efekty świetlne. W ostatnim czasie cała dyskografia została zremasterowana i jest wydawana, jak przystało na fana technologii audio zarówno w serwisach streamingowych, w tym tych oferujących bezstratne, najwyższej jakości formaty, jak i na winylach, w których promocję się zaangażował.
Polski Jarre?
Ze względu na sukces, jaki odniósł w Polsce, Pan Marek bywa nazywany często „polskim Jarrem”. On sam się od tego odżegnuje, podnosząc, że odniósł tylko lokalny sukces, w czasie gdy francuski „elektronik” stał się zjawiskiem na skalę światową. Moim zdaniem, ten przydomek jest krzywdzący z innego powodu, styl Bilińskiego to nie jest kopia Jarra, powiedziałbym, że jego muzyka często jest znacznie bardziej ambitna i trudniejsza w odbiorze.
Ponieważ jestem już w wieku, w którym często wraca się do płyt z młodości, w mojej prywatnej opinii muzyka autora „Ucieczki...” zestarzała się lepiej niż jego francuskiego konkurenta. Być może to kwestia tego, że u p. Marka można odnaleźć więcej mroku, może z powodu tego, że ma bardzo „filmowy” charakter, w każdym razie wracam do niego chętniej niż do Jarre'a.
„Nielegalny” teledysk roku
W twórczości Pana Marka warto zwrócić też uwagę na ogromny sukces i kultowy status teledysku do „Ucieczki z tropików”. Z dzisiejszej perspektywy podwójnie nielegalny, zrobiony w TV Szczecin przy sprzeciwie ówczesnego szefostwa z wykorzystaniem ujęć z wielu zagranicznych filmów, między innymi z Bondów, został okrzyknięty w 1984 teledyskiem roku i do dziś ma swoich fanów. Jednocześnie pokazuje świetnie dystans, jaki do siebie miał i ma zresztą do dziś ten niezwykle sympatyczny twórca.
Co się stało z całym gatunkiem?
Nie da się ukryć, że czasy tryumfu muzyki syntezatorowej już minęły, nie ma już ogólnoświatowych zjawisk w stylu Jarre'a, ale to nie znaczy, że z gatunkiem stało się coś niedobrego. Pomijając klasykę, wśród której jest dużo nieśmiertelnych kawałków, powracających do dziś w remiksach i coverach, jak choćby „Popcorn” Gershona Kingsleya, Kraftwerk, instrumentaliści japońscy i dziś mamy szereg twórców i zespołów czerpiących z tej tradycji. Utwory Kavinskiego są wykorzystywane w hollywódzkich filmach, Daft Punk jest zjawiskiem samym w sobie. Ich ścieżka z filmu „Tron” jest świetnym przykładem nowoczesnej „elektroniki” w najlepszym wydaniu. Dlatego myślę, że młodsze pokolenia też powinny w muzyce pana Marka znaleźć coś dla Siebie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu