Ciekawostki technologiczne

Uber kradł tajemnice konkurencji i szkolił pracowników, jak zacierać dowody

Maciej Sikorski
Uber kradł tajemnice konkurencji i szkolił pracowników, jak zacierać dowody
10

Podsumowując rok 2017 w jednym z tekstów, raczej nie będę miał kłopotu ze wskazaniem firmy, dla której nie był to zbyt udany czas. Nawet katastrofa Toshiby czy "śmierć" Yahoo nie są tak mocne, jak kilkanaście miesięcy w wykonaniu firmy Uber. Bo ten gracz nie zmagał się z jednym problemem: co kilka tygodni wypływa coś nowego, to istna puszka Pandory. W ostatnich dniach okazało się np, że w przedsiębiorstwie istniała komórka zajmująca się wykradaniem tajemnic konkurencji. To nie wróży dobrze na przyszłość.

Przyznam, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałem/pisałem o sukcesie tej firmy. Co prawda pojawiły się doniesienia o zamówieniu samochodów autonomicznych marki Volvo, ale trudno uznać to za bardzo dobre informacje: transakcja będzie realizowana przez kilka lat, uderzy firmę po kieszeni i nie wyeliminuje "problemu" w postaci kierowców, którym trzeba płacić - autonomiczne pojazdy będą ułamkiem całej floty. Tymczasem doniesień o kłopotach przybywa.

Najmniej wciągające są informacje dotyczące wyników finansowych. Korporacja nie publikuje pełnych raportów, ale część danych staje się publiczna. I tak dowiadujemy się, że ponad miliard dolarów strat w drugim kwartale 2017 roku może i był dużym ubytkiem, ale w trzecim kwartale ten rezultat udało się przebić, straty sięgnęły blisko 1,5 mld dolarów. Tak, tyle firma dołożyła do interesu w ciągu trzech miesięcy. Owszem, rosną też przychody, lecz to nie powinno przesłaniać podstawowego przekazu: Uber to na razie studnia bez dna, biznes, który się nie spina finansowo. Jest taniej, niż w korporacjach taksówkarskich? Możliwe. Ale trudno uznać taką konkurencję za zdrową i racjonalną.

Mniej więcej w tym samym czasie co wyniki, pojawiły się informacje o planach korporacji Softbank względem amerykańskiego przedsiębiorstwa. Dwa tygodnie temu pisałem, że japoński gigant przewodzi konsorcjum, które zamierza wpompować pieniądze w przedsiębiorstwo rozwijające aplikację ułatwiającą przewóz osób. Inwestycja wysokości miliarda dolarów miałaby być przeznaczona na rozwój technologiczny oraz ekspansję geograficzną. Co więcej, wspominano wówczas, że te same firmy chcą wykupić pokaźną część udziałów w korporacji Uber. W tym drugim przypadku mowa była o aż 9 mld dolarów.

Ta narracja uległa zmianie. Softbank nadal chce kupić pokaźną część udziałów, ale... po znacznie niższej cenie. Amerykanów wyceniono już nie na blisko 70 mld, lecz na mniej niż 50 mld dolarów. Skąd ta różnica? Japoński inwestor przestraszył się nagle kiepskich wyników i strat? Raczej nie - chodzi o cały pakiet problemów, który wypłynął w tym roku. Obok afery seksualnej, zmagań z urzędnikami i politykami, mamy np. wielki incydent z hakerami:

Według doniesień pochodzących z serwisu Bloomberg, usługodawca rok temu (w październiku 2016 roku) został zaatakowany przez nieznaną grupę cyberprzestępców, w wyniku czego wykradziono dane 57 milionów kont. Uber zapłacił hakerom 100 000 dolarów za rok absolutnego milczenia w tej sprawie.[źródło]

W końcu afera wypłynęła. A na tym nie koniec, bo Uber toczy bój z firmą Waymo (Alphabet), która przekonuje, że okradziono ją z własności intelektualnej. Przy okazji tej sprawy na jaw wyszło coś jeszcze "grubszego". Były pracownik tego gracza ujawnił informacje na temat tajnej komórki Ubera, której zadaniem było wykradanie informacji z innych firm, pozyskiwanie tajemnic konkurencji. A do tego zacieranie śladów takiej działalności, unikanie odpowiedzialności za te czyny. Gdy czyta się te doniesienia, człowiek ma wrażenie, że to scenariusz filmu szpiegowskiego albo jakiś kryminał gospodarczy. To oczywiście rzuca nowe światło na spór z Waymo i sędzia odroczył rozprawę wymierzając przy tym kilka ciosów Uberowi.

Przyznam, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałem/pisałem o sukcesie tej firmy. Co prawda pojawiły się doniesienia o zamówieniu samochodów autonomicznych marki Volvo, ale trudno uznać to za bardzo dobre informacje: transakcja będzie realizowana przez kilka lat, uderzy firmę po kieszeni i nie wyeliminuje "problemu" w postaci kierowców, którym trzeba płacić - autonomiczne pojazdy będą ułamkiem całej floty. Tymczasem doniesień o kłopotach przybywa.

Najmniej wciągające są informacje dotyczące wyników finansowych. Korporacja nie publikuje pełnych raportów, ale część danych staje się publiczna. I tak dowiadujemy się, że ponad miliard dolarów strat w drugim kwartale 2017 roku może i był dużym ubytkiem, ale w trzecim kwartale ten rezultat udało się przebić, straty sięgnęły blisko 1,5 mld dolarów. Tak, tyle firma dołożyła do interesu w ciągu trzech miesięcy. Owszem, rosną też przychody, lecz to nie powinno przesłaniać podstawowego przekazu: Uber to na razie studnia bez dna, biznes, który się nie spina finansowo. Jest taniej, niż w korporacjach taksówkarskich? Możliwe. Ale trudno uznać taką konkurencję za zdrową i racjonalną.

Mniej więcej w tym samym czasie co wyniki, pojawiły się informacje o planach korporacji Softbank względem amerykańskiego przedsiębiorstwa. Dwa tygodnie temu pisałem, że japoński gigant przewodzi konsorcjum, które zamierza wpompować pieniądze w przedsiębiorstwo rozwijające aplikację ułatwiającą przewóz osób. Inwestycja wysokości miliarda dolarów miałaby być przeznaczona na rozwój technologiczny oraz ekspansję geograficzną. Co więcej, wspominano wówczas, że te same firmy chcą wykupić pokaźną część udziałów w korporacji Uber. W tym drugim przypadku mowa była o aż 9 mld dolarów.

Ta narracja uległa zmianie. Softbank nadal chce kupić pokaźną część udziałów, ale... po znacznie niższej cenie. Amerykanów wyceniono już nie na blisko 70 mld, lecz na mniej niż 50 mld dolarów. Skąd ta różnica? Japoński inwestor przestraszył się nagle kiepskich wyników i strat? Raczej nie - chodzi o cały pakiet problemów, który wypłynął w tym roku. Obok afery seksualnej, zmagań z urzędnikami i politykami, mamy np. wielki incydent z hakerami:

Według doniesień pochodzących z serwisu Bloomberg, usługodawca rok temu (w październiku 2016 roku) został zaatakowany przez nieznaną grupę cyberprzestępców, w wyniku czego wykradziono dane 57 milionów kont. Uber zapłacił hakerom 100 000 dolarów za rok absolutnego milczenia w tej sprawie.[źródło]

W końcu afera wypłynęła. A na tym nie koniec, bo Uber toczy bój z firmą Waymo (Alphabet), która przekonuje, że okradziono ją z własności intelektualnej. Przy okazji tej sprawy na jaw wyszło coś jeszcze "grubszego". Były pracownik tego gracza ujawnił informacje na temat tajnej komórki Ubera, której zadaniem było wykradanie informacji z innych firm, pozyskiwanie tajemnic konkurencji. A do tego zacieranie śladów takiej działalności, unikanie odpowiedzialności za te czyny. Gdy czyta się te doniesienia, człowiek ma wrażenie, że to scenariusz filmu szpiegowskiego albo jakiś kryminał gospodarczy. To oczywiście rzuca nowe światło na spór z Waymo i sędzia odroczył rozprawę wymierzając przy tym kilka ciosów Uberowi.

Wszystko to w pakiecie sprawia, że Softbank ma powody, by domagać się "rabatu" na wykup udziałów. I chociaż Uber nie musi być zachwycony takim rozwojem wypadków, może nie mieć wyjścia - część inwestorów z pewnością będzie chciała opuścić ten okręt jak najszybciej.

Do końca roku zostały już "tylko" cztery tygodnie, a ja mam wrażenie, że amerykański startup jeszcze nas czymś zaskoczy...

Wszystko to w pakiecie sprawia, że Softbank ma powody, by domagać się "rabatu" na wykup udziałów. I chociaż Uber nie musi być zachwycony takim rozwojem wypadków, może nie mieć wyjścia - część inwestorów z pewnością będzie chciała opuścić ten okręt jak najszybciej.

Do końca roku zostały już "tylko" cztery tygodnie, a ja mam wrażenie, że amerykański startup jeszcze nas czymś zaskoczy...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu