Autorem tekstu jest Piotr Peszko, pasjonat uczenia się, fan e-learningu poszukujacy nowych rozwiązań dla starych problemów. Autor bloga o edukacji i p...
Autorem tekstu jest Piotr Peszko, pasjonat uczenia się, fan e-learningu poszukujacy nowych rozwiązań dla starych problemów. Autor bloga o edukacji i pomysłodawca konferencji educamp.
Zastanawiałem się od czego pochodzi nazwa Lumia, czy od radzieckiego LOMO, czy raczej od zjawiska luminescencji. Ponad tydzień obcowania z designerskim telefonem sprawił, że z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że Lumia ma szansę zostać Luminalem dla problemów Nokii.
Tytułem wstępu chciałbym zauważyć, że jestem telefonicznym abnegatem i z tej recenzji nie dowiecie się o parametrach technicznych, procesorach, ramach, amoledach i innych ustrojstwach. Minęły już czasy, kiedy o rumieńce przyprawiały mnie zmiany liter na procesorze z SX na DX, a krakowski ELBUD był Jerozolimą dla geekowskich pielgrzymek. Teraz używam, konsumuję i oceniam. Noszę telefonw kieszeni razem z kluczami, nie lubię go ładować, nie przepadam za płaceniem za aplikacje. Nie interesują mnie systemy operacyjne, producenci, środowiska itp.
Poniedziałek - wielkie oczekiwania
Dostałem paczkę z Lumią. Niestety nie mając przez cały dzień czasu na jej rozpakowanie i zabawę podsycałem swoje oczekiwania wspominając poprzednie wersje. Wiedziałem już, że ten telefon ma uratować Nokię, której byłem wierny przez ostatnich kilkanaście lat, szczególnie kochając modele 6210 i 6210 Navigator (który zdradziłem niedawno z korporacyjnym BlackBerry).
Lumia 800 miała więc stać się rekompensatą dla niezrealizowanych marzeń pokładanych w Androidzie i stopowanej przez rozsądek chęci zaciągnięcia pożyczki na zakup iPhone’a. Na pierwszy rzut oka stała się. Z pudełka wyciągnałem przyjemnie leżący w dłoni poliwęglanowy (takie chemiczne skrzywienie) bloczek, który z racji swojego ciężaru pewnie leżał w dłoni, a zimne szkło lekko wygiętego wyświetlacza urzekło i chciałem więcej.
Włączyłem... i oczywiście okazało się, że wymaga ładowania, więc pierwszą noc spędziłem bezproduktywnie, bo jedno co mogłem zrobić to pościskać sobie telefon w dłoni i dowiedzieć się, że ostro zakończone rogi u dołu telefonu wbijają się w dłoń, ale czego nie robi się dla lansu.
Wtorek - nie pogadasz
Napalony jak przyszły terrorysta na kurs pilotażu tuż po przebudzeniu złapałem za napakowany prądem po brzegi telefon, włączyłem i... Tak! Lumia jest na pewno luminescencyjna. Nie mam pewności, czy to moje oczy nieprzywykłe do światła o poranku, czy wyświetlacz jest aż tak dobry, ale kolory, kontrasty i ta czerń...
Designerska obudowa i piękny wyświetlacz to bardzo dobra para. Zwłaszcza w połączeniu z systemem operacyjnym Microsoftu, który idealnie uzupełnia całość. Niestety na podniecaniu się całokształtem się skończyło. Okazało się, że do tego, aby poszpanować telefonem w pracy, czy “na mieście” potrzebuję karty SIM mniejszej niż ta w starej Nokii, więc niestety wtorek nie był dniem lansu.
Środa - bardziej w sieci niż ja
Zaopatrzony w kartę micro SIM, czy jak jej tam na imię, zacząłem po prostu Lumii używać. Telefon jest jakby jakoś bardziej zżyty z internetowym społecznościami niż każdy inny z którym miałem przyjemność obcować. Obawiam się, że jest nawet bardziej społecznościowy niż ja sam. W pierwszym momencie było dość irytujące, bo nie wiem co z telefonu, co z faebooka, co z gmaila. Można się pogubić, chyba, że ktoś już tak bardzo siedzi w sieci, że mu wszystko jedno.
Nokia Lumia 800 posiada wszystko, czego potrzebować może użytkownik Facebooka, Twittera, Gmaila, Outlooka i innych. Przeglądanie internetu jest przyjemne, aż nie mogłem uwierzyć, że to Internet Explorer. Niestety minusem było to, że wszystkie kontakty z różnych zerwisów wymieszały się w książce kontaktów. Skończyłem więc dzień posiadając w kontaktach kilkaset osób, w skrzynce pocztowej mix e-maili i wiadomości z różnych serwisów, ale przecież pięknej kobiecie, taki defekt można wybaczyć.
Czwartek - zabawunia
Czwartek okazał się trochę luźniejszym dniem, więc mogłem poszperać w telefonie. Pobrać kilka aplikacji, zagrać w coś, obejrzeć jakiś film, czy posłuchać muzyki. Okazuje się, że wszystko co wizualne jest ujmująco piękne i wciągające, a wszystko co dźwiękowe jest jakieś takie płaskie i, no nie bójmy się tego stwierdzenia, niedorobione. Niestety dźwięk z najprostszego iPoda jest dużo lepszej jakości. Nokia gra bardzo płasko, jakby odtwarzając dźwięk zgubiła gdzieś wysokie i niskie tony.
Liczyłem również na to, że kiedy podłączę telefon do komputera, to po prostu pokaże mi co ma w środku, pozwoli się napakować plikami do pełna i nie będzie marudzić. Niestety musimy mieć komputer z zainstalowanym specjalnym oprogramowaniem, a pożyczone w sieci video musimy poddać konwersji, a to trwa. Jedynym usprawiedliwieniem jest to, że Lumia pamięta co oglądaliśmy niezależnie od tego, czy był to klip z youtube, czy coś z jej ograniczonego brakiem slotu na karty wnętrza.
Piątek - stracone złudzenia
Koniec tygodnia okazał się czasem straconych złudzeń, a to dlatego, że spróbowałem Nokią robić zdjęcia. W końcu na plecach telefonu widnieje Carl Zeiss Tessar, a to zobowiązuje. Na nieszczęście dla telefonu zobowiązanie dotyczy jakości soczewek, a nie zdjęć, które są bliskie radzieckiego LOMO. Możemy więc liczyć na hipsterskość, a nie na ich jakość. Chyba, że zaspokoimy nasze twórcze rządze kręceniem klipów wideo - te dają radę.
Ponadto piątek, był dniem, w którym testom została poddana bateria. Włączone 3G i WiFi oraz standardowe 1,5h rozmów sprawiły, że Lumia nie wyrzymała 8 godzinnego dnia pracy, a to z jej strony bardzo nieładnie. Wylądowała więc w plecaku, a na jej miejsce wróciło BlackBerry.
Podsumowanie
Cały weekend zbierałem się do napisania podsumowania, bo w zasadzie ciągle nie wiem, czy gdybym miał w tej chwili kupić smartfona wybrałbym Nokię Lumia 800.
Tak bo:
- jest ładna, designerska,
- rewelacyjnie prezentuje kolory,
- działa dobrze i nie musiałbym się jej uczyć,
- posiada wszystko, czego mogę potrzebować,
- jest bardzo wygodna w obsłudze.
Nie bo:
- gniecie mnie w dłoń,
- nie zachwyca czasem działania,
- nie robi dobrych zdjęć,
- audio jest słabe,
- liczba aplikacji jest niewielka.
Niestety jej konkurenci w postaci Samsunga Galaxy SII i iPhone’a oferują znacznie więcej, ale z drugiej strony dzięki nim nie można się już wyróżnić z tłumu.
Niestety w dzisiejszym świecie nie zawsze wygrywa najlepszy produkt, dużo częściej okazuje się, że dobre rozwiązanie, w sensie całej infrastruktury okazuje się skuteczniejszym kierunkiem do chwały.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu