Mam pewien sentyment do japońskich marek motoryzacyjnych, którego źródło trudno jednoznacznie zdefiniować. Dlatego z ogromną chęcią przesiadłem się na tydzień do Toyoty Rav4 z napędem hybrydowym. Co po tygodniu mogę o niej napisać?
Tydzień z hybrydową Toyotą Rav4. Bardziej poprawnie i nijako się nie dało
Rav4 to model równie kultowy w portfolio Toyoty co m.in. Corolla, która nie tak dawno po kilku latach niebytu powróciła w bardzo przyjemnej dla oka formie do oferty japońskiej firmy. Aktualna, czwarta już generacja „Ravki” jest oparta na nadwoziu, które zaprezentowano po raz pierwszy w 2012 roku i poddano liftingowi trzy lata później. Po raz pierwszy w historii model ten miał tak duże gabaryty. Jednocześnie też został sklasyfikowany jako SUV klasy średniej i miał zaspokajać potrzeby całych rodzin.
Patrząc na Rav4 z zewnątrz, trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z naprawdę dużym samochodem. Choć projektanci zdawali się robić wszystko, aby to zakamuflować. Rezultatem są m.in. nieco ostrzejsze miejscami kształty i mocno ścięte reflektory przednie, które nadają autu odrobinę agresywnnego charakteru. Ogólne wrażenie jest jednak dość jednoznaczne – mamy do czynienia z samochodem dla rodziny. I ta myśl towarzyszyła mi praktycznie przez cały czas.
Auto napędza silnik benzynowy o pojemności 2,5 litra wspierany przez automatyczną skrzynię biegów. Działa ona w sposób bezstopniowy, a więc podczas jazdy właściwie nie czujemy zmiany przełożenia. Silnik trzyma te same obroty, a przekładnia płynnie przełącza biegi. Wymaga to przyzwyczajenia i nie każdemu przypadnie do gustu. Problem polega na tym, że samochód jest przez to głośny i pracuje na bardzo wysokich obrotach (szczególnie podczas przyśpieszania). Mam zatem dość mieszane odczucia. Aby jednak być sprawiedliwym, trzeba dodać, że gdy już ustabilizujemy prędkość i suniemy np. autostradą ok. 120-130 km/h w kabinie panuje błoga cisza i spokój.
Cały układ wspierają dwa silniki elektryczne, co zapewnia ogólną moc rzędu 197 KM. I to czuć, bo hybrydowa Rav4 przyśpiesza do setki w 8,3 sekundy. Auto jest zaskakująco dynamiczne, jak na rodzinnego SUV-a o dużych gabarytach. Choć na papierze mamy tutaj napęd 4 x 4. W praktyce nie uświadczymy wału napędowego tylnej osi. Zastąpiono go dwoma elektrycznymi silnikami – po jednym na każdą oś. Efekt jest dość mocno przeciętny. Swoją przygodę z Rav4 zacząłem od jazdy w ulewnym deszczu i choć nie uświadczyłem podsterowności na zakrętach, to przyczepność pozostawiała trochę do życzenia. Tylny napęd załączał się bowiem z pewnym opóźnieniem, co ograniczało jego przydatność.
Hybrydowa jednostka powinna przekładać się na niskie spalanie. Jak jest w rzeczywistości?
Tu Toyota dość negatywnie zaskakuje, bo w trybie miejskim notowałem spalanie na poziomie 7,5-9 l/100 km. Na trasie udawało się „zejść” do 7-8 l/100 km. Ale już po wyjechaniu na autostradę „Ravka” spalała 9-9,5 l/100km. Nie są to szczególnie imponujące wyniki i trudno mi nie twierdzić, że spodziewałem się więcej. Oczywiście trzeba podkreślić, że elektryczne silniki pokazują pazurki podczas jazdy po mieście i to właśnie tutaj odczujemy największe korzyści – zakładając oczywiście, że nasz styl prowadzenia nie opiera się na dynamicznym przyśpieszaniu.
Zajrzyjmy do środka. Tutaj miłe zaskoczenie, bo układ przycisków i pokręteł jest ergonomiczny i przemyślany
Szczególnie dobre wrażenie zrobił na mnie system kamer 360, które przez niemal cały czas monitorują sytuację wokół auta. W rezultacie podczas codziennej jazdy właściwie nie czujemy rozmiarów auta. Każdy manewr wykonujemy ze względną łatwością i mamy bezpośredni widok na wszystko, co znajduje się przed, za i po bokach. Dodajmy do tego aktywny tempomat, czujniki martwego pola w lusterkach, asystenta pasa ruchu, systemy rozpoznawania pieszych i znaków, a także mechanizm awaryjnego hamowania… Wszystko to sprawia, że jazda „Ravką” jest naprawdę przyjemna i bezpieczna. Również w nocy, gdy reflektory Bi-LED zapewniają fantastyczną widoczność.
Sam komputer pokładowy posiada właściwie wszystko, co niezbędne. Nawigacja, odtwarzacz, monitor stanu technicznego auta – to raczej standard, nad którym trudno się rozpływać. Jednocześnie jednak nie znalazłem tutaj żadnych aplikacji i rozwiązań, które zrobiłyby na mnie wrażenie. Mógłbym zatem dla skwitowania tego użyć słowa nuda, co jednak byłoby mocno niesprawiedliwe dla tego samochodu.
Toyota Rav4 to bowiem auto po prostu poprawne
I ta poprawność połączona z rodzinnym charakterem sprawia, że ocieramy się wręcz o nijakość i nudę. Jednocześnie miejscami daje się wyczuć pewien dysonans. Patrzymy na deskę rozdzielczą i widzimy przyjemne wykończenie skórą (stosowane w wersjach Style i Prestige). Ktoś jednak wpadł na „genialny” pomysł, aby przez środek poprowadzić listwę ozdobną wykonaną z tandetnego plastiku. Takich wpadek jest tutaj więcej. Pochwaliłem ergonomię przycisków – a tymczasem ten służący do otwierania tylnej klapy umieszczono bezpośrednio pod kierownicą – bardziej niewygodnie się nie da. Ogółem jednak wnętrze Rav4 zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Jest przestronne i komfortowe, a jakość wykonania i spasowanie większości (z drobnymi wyjątkami wspomnianymi wyżej) elementów stoi na wysokim poziomie.
Najtańsza wersja hybrydowej Rav4 jest wyceniana na ok. 130 tys. złotych. Do wariantu 4 x 4 trzeba dopłacić 10 tys. złotych. Są to umiarkowane ceny, jeśli chodzi o ten segment. Samo auto nie zrobiło na mnie piorunującego wrażenia, ale też mam wrażenie, że nie to było zamiarem producenta. Toyota w tym wydaniu jest bardzo zachowawcza, poprawna i ocierająca się wręcz o nudę oraz nijakość. Jestem przekonany, że dla niejednego klienta szukającego rodzinnego SUV-a będzie to ogromną zaletą. Szczególnie w połączeniu z ogromem systemów wspierających kierowcę i poprawiających komfort jazdy. Inni natomiast, widząc ten brak charakteru Rav4 machną zapewne ręką i poszukają auta, które będzie wzbudzać w nich jakiekolwiek emocje, a o to dziś w segmencie SUV-ów nietrudno.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu