Social Media

Elon Musk potwierdza trzęsienie ziemi na Twitterze. Na szczęście będzie taniej niż mówiono

Kamil Świtalski
Elon Musk potwierdza trzęsienie ziemi na Twitterze. Na szczęście będzie taniej niż mówiono
Reklama

Elon Musk oficjalnie potwierdził, że wkrótce wszyscy zainteresowani weryfikacją konta na Twitterze muszą liczyć się z miesięczną opłatą.

Przejęcie przez Elona Muska Twittera to bez wątpienia jedna z najważniejszych informacji technologicznego świata ostatnich tygodni. Jak to z ekscentrycznym miliarderem bywa, nie obyło się bez szumu i kontrowersji. Kiedy w poniedziałek świat obiegła wieść o tym że plakietka z weryfikacją będzie kosztowała użytkowników 20 dolarów miesięcznie — zawrzało. Kilkadziesiąt godzin później Musk potwierdził, że faktycznie za dostęp do znaczka weryfikacyjnego zapłacimy. Całe szczęście - nie tak dużo, jak wynikało z pierwszych informacji. Ale tanio też nie będzie.

Reklama

Osiem dolarów miesięcznie. Tyle zapłacą użytkownicy Twittera za weryfikację

Na swoim Twitterze Elon Musk oficjalnie potwierdził cenę, którą wszyscy traktujący swoje media społecznościowe zapłacą za plakietkę weryfikacyjną przy nicku. Osiem dolarów miesięcznie (lub odpowiednik w obowiązującej lokalnie walucie). Miliarder wierzy w równość i chciałby, by wszyscy mogli mieć zweryfikowane profile — obecnie w jego opinii panuje podział na lepszych i gorszych. I najwyraźniej wprowadzenie opłat i udostępnienie weryfikacji wszystkim zainteresowanym miałoby to zmienić.

Najwyraźniej jednak potwierdziły się informacje, że opłata związana będzie nie tylko z weryfikacją, ale dostępem do Twitter Blue, czyli abonamentu oferującego zestaw dodatkowych opcji wszystkim subskrybentom. Z tym ogłoszeniem wiąże się jednak wiele niewiadomych. Bo na tę chwilę usługa dostępna jest tylko w czterech krajach na całym świecie — czy do czasu wprowadzenia zmian w aspektach weryfikacyjnych zmieni się także znacząco dostępność usługi? A może za kilka tygodni weryfikacja dostępna będzie wyłącznie w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii i Nowej Zelandii?

Sporo pytań związanych jest też z tym na jakiej podstawie będzie dokonywana weryfikacja. Pojawiły się (nie bezpodstawne, moim zdaniem) obawy o to, że nagle Twittera zaleją setki zweryfikowanych kont z imionami i nazwiskami celebrytów. Wszystkie konta parodiujące mogą za osiem dolarów miesięcznie dorobić się niebieskiej plakietki. No chyba, że Twitter ma jakiś pomysł w jaki sposób ustrzec się tego potencjalnego chaosu, który może zapanować o udostępnieniu opcji każdemu z płacących. Trudno mi jednak wyobrazić sobie sprawdzanie każdego z osobna, bo i jak.. wymogiem skanu dokumentów (kto o zdrowych zmysłach by to zrobił - też nie wiem)? W chaosie informacyjnym, wszędobylskiej dezinformacji oraz kolejnych badaniach pokazujących że internauci absolutnie nie potrafią weryfikować faktów i nabierają się na wszelkiej maści fake newsy, brzmi to jak najgorszy koszmar.

No ale z osądami i potencjalnymi zmartwieniami co z tym dalej zrobić jeszcze się wstrzymajmy. Póki co można zarzucać Muska i jego pracowników pytaniami z nadzieją, że na dzień wprowadzenia zmian będą gotowi rozwiać wszelkie wątpliwości i dopracują każdy aspekt tak, by nie było powodów do zmartwień.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama