Niezgrani

Tree of Savior — MMO, na które czekałem od dawna

Artur Janczak
Tree of Savior — MMO, na które czekałem od dawna

Jakieś dwanaście lat temu rozpocząłem swoją przygodę z grami MMO. Pierwszy był Ragnarok Online. Ten tytuł miał wszystko czego pragnąłem od gry sieciowej. Kilka tysięcy osób na serwerze, rozbudowany system klas, piękny i duży świat, a także bardzo przyjemny system walki. Produkcja ta tak bardzo przypadła mi do gustu, że praktycznie po dziś dzień nie mogę znaleźć dla niej zastępstwa.

Wierzcie mi, próbowałem wiele razy. Przetestowałem dziesiątki produkcji, ale nigdzie nie mogłem zagrzać miejsca. Mimo iż miałem z kim grać, to i tak zawsze czegoś brakowało. Pogrywałem w Lineage, Guild Wars, World of WarCraft, Blade & Souls, TERA i wiele innych. Żadne mnie nie przekonało. W pewnym momencie myślałem, że już nie sięgnę po MMORPG. Na moje szczęście pojawił się ToS, duchowy spadkobierca Ragnarok Online. Poczułem się tak, jakbym spotkał starego przyjaciela.

W Tree of Savior mogą zagrać wszyscy, bo tytuł jest F2P, ale ja dorwałem go przed oficjalną premierą kupując Founder's Server: Exclusive Access. Pakiet dawał wcześniejszy dostęp do gry, a także dodatkowe przedmioty i kilka innych rzeczy. ToS ma wiele rzeczy, które uwielbiałem w RO. Połączenie grafiki 2D z 3D wydaje mi się bardzo trafionym pomysłem, bo nie muszę ciągle patrzeć, jak doczytują się kolejne elementy świata. To wielka zmora wszystkich trójwymiarowych MMO, która zawsze źle wpływa na odbiór. Tutaj tego problemu nie ma. Oczywiście, pewne rzeczy pojawiają się losowo na ekranie, ale są to najczęściej potwory, skrzynki i przedmioty. W porównaniu do takiego Guild Wars, tutaj całość wczytuje się z prędkością światła. Mamy 2016 rok, a sieciowe RPG wciąż nie mogą się pozbyć problemów sprzed dekady. Tree of Savior daleko do ideału, ale przynajmniej prezentuje się dobrze jako całość, a nie jak puzzle, które ciągle ktoś układa. W stosunku do Ragnarok Online zmieniło się wiele. Pewne rzeczy poprawiono, coś dodano, kilka elementów zmieniono, a pewnych drobiazgów po prostu brak. Nie mniej jednak gra ma w sobie to coś, co przykuwa mnie do komputera i nie chce puścić.

Oprawa robi wrażenie. Mimo iż mamy tutaj do czynienia z produktem 2D to nie można powiedzieć, że odstaje od dzisiejszych standardów. Wszystkie postacie są prześliczne, to samo tyczy się przeciwników, przedmiotów, lokacji. W ogóle wszystkiego. Nie ma się do czego przyczepić. Natomiast, osoby które nie lubią typowo japońskiej kreski i całego klimatu anime, to raczej w ToS nie znajdą tego, czego szukają. Muzyka jest przyjemna, dobrze dobrana pod konkretne sytuacje, ale nie wznosi się ponad przeciętność. Melodie wpadają w ucho, ale giną gdzieś pod ciałami setek potworów, które tniemy na plasterki, podpalamy i tak dalej. Ważne, że pasuje do klimatu. Nagrody najlepszego OST na pewno nie otrzyma. Zatem, co tak naprawdę oferuje Tree of Savior? Co sprawia, że chce grać w ten tytuł? Odpowiedź jest prosta. Bardzo przyjemny grind. Jeżeli lubicie Diablo, to doskonale zrozumiecie, o co chodzi. Dla niewtajemniczonych. grind to nic innego, jak ciągła walka z potworami, wykonywanie questów, gdzie głównie kogoś zabijamy i tak w kółko. Nie brakuje handlu, rozwoju postaci i innych elementów z sieciowych RPG. Najważniejsze jest jednak to, że rozgrywka jest szalenie przyjemna i to jest największy atut omawianej produkcji. Jeżeli wolicie bardzo złożone zadania, jakiś specjalny system, który opanowuje się miesiącami i tak dalej, to tego raczej nie znajdziecie w ToS. To trochę inny typ MMO. Mniej popularny, stawiający na wspólną rozwałkę, długie trenowanie herosa i wieczną pogoń za przedmiotami, które bardzo rzadko wypadają z przeciwników.

Przyjemny grind to taki, gdzie na wszystko trzeba samemu zapracować. Możemy działać solo, bądź drużynowo. Zabawa za znajomymi jeszcze bardzo urozmaica rozgrywkę, ale i samotne wilki nie będą się nudzić. Przechodząc do innej lokacji zawsze mamy nowych przeciwników, nieco inne środowisko. Jak na razie nie zauważyłem nic wtórnego. Poziom trudności na początku wydaje się nieco za niski, ale potem szybko idzie do góry i trzeba pozostać na danym terenie trochę dłużej, aby sprostać kolejnym oponentom. Rozwijamy postać, zmieniamy klasy, zdobywamy nowe umiejętności do momentu, aż nasz człowiek nie stanie się arcydziełem. Prawdziwą maszyną do anihilacji. Kiedy dobrniemy do końca, to można wtedy rozważyć uczestnictwo w PvP i wojnach gildii. Ciekawym rozwiązaniem jest swoboda w kontrolowaniu postaci.

Możemy grać na padzie, samej klawiaturze, bądź z użyciem myszki. Dla każdego coś miłego. Taki pomysł prowadzenia akcji sprawia, że rozgrywka jest bardziej intuicyjna i dynamiczna, niż to było w starym Ragnarok Online. Miło, że ktoś podpatrzył, jak Blizzard poradził sobie na konsolach, bądź zrozumiał, że warto dać ludziom wybór w temacie sterowania. Oczywiście, przedstawiłem wszystko w dużym skrócie. Napisałem to, co przypadło mi do gustu. Musicie wiedzieć, że omawiany tytuł miewa lagi, potrafi nieco przyciąć, ale nie przez to, że mamy za słaby komputer. Po prostu pod względem sieciowym trochę nie wyrabia.

Nie brakuje też mikropłatności, które potrafią przyspieszyć wiele rzeczy. Jeżeli odrzuca Was 2D i grind, nawet nie ściągajcie tego. Szkoda czasu, lepiej rzucić się na Blade & Soul albo inną produkcję. Natomiast ci, którzy grali kiedyś w RO, bądź chcą czegoś na jego wzór powinni sprawdzić Tree of Savior. Pozwólcie, że teraz wrócę do zabijania potworów, bo czekam, aż wypadnie mi lepszy ekwipunek. W końcu nie mogę pozwolić, aby moja czarodziejka nie miała porządnych pantalonów z mosiądzu dających +10 do inteligencji!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu