Niezgrani

Nadrabianie starych gier nie jest takie łatwe

Artur Janczak
Nadrabianie starych gier nie jest takie łatwe
Reklama

Kiedy człowiek zaczął grać — mając jakieś 5 lat na karku — to myślał, że nadejdzie taki moment, że będzie można nadrobić nieskończone tytuły. Problem w tym, że od 1995 trochę się tego nazbierało, a nowych produkcji wciąż przybywa. Jak tu jednak odpuścić sobie część świeżych projektów i wziąć na warsztat coś ze strefy retro?

Jaki czas temu w sieci pojawiła się informacja, że PC dostanie lekko odświeżoną wersję gry Grandia II, która oryginalnie ukazała się na konsolę Dreamcast. Dodano osiągnięcia, poprawiono grafikę i wprowadzono kilka kosmetycznych zmian. Nie mniej jednak nie muszę specjalnie nabywać starego sprzętu i męczyć się z serwisami aukcyjnymi, aby w końcu skończyć tytuł, który lata temu tak bardzo przypadł mi do gustu. Wystarczyły szybkie zakupy na Steam, kilkanaście minut na instalację i gotowe. Byłem pewien, że wszystko dobrze pamiętam i nic mnie w tym tytule nie odrzuci. Niestety, prawda okazała się bolesna. Nie wiem, czy kiedyś byłem mniej spostrzegawczy, a może moje wymagania były niższe, aczkolwiek kilka archaicznych rozwiązań mocno irytuje w tym tytule. Dla części z Was takie rzeczy mogą się wydać mało istotne, aczkolwiek musiałem się do nich przyzwyczaić, aby móc w ogóle grać. No dobrze, ale o co tak naprawdę chodzi? Już tłumaczę.

Reklama

Nie da się wszystkiego dobrze zapamiętać

Pierwsza rzecz to dźwięk podczas chodzenia. Specjalnie sprawdziłem, czy w oryginalnej wersji też było tak źle i niestety, nikt tego nie zmienił. Stukot butów strasznie wpływa na odbiór tego tytułu, bo jest głośniejszy niż muzyka w tle. Podobnie jest ze wszystkimi drzwiami, dźwigniami i przedmiotami. Twórcy doszli do wniosku, że odgłosy poruszania się są na tyle istotne, że warto je wyróżnić. Po kilku godzinach jakoś przywykłem, choć jeżeli nie ma żadnego voice actingu to wszystko mam wyciszone, inaczej nie umiem. W pojedynkach natomiast dźwięki mocno przycinają. Dzieje się to wtedy, gdy w opcjach zaznaczy się 60FPS'ów w trakcie potyczek z przeciwnikami. Zamiast płynnych przejść muzycznych między atakami specjalnymi a czarami i różnymi technikami, pewne melodie zanikają. Jeżeli jednak nie skorzystamy ze wspomnianej funkcji, walki działają w 30 klatkach, ale wszystko się tnie lub spowalnia. Z dźwiękami jest wszystko dobrze, ale reszta działa dość słabo. Pozostałem więc przy lepszej płynności, ale z szarpiącą muzyką. Sprawdzałem na innej konfiguracji sprzętowej, czy tam też takie kwiatki występują i było tak samo. Mimo wszystko gram dalej, bo zarówno fabuła, jak i postaci oraz system walki są ciekawe. Nawet dziś animacje czarów robią wrażenie i nadal nie wiem, jak je zrobiono, a prezentują się tak, jakby to były krótkie filmiki. Ich poziom wykonania mocno odbiega od dzisiejszych standardów, ale i tak potrafią cieszyć oko. Innym mankamentem okazała się praca kamery, która jest umiejscowiona w dość nietypowym miejscu. Trochę jakby izometryczna, ale nie do końca, bo można wszystko obracać o 360 stopni. Natomiast jakiekolwiek zmiany pola widzenia działają na mój błędnik bardzo negatywnie i mam lekkie zawroty głowy, dlatego też nie bawię się zbyt często. Dobrze, że podczas walk i przerywników filmowych operatorem jest gra. Ostatnim problemem okazał się specyficzny mechanizm, gdzie po zejściu z drabiny trzeba czekać, aż ten sam ruch wykonają wszystkie postacie. Jeżeli gracz się nie pomyli to jeszcze to tak nie denerwuje, ale jak trzeba się wrócić, bądź obrało się złą drogą, to te wszystkie akcje mocno irytują.

Steam Left

Mało kto nadrobi wszystkie gry

Oczywiście, to jedynie przykład tego, co może wpłynąć na wybór czegoś z kupki wstydu. Wiele innych czynników jest w stanie zachęcić do działania. Czasami wystarczy zobaczyć jakiś filmik, usłyszeć znaną melodię, albo przeszukując internet natrafić na materiały z danego tytułu. Nie raz było tak, że po rozmowie o danej produkcji poruszono pewien temat, który przypomniał mi na przykład o istnieniu Breath of Fire 3, którego nigdy nie ukończyłem. Warto wziąć pod uwagę fakt, że w ciągu roku są takie dwa momenty, kiedy można zastanowić się nad ograniem czegoś innego. Chodzi tutaj o wakacje i okres między grudniem a styczniem. W tym czasie raczej rzadko są premiery, więc to idealna okazja na nadrabianie. Jeżeli jednak ktoś mocno się nakręci, to miesiąc nie będzie miał żadnego znaczenia. Ciekawym pomysłem są też małe zawody ze znajomymi, gdzie umawiacie się, kto przejdzie więcej gier w ciągu roku. Taka mała rywalizacja nie zaszkodzi, a może zachęcić do działania. Duże znaczenie ma też nostalgia, której nie mogło tu zabraknąć. Ta natomiast potrafi być zgubna, gdyż kreuje w naszej głowie idealny obraz czegoś, co już dawno się zestarzało i wcale nie jest tak ciekawe, jak kiedyś. Często jest jednak tak, że to dzięki niej wszystko nabiera tempa i zasiadamy do danej produkcji, gdyż mamy o niej miłe wspomnienia. Moc w niej silna, więc nie ma co bagatelizować jej znaczenia.

Jestem przekonany, że jeżeli ktoś ma naprawdę dużo tytułów do przejścia, to ma małe szanse, aby je wszystkie skończyć. Warto się dobrze zastanowić, co można sobie odpuścić, a na pewno takich produkcji będzie całkiem sporo. Nie da się nadrobić wszystkiego i jednocześnie grać w nowe gry. Wiem, że takie podejście jest bolesne, ale prawdziwe i im szybciej to zrozumiecie, tym lepiej dla Was. Choć zawsze możecie próbować. W końcu do odważnych świat należy!

Jeżeli macie jakieś inne pomysły albo ciekawe doświadczenia dotyczące omawianego tematu, to dajcie znać w komentarzach. Jestem strasznie ciekaw, jaki czynnik wpływa na to, że decydujecie się nadrobić coś ze swojej kolekcji.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama