Granica między grą a rzeczywistością to dla niektórych wizjonerów łakomy kąsek. Na tyle, by stale ją przekraczać. Wirtualna rzeczywistość, gogle typu ...
Tracisz życie w grze - tracisz krew w realu. Chory pomysł, który na szczęście nie wypali
Granica między grą a rzeczywistością to dla niektórych wizjonerów łakomy kąsek. Na tyle, by stale ją przekraczać. Wirtualna rzeczywistość, gogle typu Oculus Rift, kontrolery ruchu, geolokalizacja - to wszystko jest fajne i innowacyjne. Problem pojawia się w momencie, gdy ktoś idzie o krok za daleko. A tak właśnie stało się w przypadku projektu Blood Sport, gdzie gracz miałby tracić krew równolegle z bohaterem, którego kontroluje.
Pierwsza moja reakcja, gdy przeczytałem o tym projekcie? "To jest chore!" Podobnego zdania najwyraźniej są sami twórcy Kickstartera, bo Blood Sport został błyskawicznie zawieszony. Żaden oficjalny komunikat na ten temat jeszcze się nie pojawił, ale wydaje się to kwestią czasu (a przynajmniej mam taką nadzieję). Projekt zakładał stworzenie kontrolowanej przez płytkę Arduino aparatury, która po podłączeniu do gamepada oraz... wkuciu w żyłę gracza, będzie pobierała krew w tym samym momencie, gdy ten straci życie, zostanie postrzelony lub doświadczy jakiejkolwiek innej nieprzyjemności na ekranie.
Całość jest zintegrowana z systemem wibracji pada, a więc gdy ten się aktywuje, inicjowane jest pobieranie krwi. Efekt można regulować za pomocą odpowiednich suwaków. Nad procesem czuwa aparatura, która kontroluje ilość oddanej krwi i dezaktywuje automatycznie jej pobieranie w momencie, gdy może to się stać niebezpieczne dla zdrowia lub życia. Swoją drogą trudno stwierdzić, jak to wygląda w przypadku gier sportowych, jak np. FIFA, gdzie pady przecież również wibrują. Utrata krwi wraz z utraconą bramką? Czy mówiłem już, ze to jest chore?!
Ale spójrzmy szerzej. Blood Sport to tak naprawdę projekt, któremu przyświeca pewna idea. Nie myślcie zatem, że jego pomysłodawcy to masochiści, którym nudzi się w życiu i chcą zwiększyć doznania płynące z kolejnych sesji w CoD czy Battlefielda. Twórcy nie chcą stworzyć sprzętu, który postawimy sobie w domu przy konsoli, a raczej zainicjować pewne przedsięwzięcie. Gracze będą brali udział w turniejach, gdzie pod opieką lekarzy (i po przejściu stosownych badań) zostaną podłączeni do takich maszyn i wraz z upływem zabawy oddadzą krew na szczytne cele. Ma to zatem zwiększyć popularność oddawania krwi wśród graczy, a także sprawić, że ci zaczną myśleć o rzeczach poważniejszych, realizując jednocześnie swoją pasję. Podobno nawet nawiązano już współpracę z organizacjami gamingowymi oraz medycznymi, które mają pomóc w realizacji przedsięwzięcia.
Pojęcie "Krwawy sport" nabiera w tym momencie zupełnie nowego znaczenia. Ja jestem nadal w szoku i szczerze pochwalam decyzję Kickstartera o zawieszeniu akcji. I bynajmniej nie chodzi o to, że mam cokolwiek przeciwko oddawaniu krwi. Wręcz przeciwnie. Myślę jednak, że powiązanie tej czynności z graniem w gry jest zdecydowanym przegięciem. Nie potrafię znaleźć żadnego racjonalnego powodu, dla którego miałoby to mieć sens. Równie dobrze moglibyśmy podpiąć analogiczny sprzęt na turnieju szachistów i pobierać krew w momencie utraty figury, albo zaproponować programistom, by w trakcie turniejów mieli wczepione w przedramię igły - jeden błąd w kodzie i kilka kropel idzie na szczytne cele. Piszcie, że jestem krótkowzroczny i ograniczony, ale zdania nie zmienię. I nie przekonuje mnie nawet przyświecająca temu idea.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu