Media w Polsce i na świecie rozpisują się na temat Toyota FC Bus, czyli wodorowej maszyny transportu miejskiego, która niebawem trafi na ulice Tokio. Ma być nowocześnie i ekologicznie, koniec ze spalinami. Projekt może i przyciąga uwagę, ale prawda jest taka, że w najbliższym czasie będzie on odgrywał znikomą rolę w systemie komunikacji miejskiej. Przy tym warto się zastanowić, czy rozwiązanie rzeczywiście jest bezemisyjne.
Był samochód na wodór, przyszedł czas na autobus: na ulice Tokio wjedzie Toyota FC Bus
Toyota FC Bus robi furorę w internetach i znów stawia Japończyków jako przykład innowacyjnego narodu. Kilka lat temu korporacja pochwaliła się samochodem Mirai zasilanym wodorem, teraz dorzuca autobus działający na podobnej zasadzie. Nie próżnują. A przy tym nie są to projekty tworzone do szuflady - autobusy trafią na tokijskie drogi. W przyszłym roku będzie ich kilka, potem liczba będzie rosnąć, by przed Igrzyskami Olimpijskimi w 2020 roku sięgnąć pułapu stu pojazdów. Jednym z zadań Toyota FC Bus będzie zwiększanie świadomości Japończyków w zakresie wykorzystania nowych paliw, przyzwyczajanie ich do zmian.
Bo w tym przypadku można mówić o sporym kroku naprzód: system ogniw paliwowych wydaje się konkurencyjny dla silników spalinowych, może się pochwalić niezłą wydajnością, efektem ubocznym jest para wodna. Jest jeszcze coś: autobus może pełnić rolę generatora, system jest w stanie wytwarzać energię i przekazywać ją dalej. Pamiętam ten motyw z prezentacji pojazdu Mirai, przekonywano wówczas, że samochód może zasilać dom, gdy awarii ulegnie sieć przesyłowa. Toyota FC Bus pełniłby podobną rolę, ale na większą skalę, byłby w stanie wspierać energetycznie szpital, urząd czy szkołę w sytuacji kryzysowej. Pomysł godny uwagi.
Czy to jest produkt na miarę przełomu? Nie, wcześniej już widzieliśmy pojazdy zasilane wodorem. Tworzyli je także Japończycy, tworzyła je Toyota. Może zatem tym razem wypada mówić o szansie na rewolucję technologiczną? Raczej nie - warto zwrócić uwagę na skalę projektu: do 2020 na ulice Tokio ma trafić sto pojazdów Toyota FC Bus. Dużo? Sprawdziłem, że w taborze Warszawy znajduje się około 1400 autobusów. Stolica Japonii jest dziesięć razy większa, może mieć kilkanaście, a może i kilkadziesiąt tysięcy autobusów. Czy w tej masie sto pojazdów robi wrażenie? Raczej nie - to swoista kropla w morzu.
Liczy się jednak przekaz oraz kontekst: wodorowe autobusy będą jeździec po ulicach Tokio w czasie Igrzysk Olimpijskich, podejrzewam, że nie zabraknie ich na trasach turystycznych oraz w miejscach, gdzie będą przebywać sportowcy czy media w trakcie wielkiej imprezy. Tokio, szerzej Japonia, zamierza się "pokazać" podczas tego wydarzenia, przekonać wszystkich, że nadal jest technologicznym gigantem i pionierem innowacyjności. Duże rzeczy na 2020 rok przygotują pewnie wszystkie znane firmy, to dla nich szansa na przypomnienie światu, że na Dalekim Wschodzie istnieją nie tylko Chiny i Korea Południowa.
Toyota FC Bus ciekawie wpisuje się także w przemiany na rynku motoryzacyjnym, przecież sporo mówi się teraz o elektrycznej, ekologicznej jeździe. Japoński koncern ma szansę błysnąć np. jako przeciwieństwo Volkswagena, który truł i oszukiwał. W czasie, gdy Niemcy manipulują przy dieslu, Japończycy stawiają na ekologiczny wodór. Można to tak przedstawić, ale trzeba pamiętać o pewnej rzeczy, komunikowałem ją, gdy pisałem o pociągu zasilanym wodorem: to paliwo trzeba jakoś pozyskać. I tu wykorzystuje się paliwa kopalne, przez co cały projekt staje się mniej ekologiczny. Prawdopodobnie też mniej opłacalny. Dlatego na ulice Tokio trafi w ciągu kilku lat sto autobusów tego typu, a nie 10 tysięcy.
To oczywiście nie są jakieś oskarżenia i żale wysuwane pod adresem japońskiej korporacji - staram się po prostu obiektywnie podejść do tematu i stwierdzam, że Toyota FC Bus to raczej ciekawostka, coś na pokaz, a nie produkt, który może namieszać na rynku motoryzacyjnym. Nawet, gdy mowa o jego konkretnej części przeznaczonej do transportu miejskiego. Ale niech tworzą i próbują dalej - może z czasem wyjdzie z tego coś naprawdę dużego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu