Recenzja

To nie jest GTA w Tokio. Recenzja Yakuza 6: The Song of Life

Paweł Winiarski
To nie jest GTA w Tokio. Recenzja Yakuza 6: The Song of Life
Reklama

Cieszę się, że Japończycy w tej generacji nie odpuszczają i nie rezygnują z produkcji gier. Yakuza 6: The Song of Life udowadnia bowiem, że dla produkcji z Kraju Kwitnącej Wiśni jest na rynku miejsce, a specyficzne podejście zarówno do opowieści jak i sposobu prowadzenia rozgrywki wciąż ma rację bytu.

Seria Yakuza zadebiutowała w 2005 roku, jeszcze na PlayStation 2 i na zawsze zapadnie mi w pamięć jako ta, która docierała do Europy w dużych trudach i z dużymi opóźnieniami. Nigdy nie potrafiła też przebić się do ścisłej czołówki konsolowych produkcji i choć każda z odsłon była w najgorszym wypadku dobra, fani serii byli raczej hardkorowcami niż casualami. Dlatego doskonale rozumiem, że dla wielu osób Yakuza 6: The Song of Life będzie pierwszą poznaną odsłoną przygód Kazumy Kiryu, dla serii natomiast ostatnią.

Reklama

Gangster o gołębim sercu

Trudno w kilku zdaniach opowiedzieć historię głównego bohatera, którego gracze poznawali przez długie lata w kilku poprzednich produkcjach. Kazuma Kiryu to emerytowany gangster yakuzy, który zaczynał jako zwykły żołnierz, piął się w szeregach tej organizacji, choć wymagało to od niego wielu wyrzeczeń. W części szóstej poznajemy bohatera, który poszedł odsiedzieć wyrok 3 lat pozbawienia wolności, a jego adoptowana córka podczas tych 3 lat zaginęła. Kiedy Kiryu wychodzi zza krat, postanawia odnaleźć Harukę. Pech chce, że ta uległa poważnemu wypadkowi, jest w śpiączce i…ma syna. Brzmi jak telenowela i rozumiem, że część osób tak właśnie odbiera opowieści w tej serii - natomiast uczestniczy się w tym naprawdę przyjemnie. Dodam, że emerytowany członek yakuzy chciał tylko spokojnego życia, w dużej mierze po to właśnie poszedł odsiedzieć swoje w więzieniu, tymczasem rzeczywistość którą zastał po powrocie zmusza go do ponownego wejścia w przestępczy świat. Z jednej strony więc nie zazdroszczę, z drugiej cieszę się, że wróciłem do Tokio. Dodam również, że odwiedzicie Hiroszimę, co na pewno trochę urozmaica zabawę.

Kup Yakuza 6 w Avans.pl! Kliknij!

Dragon of Dojima

Gdyby ktoś zapytał mnie do jakiej szufladki wrzucić serię Yakuza, miał bym pewien problem. Z jednej strony to chodzona bijatyka, z drugiej gra z otwartym światem, w którym czeka mnóstwo aktywności. Porównywać jej z GTA nie ma jednak sensu, bo podobieństwa zaczynają i kończą się na chodzeniu po mieście, przy czym zaawansowanie wirtualnego życia też jest zupełnie inne. Wchodzimy więc w skórę bohatera, który nie boi się używać pięści i robi z nich świetny użytek. System walki nie jest może tak rozbudowany jak ten z najlepszych slasherów, natomiast każde ze starć (również te z grupami słabych gangusów) dają satysfakcję. Wisienką na torcie są natomiast walki z mocniejszymi przeciwnikami, szczególnie że są one fajnie oskryptowane fabularnie. Dodam też, że poza pięściami i kompaniami w ruch idą takie gadżety jak śmietniki czy rowery, a Kiryu potrafi również wejść w specjalny tryb, w którym klepie przeciwników jak szalony i chętnie wykonuje finiszery wbijając na przykład twarz nieszczęśnika w ścianę. Yakuza 0 miała jednak trochę bardziej zaawansowany system walki i nie ukrywam, że w szóstce brakuje mi zmian styli.

Jednocześnie Yakuza 6 to długa opowieść do oglądania - jest tu cała masa dobrze wyreżyserowanych przerywników filmowych. „Cała masa” nie została tu użyta przypadkowo - zaglądając na youtube można trafić na film ze sklejonymi cutscenkami. Ma 12 godzin i 58 minut. Przygotujcie więc sobie coś do picia, może jakieś chipsy i popcorn (dla fit-maniaków - marchewki i chipsy z jarmużu). Przez pierwszą godziną grałem około 5 minut, resztę czasu spędziłem na oglądaniu.

Reklama

Yakuza 6 to również duże miasto z wieloma aktywnościami pobocznymi - takimi, ja karaoke, ćwiczenia na siłowni, gry sportowe, czy automaty z produkcjami SEGA. Sam starałem się je jednak omijać, by nie wytrącały mnie z głównej przygody. No, ale czasami po prostu się nie da, coś przykuje wzrok lub wpadniecie na kogoś na ulicy i z dobrego serca przyjmiecie misję poboczną. Czasem minigier ominąć się jednak nie da i momentami bywają irytujące - jak na przykład uspokajanie płaczącego dziecka. To jest naprawdę fajne i pomysłowe pierwsze 2-3 razy, potem wychodzi już bokiem.

Skoro o dobrym sercu mowa, trudno nie docenić emocjonalnego aspektu Yakuza 6. Niby emerytowany gangster, ale bogatą sferą emocjonalną, choć nieumiejący pokazywać emocji. Na tę kamienną twarz też specyficznie się patrzy, szczególnie kiedy bohatera dotykają sytuacje, w których każdy normalny człowiek zalałby się łzami nie wiedząc co robić.

Reklama

Granie w Yakuza 6 z oryginalnym japońskim dubbingiem to naprawdę świetna sprawa i nawet nie próbujcie tego zmieniać. Wizualnie nie jest to na pewno najpiękniejsza gra na PlayStation 4, natomiast w niektórych momentach szczegółowość twarzy potrafi zachwycić. Ale są chwile kiedy pomieszczenia wydają się projektowane przy linijce i mają tekstury zabrane chyba na siłę z poprzedniej generacji. Trochę szkoda, bo sam na przykład bardzo doceniałem niektóre typowo filmowe kadry, nadające w oprawie kinowego charakteru. Z jednej strony mamy więc fanie wyreżyserowane fragmenty, gdzie widać pieczołowicie przygotowane animacje, z drugiej naleciałości z poprzednich generacji, gdzie postacie potrafią podczas rozmowy stać jak kołki.

Werdykt

Zapytacie pewnie czy Yakuza 6 jest najlepszą odsłoną serii. Myślę, że tak - choć tu walka rozgrywałaby się nie z piątką czy czwórką, ale wydaną całkiem niedawno Yakuzą 0. Finał przygód Kiryu jest najbardziej rozbudowaną i dopracowaną odsłoną, trzeba jednak pamiętać, że przy poprzednich odsłonach mówiło się podobnie. Patrząc jednak na rozwój serii fajnie widać, jak SEGA przez lata dopracowywała tę oryginalną formułę. Próżno bowiem szukać drugiej takiej gry i to za każdym razem świetna odskocznia od zachodnich produkcji.

Poznawanie serii od części z numerem 6 nie wydaje się raczej dobrym pomysłem, jeśli jednak poświęcicie trochę czasu by obejrzeć gdzieś w sieci streszczenia poprzednich gier (oraz skorzystać z przypominajki wewnątrz gry), to gwarantuję Wam, że Yakuza 6 zaoferuje Wam przynajmniej „dwadzieścia kilka” godzin bardzo dobrze opowiedzianej, wciągającej historii. A jeśli zdecydujecie się na aktywności poboczne, czeka Was tam drugie tyle zabawy. Nie jest to gra dla wszystkich, tak jak chociażby recenzowany przeze mnie niedawno God of War, ale warto dać jej szansę. Nie pożałujecie.

Reklama

Ocena 8/10

Yakuza 6 do kupienia od ręki w Avans.pl. Sprawdź!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama