Jedno zdanie jest w stanie wywołać poruszenie i wzbudzić emocje, a nawet spore kontrowersje. Ba, może to zrobić jedno słowo albo ledwo zauważalny znak...
Jedno zdanie jest w stanie wywołać poruszenie i wzbudzić emocje, a nawet spore kontrowersje. Ba, może to zrobić jedno słowo albo ledwo zauważalny znak interpunkcyjny. Przykładów znajdziemy wiele i wystarczyłoby nam do tego rodzime podwórko. Tym razem jednak wskażę na USA, a konkretnie na Cupertino. Szef Apple, Tim Cook, wysłał list do pracowników firmy i postarał się, by branżowe media zwróciły na to uwagę. Chociaż z drugiej strony, mógł to uczynić nieświadomie, a resztą zajęły się media. Efekt podobny – wielkie oczekiwania…
Tim Cook w mailu do pracowników podsumował mijający rok. Chociaż nigdy nie pracowałem w korporacji, to podejrzewam, że właśnie tak wyglądają korporacyjne dokumenty tego typu: było super, jesteśmy świetni, wykonaliśmy kawał dobrej roboty, czynimy świat lepszym, mam szczęście, że mogę pracować z takimi ludźmi, jak wy itd. Chyba standard. Poruszenie w światowych mediach wywołało jednak pewne zdanie z ostatniego akapitu:
We have a lot to look forward to in 2014, including some big plans that we think customers are going to love.
W wolnym tłumaczeniu mowa o wielkich oczekiwaniach względem roku 2014, o wielkich planach, które mogą się spodobać klientom. Zdanie petarda? Osobiście uważam, że nic z tego nie wynika: ot, szef dużej firmy stwierdza, iż będzie dobrze, bo szykują coś ciekawego. Żadnych konkretów – z tej wypowiedzi może wynikać zarówno to, że Apple pokaże nowego iPhone’a, w którym znajdziemy o 0,3 cala większy ekran (i na tym koniec zmian), jak i to, że gigant szykuje prawdziwą ofensywę i zamierza poważnie odświeżyć, może nawet zrewolucjonizować już istniejące gamy produktów i dorzucić do tego kilka nowych urządzeń: zegarek, telewizor, kosiarkę...
Branżowe media raczej nie chcą przyjmować do wiadomości pierwszego scenariusza i zakładają, że "wielkie plany" firmy z Cupertino oznaczają coś naprawdę dużego – znów podgrzewana jest atmosfera wokół produktów funkcjonujących wyłącznie w plotkach. Wraca temat smartwatcha Apple, dużego tabletu, a nawet telewizora z logo nadgryzionego jabłka. Wszystko za sprawą jednego zdania, z którego nic nie wynika. Albo inaczej: z którego wynika tyle, że Apple wierzy lub chce wierzyć, iż ich premierom nadal będzie towarzyszył „efekt wow”.
Zastanawiam się, czy Cook i jego ludzie od marketingu świadomie wspomnieli o "wielkich planach" i liczyli na to, że pod koniec grudnia ludzie znów będą się zastanawiać, czym zaskoczy nas Apple w roku 2014 (tu pojawia się pytanie, czy faktycznie szykują mocne premiery) czy może wywołali zainteresowanie trochę przez przypadek, bo lekkie podrasowanie iPhone’a oraz iPada i tak uważają za coś wielkiego? We wszystkich przypadkach sporo zyskują, bo znów znaleźli się na świeczniku i nie słabnie zainteresowanie ich poczynaniami. Jednocześnie jednak nie można zapominać, że każdy kij ma dwa końce.
Jeżeli Apple nie szykuje niczego spektakularnego, ale z premedytacją podgrzewa atmosferę wokół premier roku 2014, to musi mieć świadomość, iż to niebezpieczna gra. Te same media, które teraz zastanawiają się, co wielkiego pokaże Apple, nie zostawią na nich suchej nitki, jeśli głód premier nie zostanie zaspokojony. A poprzeczka jest przecież zawieszona dość wysoko. Nie twierdzę oczywiście, że Apple upadnie (co powtarza spora grupa osób), jeśli szybko nie zaprezentuje czegoś totalnie nowego, ale na dłuższą metę trudno będzie im przekonać ekspertów, media i klientów, iż większy iPad to prawdziwa rewolucja. Warto zatem uważać, co się pisze i mówi, bo słowa nierzadko mogą wyrządzić więcej szkód niż pożytku. To nie dotyczy jedynie Apple i Tima Cooka - powinni to mieć na uwadze także inni wielcy tej branży...
Źródło informacji: 9to5mac.com
Źródło grafiki: mashable.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu