Dziecko przy telefonie/tablecie to taki temat, który zawsze wywołuje lawinę różnorakich komentarzy. Bo dziecko nie powinno bawić się telefonem komórko...
Przybywa usług internetowych skierowanych do dzieci - będzie ich jeszcze więcej
Dziecko przy telefonie/tablecie to taki temat, który zawsze wywołuje lawinę różnorakich komentarzy. Bo dziecko nie powinno bawić się telefonem komórkowym, powinno wziąć do ręki klocki i układać, nie może przesiadywać przez telefonem, konsolą - to szkodzi. Jak ja podchodzę do sprawy? Technologie czemuś służą. Brzdące, które na razie jeszcze niewyraźnie mówią i ledwo główką wystają za blat stołu będą kiedyś lepiej "czuć" technologie ode mnie. Znak czasów.
Ostatnio wdałem się w dyskusję na temat technologii i dzieci. Akurat pod opieką miałem malutkiego człowieczka, "level 2, 300/600 XP". Oprócz tego, że świetny chłopczyk (wszystkie dzieci są fajne, niezwykle szczere i kochane), to w dodatku zdolna bestia jak cholera. Raz wzięty do ręki telefon/tablet jest momentalnie rozpracowywany, za chwilę odpalany jest YouTube, gra, albo cokolwiek innego. I nieważne, czy jest to iOS, Windows, Android. Zdziwiony specjalnie nie jestem - sam za młodu potrafiłem sam włączyć sobie bajkę w magnetowidzie, "rozstroić" telewizor, podłączyć Pegasusa. Specjalnie starszy nie byłem.
Wspomniałem o umiarze. Doszliśmy razem z moim rozmówcą do wniosku, że technologie dzieciom trzeba pokazywać - możliwie od najlepszej dla nich strony, ale z umiarem. Dzieciak siedzący przy konsoli 2-3 godziny dziennie to gruba przesada. Telewizor włączony na okrągło jako "odzyskiwacz czasu", którego przy dzieciach zawsze brakuje to też nienajlepszy pomysł. To samo - zabawa ze smartfonem, czy tabletem. Sam jak wizytuję moich siostrzeńców, zasiadam tradycyjnie przy konsoli zagrać mecz w FIFĘ, czy pokicać przy Kinekcie. Ale godziny na to są wyliczone co do minuty i to mi się ogromnie podoba. Telefon, tablet w rękach dziecka to również nierzadki widok, ale jest za to restrykcyjnie "reglamentowany".
Brakuje usług dla dzieci
Jest YouTube Kids, ale i jego działanie nierzadko okazywało się nieco kalekie. Mało jest takich usług, w których dzieci czułyby się "jak u siebie", miałyby wszystko czego potrzebują bez ryzyka natrafienia na treści nieodpowiednie. Ubogość bogactwa, jaką oferuję Internet to dla dzieci niezwykle atrakcyjny świat, jednak trzeba pamiętać, iż dzieci z wszystkiego korzystać nie mogą. A to również bardzo ważni konsumenci nowych technologii.
Krążąc w Sieci, natrafiłem na wyszukiwarkę dla najmłodszych - co prawda również praktycznie niedostosowaną do rynku polskiego, jednak wskazującą pewien kierunek, którym powinni podążać deweloperzy, usługodawcy. Dzieci, ale i również rodzice muszą mieć dostęp do usług, dzięki którym będą mogli razem ze swoimi pociechami nieźle się bawić, ale i uczyć. Thinga - przyjazna dla dzieci wyszukiwarka jest tym bardziej potrzebna, że pewien czas temu "ubito" Yahoo Kids. Niektórzy powiedzą zapewne, że przecież jest jeszcze KidRex, czy GoGooligans.
Jednak to, co wyróżnia Thinga opiera się na mało spotykanym obecnie podejściu do tworzenia takich usług. Za wyniki wyszukiwania w Thinga nie do końca odpowiada algorytm, który może być zawodny. Treści, które mogą być tam zaprezentowane są wyselekcjonowane przez pracowników wyszukiwarki - określa się to, co może wpisać rodzic/dziecko w takiej wyszukiwarce i dostarcza się bawiących/uczących treści. Oprócz tego, Thinga oferuje również (nieco niżej) wyniki wyszukiwania z DuckDuckGo. Wszystko to rzecz jasna bez reklam.
Thinga planuje stworzenie aplikacji mobilnych, natomiast wyszukiwarka już teraz działa również na smartfonach oraz tabletach. Usługa skierowana jest do uczniów szkół podstawowych (wedle systemu działającego w USA). Niestety, nie jest ona przystosowana dla użytkowników z Polski. Jednak jak napisałem wyżej - to kierunek zmian, jakim powinno się podążać.
Grafika: 1, 2
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu