Gdyby istniał ranking na najbardziej niepokojący i dziwny seriali, OA bez wątpienia mógłby bić się o podium. Wywołuje tak wiele specyficznych emocji, że warto go obejrzeć chociażby dla nich. Netflix zaserwował bowiem produkcję, którą trudno porównać do innych seriali.
Chyba nigdy nie oglądałem tak niepokojącego i tajemniczego serialu jak The OA od Netliksa
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
O czym jest The OA?
W zasadzie wszystko, co napiszę o fabule zepsuje Wam przyjemność z oglądania. Brit Marling i Zala Batmanglijego opowiadają bowiem swoją historię już od pierwszego odcinka, po którego seansie będziecie drapać się w głowę i zastanawiać co tak naprawdę obejrzeliście. Najlepsze w The OA jest to, że ta sama myśl wróci do Was mniej więcej w połowie oraz po obejrzeniu napisów końcowych ostatniego, ósmego odcinka.
OA to dramat, na pewno w części dramat psychologiczny z elementami science-fiction. To historia Prairie Johnson, świetnie zagranej przez Brit Marling, którą możecie znać z filmu Druga Ziemia czy serialu Babylon. Aktorka zagrała swoją rolę świetnie, przedstawiając Prairie jako osobę zagubioną, a jednocześnie pewną siebie, słabą, a jednocześnie bardzo silną. Co ciekawe, ani postać, ani aktorka nie wzbudziły mojej sympatii przez pierwsze 2-3 odcinki, zmieniało się to jednak z każdą kolejną minutą - wraz z końcem serialu czułem, że to właśnie ja byłem jednym z odbiorców tej opowieści. Ja powinienem w nią uwierzyć lub nie. Część seriali da się zgrabnie streścić w recenzji - jest sobie stacja kosmiczna, bohaterowie walczą z kosmitami, to dramat żołnierza walczącego z demonami przeszłości. Uwierzcie mi, cokolwiek napisałbym o The OA, zepsuję Wam seans. Polecam więc unikanie jakichkolwiek opisów gdzie ktokolwiek próbuje napisać coś o fabule unikając spoilerów.
The OA to serial, w którym z jednej strony wszystko podane jest na tacy, z drugiej co jakiś czas otwierane są drzwi i to od nas tylko zależy, czy przez nie przejdziemy. Możemy więc przyjąć opowieść twórców jako historię niedopowiedzianą lub szukać w niej drugiego dna - próbować wiązać sceny czy słowa z poprzednich odcinków by gdzieś z tyłu głowy ułożyć sobie to wszystko w jedną, najbardziej przyswajalną dla nas całość. Ale ta znów zacznie zadawać pytania, co może niektórych zachęci do zgłębienia poruszonych w The OA tematów już na gruncie naukowych publikacji czy badań.
Produkcja nie jest niestety równa i ciężko ocenić, czy to celowy zabieg, czy raczej producenckie niedociągnięcia. Są odcinki, które wymuszają wręcz siedzenie przed ekranem, są jednak momenty, kiedy całość wydaje się niepotrzebnie rozwleczona i niczego ważnego do opowieści nie wnosi. Niektóre odcinki kończą się w taki sposób, że włączenie kolejnego, mimo ekstremalnie późnej godziny, jest czymś koniecznym. Są też jednak chwile kiedy zastanawiałem się, czy jest sens to dalej oglądać, bo absurd goni absurd, a historia kompletnie się nie klei. Tyle tylko, że im bliżej końca, tym całość nabierała wyraźniejszego obrazu i wszystkie momenty gdy sens gdzieś ulatywał, stawały się potrzebne by opowieść była kompletna. Koniec przygody z The OA to oprócz pytania „co ja właściwie obejrzałem?”, pytanie kolejne, dużo ważniejsze w kontekście całej fabuły. Ale go nie zdradzę, bo zepsuję przyjemność z oglądania.
To nie jest serial dla każdego
Jestem absolutnie pewien, że pierwszy odcinek będzie naprawdę konkretnym sitkiem, które odcedzi widzów. Sam nie do końca wiedziałem wtedy co o The OA myśleć, ale zaryzykowałem - w żadnym wypadku nie żałuję. Nie doszukuję się tu jednak głębi, drugiego dna, symboliki i raczej odebrałem serial w najprostszy możliwy sposób. Ale wiem, że część z Was pójdzie dalej, zainteresuje się pokazanymi tam tematami, zacznie analizować, może szukać w sieci teorii snutych wokół obrazu. Czy dobrze się przy The OA bawiłem? No właśnie w ogóle się nie bawiłem, każdy odcinek oglądałem z zaciekawieniem, chciałem więcej, pojawiał się też jednak specyficzny niepokój. Przez cały seans rodziło się we mnie dużo skrajnych emocji zarówno jeśli chodzi o samo The OA jako produkt, jak również emocji związanych z poszczególnymi bohaterami. Chciałem jednak poznać zakończenie i odpowiedzi na pytania, które zadawałem sobie przez cały seans.
Gdyby wybrać najbardziej „serialowego” redaktora Antyweba, pewnie byłbym na szarym końcu. Rodzina, praca, codzienność, muzyka, gitara, gry - na cokolwiek innego praktycznie nie zostaje już więcej czasu. Nie jestem w stanie sprawdzić wszystkich nowości, staram się wybierać seriale bardzo uważnie, jednocześnie często zwlekam z rozpoczęciem seansu. Dlatego staram się celować w te najlepsze - Stranger Things czy The Expanse uważam za najlepsze produkcje, jakie można było ostatnio obejrzeć (rzućcie też okiem na listę najlepszych seriali na Netflix, którą przygotował niedawno Grzesiek). Niestety zwlekałem też w przypadku The OA od Netliksa - w pewnym sensie niesamowitego doświadczenia, które trudno porównać do innych filmów podzielonych na odcinki.
Czy polecam The OA? Zdecydowanie tak, polecam też by nie rezygnować po pierwszym odcinku. Niektórzy zobaczą tam bezsensowny bełkot, inni natomiast ciekawe teorie dotyczące (spoiler) i kontaktów międzyludzkich. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że po kilku dniach cały czas myślę o tym, co zobaczyłem - a to moim zdaniem jest wyznacznikiem dobrego serialu. Bo o całej masie produkcji podzielonych na epizody szybko zapominamy. O The OA trudno zapomnieć.
Niedawno uruchomiliśmy serwis z Pracą w IT! Gorąco zachęcamy do przejrzenia najnowszych ofert pracy oraz profili pracodawców
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu