Gry

The Elder Scrolls Online – już graliśmy!

Paweł Kozierkiewicz
The Elder Scrolls Online – już graliśmy!
18

Popularna seria gier wideo trafia na kanwę gatunku MMO. Tylko, czy takich przygód oczekują miłośnicy Pradawnych Zwojów? Autorem tekstu jest Paweł Borawski z serwisu Niezgrani.pl. Mam problem z The Elder Scrolls Online. Problem fundamentalny, który pojawił się, jak podejrzewam, u dziesiątek tysię...

Popularna seria gier wideo trafia na kanwę gatunku MMO. Tylko, czy takich przygód oczekują miłośnicy Pradawnych Zwojów?

Autorem tekstu jest Paweł Borawski z serwisu Niezgrani.pl.

Mam problem z The Elder Scrolls Online. Problem fundamentalny, który pojawił się, jak podejrzewam, u dziesiątek tysięcy graczy. Spędziłem w Skyrimie dobrze ponad 100 godzin i nie czuję, bym zakończył tam swój pobyt – najzwyczajniej w świecie gra Bethesdy skrywa jeszcze niezliczone pokłady tajemnic. A skoro tyle zostało do odkrycia, czemu miałbym zabrać się za dodatkową porcję tego samego, tylko obarczoną miesięcznym abonamentem?

Odpowiadam: Nie mam pojęcia. A beta The Elder Scrolls Online, do której zostały dopuszczone media, choć zbliżyła mnie do odpowiedzi, wciąż nie pozwala jej wydusić.

Jeżeli cenicie sobie czas spędzony w szczególności ze Skyrimem, lub w podobnym stopniu z Morrowindem lub Oblivionem, w TESO na każdym kroku zetkniecie się ze znanymi elementami. Jest ich tak dużo, że opisywanie tego w detalach byłoby jak tworzenie instrukcji to wcześniejszych The Elder Scrolls.

By najlepiej opisać TESO, postanowiłem określić grę pięcioma słowami. Jakie jest MMO od Bethesdy?

Po pierwsze, klimatyczne. Od pierwszych sekund, gdy po stworzeniu postaci okazuje się, że jesteśmy jednym z nikomu nieznanych więźniów, aż po wiele godzin eksploracji, z otaczającego nas świata wręcz uderza znany klimat. Wszędzie przewijają się swojskie motywy, co krok natykamy się na istoty charakterystyczne dla tego świata, a i w świadomości majaczy fakt, że wraz z dalszymi etapami przygody trafimy w doskonale znane rejony, jak stolica Cyrodill.

Jest to o tyle ważne, że przecież wydarzenia The Elder Scrolls Online mają miejsce wieki przed singlowymi grami z serii. Tu właśnie następuje “po drugie” – produkcja jest zaskakująco świeża, jeśli chodzi o świat przedstawiony. Choć teoretycznie wiemy “co dalej”, odsunięcie się w czasie od Morrowinda i dalszych części gwarantuje, że Bethesda na każdym kroku może przedstawiać nowe opowieści. A nawet zabierać się za te, które w poprzednich grach robiły za wypełniacze w leżących wszędzie księgach.

Nowej rozgrywce towarzyszy dokładnie ta sama ekscytacja, którą ostatnio czułem widząc, jak mój ledwo utworzony bohater klęknie zaraz gotowy do skrócenia ciała o wysokość głowy. Odrobinę szkoda, że w fabule od razu pojawia się postać Proroka – jest to zbyt prosty sposób na stworzenie przewodnika po głównej fabule, ale możemy tu założyć, że twórców skłoniła do tego specyfika MMO. Inna sprawa, że w czasie trzech dni obcowania z betą dotarłem do punktu, gdzie postać ta oznajmiła mi, że… odezwie się kiedy indziej.

Spoko, idę zebrać chwasty do mikstury, daj znać, kiedy ratujemy świat przed daedrycznym księciem.

Trzecie z trafnych określeń to “pełny”. Oczywiście może się to zmienić na wyższych poziomach doświadczenia postaci, ale póki co bardzo zaskoczyło mnie, jak kompletną grą jest The Elders Scrolls Online – produkcja nie cierpi na typowy dla MMO syndrom “pracy w toku”, gdzie wiele z rzeczy wejdzie do produkcji dopiero po premierze. Okej, to wciąż beta, w efekcie czego np. tworzenie przedmiotów nie jest jeszcze szczytem komfortu i jednolitości, ale jeżeli chodzi o status przygotowania gry do debiutu, jest naprawdę dobrze.

Jeżeli zaś zahaczamy o crafting (sam tylko zapoznałem się ze stosownymi menu), warto też odnotować, że choć gra dość dobrze czerpie z formuły swoich poprzedników, to tu i ówdzie potrafi dodać coś od siebie. Wracając na chwilę do Skyrima, trik z tanimi, produkowanymi masowo przedmiotami sprawił, że w jeden wieczór stałem się wirtuozem kowalstwa – produkując marne żelastwa dotarłem do poziomu zaawansowania niezbędnego do wytworzenia zbroi daedrycznej. W TESO tak łatwo nie będzie – potrzeba będzie sporo środków i czasu, by opanować konkretne ścieżki “produkcyjne”. Sam fakt, że różne przedmioty z tej samej grupy (np. pancerze) pochodzą od różnych frakcji sprawia już, że nie będziemy – przynajmniej od razu – mistrzami we wszystkim.

The Elder Scrolls Online to także gra klasyczna. Zależnie od punktu widzenia, będzie to zaleta lub wada. W wielu aspektach produkcjom MMO udało się wybrnąć z naleciałości początku tego wieku. Tymczasem w TESO znajdziemy wiele tradycyjnych rozwiązań, gdzie aż prosi się o zmiany. Pierwszy lepszy przykład to instancje, czy też ich brak. Robiąc zadania fabularne, te należące do głównego wątku, zdarzało się, że w jednej chwili goniłem do krypty z grupą innych użytkowników, by po przejściu przez kamienne wrota znaleźć się sam na sam z poszukiwanym przeciwnikiem.

W porządku, może jest to pewna specyfika gatunku, ale takie Guild Wars 2, choć samo nie jest wzorem, dokonało bardzo rozsądnego rozdziału między punktami dla wszystkich i tymi skupionymi na indywidualnej opowieści.

Wreszcie piąte – to gra, która z pewnością będzie ewoluować. Choć mój Altmer (elf wysokiego rodu) od razu dołączył do Gildii Magów, jedyną inną opcją było wspieranie Wojowników. Gdzie Złodzieje czy Mroczne Bractwo? – spytacie. Ano nie ma ich i w dniu premiery nie będzie. Twórcy założyli, że na bazie dwóch istniejących frakcji będą obserwować uwagi graczy i dopiero w ich następstwie rozwiną świat o wspomniane grupy.

Osobiście nie mam nic przeciwko, ale dlatego, że to rola arcymaga od zawsze jest dla mnie tą preferowaną. Osoby chętne do kradzieży czy cichych zabójstw mogą czuć się poszkodowane.

Potencjalna ewolucja dotyczy też innych elementów rozgrywki. Chociażby Dark Anchorów. Jeżeli zastanawiacie się, co to jest – weźcie na warsztat ośmiominutowy zwiastun TESO. Gigantyczny pierścień pojawiający się nad bohaterami i wbijający się w ziemię ostrymi łańcuchami to właśnie Dark Anchor. Podróżując swoim elfem natrafiłem na jeden z takowych, ale nie dane było mi wkroczyć tam we właściwym momencie. Najzwyczajniej w świecie był i nic się z nim nie działo. Tak charakterystyczny element powinien być częścią eventu, a gracze muszą mieć możliwość określenia, w jakim momencie powinni przybyć. Znów warto tu powołać się na Guild Wars 2, gdzie użytkownicy zwyczajnie oglądając otoczenie mogą ocenić, za ile przyleci smok czy zacznie się inne wydarzenie.

Pozostają jeszcze inne kwestie, jak chociażby walka. W trakcie stosunkowo krótkiej podróży nie natrafiłem na elementy, które odbiegałyby od normy czy drastycznie zmieniały założenia marki. Jeżeli pojawiają się zmiany, zazwyczaj są drobne, związane z urozmaiceniami (jak chociażby unikanie ataków specjalnych we wspomnianych starciach).

Jestem bardzo ciekaw, jak The Elder Scrolls Online poradzi sobie na rynku. Już na etapie bety to naprawdę nieźle zrealizowane MMO, ale nawet mocniejsze tytuły dostawały po karku od rynku. To na pewno doskonały produkt dla osób, które chcą się wybierać na wielogodzinne wyprawy do krainy, którą kochają. Czy sprawdzi się dla bardziej casualowych konsumentów masowych sieciówek? Mam nadzieję, że werdykt uda mi się wydać już po właściwej premierze.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu