VOD

Oceniamy nowy serial Star Wars. The Book of Boba Fett

Konrad Kozłowski
Oceniamy nowy serial Star Wars. The Book of Boba Fett
9

Debiutujący dziś serial "Księga Boby Fetta" to druga taka produkcja aktorska w uniwersum Star Wars, ale na pewno nie ostatnia. Czy jednak otrzymujemy coś innego, ciekawszego, a może lepszego, niż dwa sezony "The Mandalorian"?

O tym, czy właśnie nastały lepsze czasy dla fanów Gwiezdnych Wojen, dyskusje nadal trwają. Z jednej strony zaczynamy otrzymywać coraz więcej produkcji, o których niegdyś można było tylko pomarzyć, zaś z drugiej strony usatysfakcjonowanie widza jest dziś o wiele trudniejsze, szczególnie po tym, jak przyjęta została najnowsza trylogia. Wydaje się, że przed widzami same ciekawe premiery, ale chyba najmniej emocjonującą ze wszystkich jest właśnie "The Book of Boba Fett". Nie jest to postać pokroju Obi-Wana czy Ahsoki, a sama produkcja wyewoluowała z serialu "The Mandalorian", gdzie Boba Fett zaliczył wielki powrót. Czy nakręcenie o nim serii było dobrym pomysłem?

Księga Boby Fetta - typowy spinoff czy coś więcej?

Pierwszy odcinek, który debiutuje dzisiaj, pokazuje, że plan na tę mini-serię może okazać się ciekawszy, niż sądziliśmy. Wprowadzenie w historię po tym, jak Boba Fett powraca do pałacu Jabby, nie nabiera szybkiego tempa, lecz pozwalać nam oswoić się z nowymi realiami i postaciami. Wiemy, czego mniej więcej można się będzie spodziewać po serialu, struktura delikatnie przypomina Mandalorianina, podobnie jak klimat i sposób realizacji. Całość kręcono na planach, które wymagają delikatnego uzupełnienia grafiką komputerową, co nadaje wiarygodności i przywodzi na myśl czasy starej trylogii.

Potencjał uniwersum Star Wars jest ogromny

Podobnie jak "The Mandalorian", nowy serial w świecie Star Wars zawiera kilka easter eggów i mrugnięć oka do najbardziej spostrzegawczych fanów, a możliwość ujrzenia rekwizytów lub scenografii z dawnych lat to nie lada gratka dla każdego widza. W wielu miejscach widać tu rękę Jona Favreau, który odpowiadał przecież za powstanie "Mandalorianina", więc można to uznać za zaletę produkcji, bo mnóstwo rozwiązań się wcześniej sprawdziło, ale brakuje mi trochę świeżości. Wnosi ją duet - Temuera Morrison i Ming-Na Wen - odgrywający główne role, bo dynamika ich relacji i współpraca zachęcają do dalszego oglądania. Podobnie jak różnorodność wprowadzanych nowych postaci, bo po prostu widać to szerokie spektrum gatunków zamieszkujących zakątki galaktyki.

Ewidentnie widać, że dla Temuera Morrisona powrót do roli to czysta przyjemność, choć ze względu na specyfikę postaci nie jest on najbardziej ekstrawertycznym i ekspresyjnym bohaterem. Ale trzeba też przyznać, że odpowiednie zaprezentowanie złożoności Boby Fetta też jest pewnym wyzwaniem i on nadal to potrafi. Syn Jango Fetta ma spore ambicje, zdaniem wielu wykraczające poza jego możliwości i pochodzenie, więc na pewno fajnie jest przyglądać się jego staraniom w panowaniu nad królestwem Jabby, dla którego był zabójcą na zamówienie.

Pierwszy odcinek Księgi Boby Fetta daje pewne nadzieje

Nie będę oceniać całości po zaledwie jednym odcinku, to jasne, bo przed nami dopiero rozwinięcie tej historii i wielki finał. Liczę, że na przestrzeni siedmiu odcinków nie tylko dostaniemy solidną fabułę, do której wstęp jest dość obiecujący, ale także wiele niespodzianek. Być może nie wszyscy są fanami podnoszenia statusu produkcji, poprzez obecność znanych postaci lub lokalizacji, ale zrobione to z umiarem i ze smakiem przynosi naprawdę świetne rezultaty.

Retrospekcje to na pewno spory atut nowego serialu, który daje nam wgląd w kilka pamiętnych sytuacji i scen z innych produkcji. Odsłanianie kulis takich wydarzeń niektórych zaskoczy, zaś innych zachwyci, bo widać, że serial ma potraktować postać Boby Fetta kompleksowo, a nie jedynie w kontekście późniejszej części kariery i życia po porzuceniu roli Łowcy Nagród. Taka niespodzianka wypadła naprawdę znakomicie.

Końcówka 2. sezonu "The Mandalorian", gdzie pojawiła się jedna z kultowych postaci, na pewno bardzo korzystnie wpłynęła na ogólną ocenę serialu, bo za wszystkim kryją się emocje. Ten sam przypadek dotyczył "Łotra 1", gdzie najbardziej pamiętnym akcentem był udział Dartha Vadera i mi to wcale nie przeszkadzało. Lubimy sięganie po znajome twarze przez twórców większych uniwersów i to samo pomoże "Księdze Boby Fetta". Samo otwarcie, czyli pierwszy odcinek, to spokojny wstęp zarysowujący dość angażującą fabułę, ale moje oczekiwania są znacznie większe. Kolejne odcinki będą ukazywały się co tydzień w piątku.

 

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu