Zwracacie uwagę na to co robicie na swoim smartfonie w miejscu publicznym? Mam cichą nadzieję, że tak — i nie mam tu na myśli muzyki czy serialu bez słuchawek, a wystawianie publicznie wrażliwych danych. Okazuje się, że wielu użytkowników kompletnie na to nie zwraca uwagi.
Też pokazujecie przypadkowym ludziom w komunikacji miejskiej wrażliwe dane na smartfonach?
Kilka miesięcy temu rozmawialiśmy w gronie znajomych na temat rzeczy, których naoglądaliśmy się na komputerach przypadkowych ludzi w kawiarniach, pociągach i samolotach. Jedni przygotowywali poważne biznesowe prezentacje, drudzy firmowe sprawozdania, inni pracowali nad edycją grafik reklamowych zdradzających poufne informacje wcześniej niż powinny. I dla przypadkowych, owszem, znaczyło to niewiele, ale jestem przekonany, że znaleźliby się tacy którym pokazanie tych materiałów odpowiednio wcześniej sprawiłoby dużo radości. Ich sfotografowanie nie wymagało specjalistycznego sprzętu i zdolności detektywa. Komputery to jedno, ale przecież są jeszcze smartfony. I po ostatnich przejażdżkach komunikacją miejską jestem przekonany, że problem z nimi jest jeszcze większy. Ludzie bez większych refleksji korzystają z nich w miejscach publicznych nie zastanawiając się specjalnie nad tym, co kto może podejrzeć.
Wspominałem kiedyś że lubię podglądać co tam ludzie wyprawiają na swoich smartfonach — ale nawyk ten wziął się z chęci sprawdzenia z jakich aplikacji korzystają i w jakie mobilki się zagrywają (co najczęściej czynię jednak w podróży). Nigdy nie interesowała mnie treść prowadzonych na Messengerze czy WhatsAppie rozmów. Widząc komunikator z czystej przyzwoitości odwracam wzrok. To samo zresztą tyczy się maili. Ale przeglądanie społecznościówek i aplikacji randkowych to dopiero początek. Kilka przystanków dalej widzę kogoś kto wystawia ofertę w popularnym serwisie z ogłoszeniami (mam nadzieję że uda się szybko sprzedać narty ;) wraz z pakietem danych kontaktowych. To znowu ktoś pokazuje swoje hasło do serwisu gdzie zaraz się loguje (miło że przetrzymywane w agregatorze haseł, mniej miło że przed skopiowaniem je odsłania). Migają mi też aplikacje bankowe, gdzie przecież danych nie brakuje. Cieszę się też, że udało się miłej Pani zamówić dodatkową kartę sim (swoją drogą, strasznie wysoki ten rachunek)! I im dłużej zerkałem (zerkałem, nie wpatrywałem) na ekrany przypadkowych ludzi, tym bardziej uderzało mnie to, że tak bezstresowo załatwiają te wszystkie sprawy, nie zważając na to, że miejscami wystawiają na pokaz, co by nie mówić, bardzo wrażliwe dane. Nagle okazuje się, że nie trzeba być jakimś specjalnym stalkerem, by poznać imię i nazwisko pasażera — w końcu po dodaniu komentarza na Facebooku można podejrzeć te dane bez problemu.
Nie wiem na ile to brak poczucia zagrożenia, na ile brak wyobraźni, a na ile... po prostu nieświadomość tego, jak wiele danych przypadkiem podawanych jest na tacy przypadkowym obserwatorom, których intencje mogą być różne. Wspominałem już kiedyś, że z komunikacji miejskiej korzystam okazjonalnie, nie na co dzień — ale obserwując takie zachowania na smartfonie głównie... nadrabiam zaległości w RSS albo właśnie gram. Jestem jednak przekonany, że gdybym korzystał z niej na co dzień — bez wahania sięgnąłbym po filtr polaryzujący (czy, jak wolicie, filtr prywatyzujący). Często widuję je w azjatyckich metropoliach, coraz częściej podróżując samolotem na dłuższych trasach — tutaj jednak wciąż wydają się niedocenionym gadżetem. Może czas by zacząć mówić o nich więcej?
...albo po prostu podnosić świadomość i informować o potencjalnych zagrożeniach?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu