Wearables

Test Razer Nabu X. Tania opaska fitness dla każdego?

Tomasz Popielarczyk
Test Razer Nabu X. Tania opaska fitness dla każdego?
Reklama

Odnoszę wrażenie, że dziś każda firma chce być obecna na rynku wearables. Wchodzą na niego nawet ci, po których tego byśmy się zdecydowanie nie spodzi...

Odnoszę wrażenie, że dziś każda firma chce być obecna na rynku wearables. Wchodzą na niego nawet ci, po których tego byśmy się zdecydowanie nie spodziewali. Razer zapowiedział swoją opaskę już ładny kawałek czasu temu. Pierwsza generacja przeszła bez echa i w gruncie rzeczy nigdy nie trafiła do Polski. Nowy model nosi nazwę Nabu X, jest tańszy i adresowany do masowego odbiorcy. Czy warto się nim zainteresować?

Reklama

Razer Nabu X to zdecydowanie jedno z tańszych urządzeń tego typu. W sklepach internetowych opaskę kupimy już za niespełna 200 złotych. W zamian otrzymujemy urządzenie, które ma monitorować naszą codzienną (i całonocną) aktywność, a także powiadamiać o przychodzących połączeniach, wiadomościach i im podobnych. Niby nic wielkiego, ale to właśnie te dwie kwestie są kluczowe w działaniu dzisiejszych wearables. Przyjrzyjmy się Nabu X bliżej.

Wykonanie, ergonomia i design

Razer Nabu X składa się z dwóch elementów. Gumowa opaska ma prążkowaną strukturę, co jest dość niefortunne, bo w szczelinach łatwo gromadzi się brud. Zastosowana guma nie jest pierwszej jakości i wydaje się nieco tandetna. Na jednym końcu mamy piętnaście otworów do regulacji zapięcia. Na drugim umieszczono natomiast metalową spinkę z logo producenta. Mechanizm ten działa sprawnie, ale ma podstawową wadę - bardzo łatwo się odpina. W trakcie testów udało mi się kilkukrotnie przez przypadek zdjąć opaskę. To samo zresztą zrobił Grzegorz na naszym wideo z pierwszymi wrażeniami. Już wcześniej identyczny mechanizm miałem w opasce Sony SmartBand, co spowodowało, że ją zgubiłem. Na Nabu X trzeba zatem szczególnie mocno uważać. Spokojnie za to możemy opaskę zabierać pod prysznic - producent zadbał o to, by była odporna na wodę oraz kurz.

Główna część urządzenia jest wciskana od wewnętrznej strony gumowej opaski. Mała, delikatnie zakrzywiona kostka z plastiku ma jaskrawo zielony spód, na którym oprócz tabliczki znamionowej umieszczono złącze ładowania. To niestandardowy wtyk, co wyklucza stosowanie alternatywnych kabli. W zestawie z opaską dostajemy dedykowany przewód z końcówką USB. Niepozornie wyglądający, czarny wierzch modułu kryje kolorowe diody, które informują nas o statusie urządzenia i nie tylko. Ich działaniu przyjrzę się za chwilę.

Czy opaska może się podobać? Jej design jest bardzo minimalistyczny, więc nie rzuca się szczególnie w oczy. Mnie ta stylistyka jakoś szczególnie nie odrzuca. Jest prosta i neutralna, a więc dokładnie taka, jaka powinna być. Zielony spód wewnętrznego modułu nieznacznie wystaje spod gumy, więc patrząc na opaskę z boku, można go dostrzec. To budzi ciekawość i czyni wygląd Nabu X mniej banalnym. W sprzedaży jest jeszcze wersja biała, ale nigdzie jej nie byłem w stanie znaleźć.

Możliwości i działanie

Co Razer Nabu X potrafi? Producent zastosował tutaj wyłącznie dwa moduły: 3-osiowy akcelerometr oraz silniczek wibracyjny. Siłą rzeczy tych możliwości nie uświadczymy tutaj zbyt wielu. Sterujemy nimi za pomocą dedykowanej aplikacji Nabu X Utility. Pozwala ona nam skonfigurować opaskę, dostosować powiadomienia, wprowadzić ją w tryb snu (lub ustalić godziny, w jakich ma się to odbywać) lub tryb bez przeszkadzania. Opaska ma trzy diody LED i za pomocą aplikacji ustalimy, w jakim kolorze mają się one świecić w przypadku przychodzącego połączenia, alarmu lub powiadomienia. Niestety nie możemy określić kolorów dla poszczególnych aplikacji z osobna (jedyne co zrobimy to włączymy/wyłączymy powiadomienia na opasce dla wybranych programów). Liczba barw jest też ograniczona do zaledwie trzech: czerwonego, niebieskiego i zielonego. Jedyne, co oddano nam do dyspozycji to intensywność, z jaką mają świecić.


Silniczek z wibracjami jest cichy i subtelny. Skutecznie informuje o powiadomieniach i połączeniach i dobrze spisuje się tez jako budzik. W razie potrzeby możemy w ustawieniach zmienić intensywność wibracji. Do dyspozycji mamy trzy poziomy: niski, średni i wysoki.

Reklama

Urządzenie nie posiada żadnych fizycznych przycisków. Chcąc wejść z nim w integrację, musimy dwukrotnie stuknąć wierzch. Sami decydujemy, jaki efekt to nam da. Opaska może poinformować nas o stopniu realizacji naszych celów fitness wyświetlając jedną, dwie lub trzy kropki lub wyświetlić stan baterii (w taki sam sposób).

Jednym z wyróżników Nabu X są funkcje społecznościowe. Mając dwie opaski, możemy je skonfigurować tak, aby po uściśnięciu dłoni wymieniały ze sobą informacje o kontakcie. Nie działa to jednak zbyt dobrze i jest bardzo zawodne. Sam pomysł wydaje się fajny, ale wykonanie jest fatalne.

Reklama


Do monitorowania naszej aktywności fizycznej potrzebujemy dodatkowej aplikacji Nabu Fitness. Określamy w niej cele dla każdej kategorii: kroki, dystans, kalorie oraz długość snu. Aplikacja jest bardzo prosta. Wyposażono ją jedynie w funkcje wyświetlania wyników dla dnia, tygodnia, miesiąca i kwartału. Szkoda, że nic więcej nie potrafi. Warto jednak dodać, że zebrane dane za pomocą głównej aplikacji możemy przesyłać do Google Fit oraz MapMyFitness. Pytanie, czy chcemy to robić. Dlaczego?

Otóż pomiary Nabu X są bardzo nieprecyzyjne. Opaska na pewno nie zdała testu "na klawiaturę". Wystarczą cztery artykuły, bym do południa miał na liczniku 8 tys. kroków bez ruszania się z fotela. Średnio każdego dnia opaska Razera notowała wyniki o kilka tysięcy kroków wyższe niż LG G Watch R na drugim nadgarstku. To duża wada. Najważniejsza tak naprawdę funkcja tej opaski po prostu nie działa tak, jak powinna.


Twórcy chwalą się otwartym API, które pozwala na tworzenie aplikacji komunikujących się z Nabu X. Efekty tego są na razie mierne, a liczba samych programów nie poraża. Większość pochodzi od Razera i jest średnio przydatna, a często wręcz nieużywalna. Zamiast tworzenia osobnych aplikacji dla timera, budzika i innych producent mógł po prostu zrobić jednego solidnego klienta. Moim zdaniem to bez sensu.

Reklama

Na pewno dużym plusem Razer Nabu X jest bateria, bo trzyma ok. 10 dni. To świetny wynik, choć nie tak dobry jak w przypadku MiBanda od Xiaomi. Chińska opaska jest tańsza, a potrafi przetrwać znacznie dłużej (podobno nawet ponad dwukrotnie dłużej niż Nabu X).

Podsumowanie

Razer Nabu X nie jest zbyt udanym urządzeniem. Najwyraźniej niska cena opaski przełożyła się na jej działanie. Jeśli chodzi o wygląd i konstrukcję nie mogę bowiem napisać zbyt wielu gorzkich słów - pomijając niefortunne i zawodne zapięcie. Problemem jest oprogramowanie, które wymaga masy pracy. Zamiast dziesiątek nieszczególnie przydatnych aplikacji wolałbym jedną porządną. A jeśli już ma ich być kilka, to niech oferują coś więcej niż tylko wyświetlanie zebranych przez opaskę danych. Dane te niestety również kuleją, bo są niedokładne. Widać, że producent ciągle wypuszcza aktualizacje dla swojego produktu, więc może coś w tym aspekcie jeszcze ulegnie zmianie. Mam przynajmniej taką nadzieje.

Najlepszą alternatywą dla Nabu X jest Xiaomi MiBand, którego oficjalnie w Polsce nie kupimy. Chińska opaska jest jednak znacznie tańsza, a oferuje dłuższy czas pracy na baterii, lepsze oprogramowanie i dokładniejsze pomiary. Razer musi zatem ostro zabrać się do pracy, żeby zaoferować choćby zbliżoną efektywność. Póki co bowiem zakup urządzenia zwyczajnie nie ma dużego sensu. Myślę, że producent powinien zostać przy genialnych myszkach, klawiaturach i innych akcesoriach dla graczy, które wychodzą mu znakomicie. Na wearables może przyjdzie jeszcze czas.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama