Garmin od dawna był mocno związany z urządzeniami z segmentu fitness. Przez te wszystkie lata firma dorobiła się solidnego portfolio sportowych zegark...
Test opaski Garmin Vivosmart. Subtelnie i elegancko – tak powinny wyglądać wearables
Garmin od dawna był mocno związany z urządzeniami z segmentu fitness. Przez te wszystkie lata firma dorobiła się solidnego portfolio sportowych zegarków. Teraz, zgodnie z obowiązującymi trendami, wprowadza na rynek produkty bardziej mainstreamowe. Po testowanej kilka miesięcy temu na łamach Antyweba opasce Vivofit przyszła pora na znacznie bardziej zaawansowany produkt - Vivosmart.
Vivofit i Vivosmart to urządzenia adresowane do zdecydowanie szerszego grona odbiorców niż zegarki, których Garmin ma całkiem sporo w swojej ofercie. O pierwszym z nich pisałem jakiś czas temu i mimo wielu atutów (m.in. rocznym czasie pracy na baterii) trochę rozczarowywał ubogimi możliwościami. Vivosmart wydaje się być odpowiedzią na tamte zarzuty, bo łączy w sobie funkcje opaski fitness oraz inteligentnego zegarka, a przy tym fenomenalnie wygląda.
Podobnie jak w przypadku poprzednika na rynek trafiają dwie wersje urządzenia: z pulsometrem oraz bez niego. Nie jest to niestety czujnik wbudowany w opaskę, a mało subtelny pas zapinany na klatce piersiowej. Zapewnia to zdecydowanie bardziej precyzyjny pomiar, ale nie jest zbyt wygodne. Oba urządzenia łączą się ze sobą w standardzie ANT+. Jeżeli bardzo zależy Wam na dodatkowej funkcji, możecie się skusić na wersję z pasem, ale obawiam się, że szybko uznacie to za zbędny wydatek.
W sprzedaży dostępne są też dwa rozmiary: mały i duży. Pierwszy jest adresowany pewnie raczej do kobiet. Drugi to wersja typowo męska. Warto o tym pamiętać przy zakupie.
We wszystkich przypadkach w pudełku znajdziemy ładowarkę o z nietypową, przypominającą wyglądem klips końcówką, a także zestaw broszurek. Producent dołącza też gumową szlufkę, która ma zapobiegać przed odpięciem się opaski. Standardowy zestaw.
Opaska jaka jest, każdy widzi
Producenci inteligentnych opasek eksperymentują. Jedni używają wyświetlaczy E-Ink, inni stawiają na diody LED, a jeszcze inni stosują klasyczne ekrany LCD. W rezultacie te wszystkie opaski są bardzo zróżnicowane pod względem designu. Garmin postawił w tym wypadku na maksymalną prostotę. Wyłączony gadżet wygląda tak, jakby był po prostu zwykłą gumową opaską (z metalowym klipsem), na jakie jeszcze do niedawna panowała moda. Mamy tutaj do dyspozycji kilka wariantów kolorystycznych: czarny, różowy, fioletowy, niebieski i szary. Przy czym wierzch za każdym razem pozostaje taki sam - świetnie przedstawia to promocyjna grafika, którą umieściłem w tekście.
I to czyni ten gadżet takim wyjątkowym, bo jest naprawdę ładny i stylowy. Nie wstydziłbym się założyć go do sportowej koszulki ani eleganckiej marynarki. Klucz do wszystkich ukrytych tutaj funkcji to natomiast wyświetlacz OLED o rozdzielczości 128 x 16 px umieszczony na wierzchniej stronie, który aktywuje się po dwukrotnym stuknięciem palcem w opaskę (można też skonfigurować ją tak, żeby włączała się za każdym razem, gdy podnosimy nadgarstek).
Całość jest wodoodporna i cechuje się klasą 5 ATM (w praktyce do 50 m głębokości). Możemy zatem pływać i brać prysznic z Vivosmartem na nadgarstku. Co ciekawe, strumienie wody spadające na opaskę lubią ją czasem aktywować, ale to żadna niespodzianka - mechanizm ten bazuje na akcelerometrze.
Wbudowana litowo-jonowa bateria, zdaniem producenta, ma wystarczać na 7 dni użytkowania. Nie są to deklaracje na wyrost, bo faktycznie tak jest - a nawet lepiej, bo po pierwszym tygodniu intensywnych testów, kolejne ładowanie wystarczyło mi już na 8 dni ciągłego noszenia opaski.. Czas ten skrócił się do 6 dni, gdy aktywnie korzystałem również z pulsometru (najwyraźniej komunikacja obu urządzeń swoje robi). Tak czy inaczej jest to świetny wynik, który powinien w pełni satysfakcjonować fanów wearables (choć oczywiście nie tak świetny, jak w przypadku Vivofita, gdzie bateria trzyma rok…).
Funkcje i aplikacja
Możliwości opaski Garmin Vivosmart można by streścić zdaniem: wszystko co w Vivofit plus niektóre funkcje rodem ze smartwatcha. Vivosmart potrafi mierzyć kroki, kalorie, pokonaną odległość, a także wskazywać na zbyt długi czas bez ruchu. Do tej ostatniej czynności wykorzystywany jest charakterystyczny pasek, który w miarę naszego braku aktywności napełnia się i może zostać zmniejszony tylko poprzez kilkunastominutowy ruch (np. spacer po mieszkaniu/biurze). Nie zabrakło też wspomnianej funkcji mierzenia tętna (urządzenie wykorzystuje te dane do bardziej precyzyjnego podawania spalonych kalorii), do czego jest wykorzystywany zewnętrzny pulsometr Garmina, a także monitorowania snu i inteligentnego, dyskretnego budzenia wibracjami. Niestety Vivosmart nie potrafi automatycznie przechodzić w tryb snu, więc za każdym razem będziemy musieli erobić to ręcznie. Opaska automatycznie wyznacza nam również codzienne cele - jeżeli jednego dnia nie zrealizujemy podanych 5 tys. kroków, kolejnego otrzymamy zadanie w postaci 4,5 tys. kroków (natomiast, gdy zrealizujemy - kolejny dzień przyniesie większe wyzwanie).
Wszystkie dane są przechowywane w chmurze, gdzie przesyła je aplikacja Garmin Connect. Opaska bez łączności z siecią może przechowywać historię maksymalnie 4 tygodnie wstecz (2 tygodnie, gdy korzystamy codziennie przez ok. godzinę z pulsometru). Dostęp do nich możemy uzyskać zatem również z poziomu przeglądarki internetowej. Szerzej o samym programie pisałem już przy okazji testu Vivofita. Garmin Connect to jednak coś znacznie więcej - producent pod tą marką buduje platformę dla użytkowników wszystkich swoich urządzeń typu fitness, dostarczając im mechanizmy społecznościowe oraz wpisujące się w nurt grywalizacji (odznaki, rankingi itp.). Z miesiąca na miescią wygląda to coraz lepiej - tak na urządzeniach mobilnych jak i w oknie przeglądarki.
Ale jest druga strona medalu. Garmin Vivosmart dzięki wbudowanemu silniczkowi wibracyjnemu oraz wyświetlaczowi OLED potrafi synchronizować nasze powiadomienia. Dla mnie to jedna z kluczowych funkcji, dla których kiedyś kupiłem Sony Smartband. W Vivosmart działa to jeszcze lepiej, bo poza wibracjami podczas przychodzącego połączenia lub SMS-a widzimy również dzwoniącego/nadawcę, a nawet treść wiadomości. Szkoda, że zabrakło funkcji odpowiadania. Chciałbym mieć możliwość skonfigurowania kilku szybkich SMS-ów i wysyłania ich w określonych sytuacjach bez potrzeby wyciągania telefonu z kieszeni. Garmin Vivosmart tego nie oferuje. Na szczęście możemy skonfigurować opaskę tak, aby informowała jedynie o powiadomieniach z wybranych aplikacji. Unikniemy tym samym ciągłych wibracji podczas otrzymywania lajków czy interakcji na Twitterze - potrafi to być strasznie frustrujące.
Twórcy zadbali również o inne dodatki, a więc możliwość sterowania odtwarzaczem muzycznym. Niestety na wyświetlaczu OLED nie zobaczymy tytułów ani wykonawców, a szkoda, bo to marnowanie jego potencjału. Zamiast tego możemy skonfigurować opaskę tak, żeby z jej poziomu uruchamiać Spotify czy Deezera na smartfonie. To fajny dodatek, szczególnie gdy dysponujemy bezprzewodowymi słuchawkami i nosimy je stale na szyi. Niestety czasem można sprawić, że odtwarzacz przypadkowo uruchomi się sam w najmniej oczekiwanym momencie.
Inną praktyczną funkcją jest lokalizowanie telefonu. Z poziomu opaski możemy sprawić, że nasze urządzenie zacznie emitować dźwięki, dzięki temu znalezienie go w mieszkaniu lub biurze będzie łatwiejsze. Oczywiście, aby skorzystać z tej opcji oba gadżety muszą być ze sobą połączone i znajdować się w swoim zasięgu.
Garmin Vivosmart może przydać się też w sytuacjach, gdy posiadamy inne sprzęty Garmina. Z poziomu opaski możemy na przykład wyzwalać spust migawki w kamerkach sportowych VIRB. Parując ją z licznikiem rowerowym otrzymamy natomiast informacje na temat aktualnej prędkości. Niby drobiazgi, ale warto o nich wiedzieć, bo w ten sposób właśnie tworzy się spójny ekosystem usług i urządzeń.
Nawigowanie po tym wszystkim jest szalenie proste, bo odbywa się za pomocą gestów. I tak do aktywacji opaski wystarczy dwukrotne stuknięcie w ekran. Przesuwając palcem wzdłuż przełączymy się między kolejnymi ekranami z różnego rodzaju danymi. Przytrzymując palec na ekranie przez dłuższą chwilę, uzyskamy dostęp do panelu z dodatkowymi opcjami, jak aktywowanie trybu snu czy regulowanie jasności ekranu. I tak to wygląda cały czas - obsługa sprowadza się do stukania i przesuwania palcem. To szalenie intuicyjne, szybkie i wygodne. Pod względem ergonomii zastosowane oprogramowanie spisuje się na medal.
I to wystarczy!
Segment wearables się rozrasta. Z jednej strony mamy bardzo proste urządzenia, których możliwości (i cenę) zredukowano do minimum. Z drugiej istnieją smartwatche - coraz ładniejsze, coraz bardziej rozbudowane i najczęściej pozwalające na instalowanie dodatkowych aplikacji. Vivosmart znajduje się gdzieś po środku i właśnie tutaj może trafić w gustu zwykłego użytkownika. Ten, jeśli już zainteresuje się inteligentnymi zakładanymi urządzeniami, nie szuka kombajnu na nadgarstek, ale też nie zadowoli się krokomierzem. Stylowy, elegancki i oferujący spore możliwości Vivosmart wydaje się w tym wypadku szczególnie atrakcyjny.
Czar pryska, gdy spojrzymy na cenę, a ta zaczyna się od 729 złotych (829 zł w wersji z pulsometrem), co jest bardzo wysoką kwotą, jak na inteligentną opaskę. I to jednocześnie w zasadzie największa wada, jaką udało mi się tutaj znaleźć.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu