Kilka tygodni temu relacjonowałem dla Was polską premierę nowych smartfonów Motoroli. Dziś w końcu mogę się podzielić wrażeniami z użytkowania jednego...
Kilka tygodni temu relacjonowałem dla Was polską premierę nowych smartfonów Motoroli. Dziś w końcu mogę się podzielić wrażeniami z użytkowania jednego z nich. Moto G to jeden z najtańszych modeli w ofercie należącej do Lenovo firmy. W tym roku zobaczyliśmy już jego trzecią generację. Czy udaną?
Swego czasu okrzyknąłem Moto G nowym "królem low-endów", czy słusznie? Z perspektywy czasu nieco tych słów żałuję, bo prawdziwe, cenowe low-endy to te, które testowałem chociażby wczoraj na łamach Antyweba - LG Leon i Spirit. Moto G również wyceniono poniżej tysiąca złotych, ale jest to kwota znacznie wyższa. Za smartfona poza abonamentem zapłacimy między 800 a 900 zł (dane z porównywarek cenowych). Tymczasem patrząc na specyfikacje, różnic nie ma zbyt wielu. Czy warto dopłacić?
Wygląd i wykonanie
Tradycyjnie już w pudełku z Moto G ładowarki nie uświadczymy. Motorola tłumaczy, że to kwestia ekologii i pewnie częściowo tak. Podejrzewam jednak, że ma to też związek z kosztami produkcji, które można delikatnie w ten sposób obniżyć. Tak czy inaczej użytkownik musi się zadowolić jedynie kabelkiem USB.
Samo urządzenie pod względem wizualnym nawiązuje do designu poprzedników, co szczególnie jest widoczne po krawędziach. Prawa (z przyciskami zasilania i głośności) oraz lewa są bardzo płaskie, ale dolna i górna zostały mocno pogrubione - to właśnie tutaj umieszczono złącza minijack oraz MicroUSB. Całość jest opływowa, co nadaje jej nieco smukłości. Mimo to, urządzenie jest nieznacznie szersze i grubsze od modelu poprzedniej generacji: 142,1 x 72,4 x 11,6 mm.
Przód prezentuje się bardzo klasycznie. Podstawową zmianą jest tutaj zastosowanie wklęsłych otworów, po którymi ukryto głośniki. Niestety tylko ten na dole służy do multimediów, a górny został ograniczony do rozmów. Mimo to przekłada się to na całkiem przyjemne brzmienie. Obok górnego widoczne są czujniki światła i zbliżeniowy, a także obiektyw aparatu 5 Mpix. Ekran otoczono dość grubą ramką. Dostaliśmy do testów model biały, a więc w oczy rzuca się tutaj jeszcze cieniutka, czarna oblamówka wokół powierzchni właściwej wyświetlacza. Całość zabezpieczono powłoką Corning Gorilla Glass 3.
Tylna klapka ma karbowaną powierzchnię, co znacząco poprawia uchwyt. Obiektyw aparatu wraz z dwiema diodami doświetlającymi (o ciepłym i zimnym odcieniu) umieszczono w centralnej części obudowy. Pojawiło się tutaj też charakterystyczne wgłębienie na palec. Klienci za granicą mają dostęp do usługi Moto Maker, co pozwala im dowolnie wręcz spersonalizować tylną klapkę. Niestety w Polsce możemy o tym póki co pomarzyć.
Całość świetnie leży w dłoni i jest przyjemna w dotyku. Nie nazwałbym nowej Moto G może jakoś szczególnie mocno solidną, ale konstrukcja robi pozytywne wrażenie. Niewątpliwym plusem jest też jej wodoszczelność. Smartfon otrzymał certyfikat IPX7, co oznacza, że może spędzić maksymalnie pół godziny na głębokości 1 metra.
Wyświetlacz i bateria
W Moto G zastosowanie znalazł 5-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 720 x 1280 px. Na pojedynczy cal przypadają zatem 294 piksele - to wynik dobry, który nie rozczaruje żadnego użytkownika. Obraz jest ostry i szczegółowy, choć oczywiście nie tak bardzo jak w urządzeniach o wyższym współczynniku PPI. Podobnie jak w modelu poprzedniej generacji jest to panel IPS, który charakteryzuje się szerokimi, sięgającymi 178 stopni kątami widzenia. Kolory są bardzo dobrze odwzorowane, czerń dość głęboka, a kontrast zadowalający. Do plusów można dodać również podświetlenie, które jest bardzo intensywne. Czasem wręcz nawet za bardzo - przy minimalnym ustawieniu jasności po zmroku, ekran świeci ciągle za mocno i jest męczący. Byłoby jednak grzechem uznać to za wadę. Doceniajmy smartfony z jasnymi ekranami, bo jest ich zdecydowanie za mało, niezależnie od półki cenowej.
Urządzenie zasila akumulator litowo-jonowy o pojemności 2470 mAh. Jest on niewymienny (co szczególnie razi, gdy widzi się zdejmowaną tylną klapkę), a to nie jedyny problem. Otóż jak na Snapdragona 410 i 5-calowy ekran HD wydajność baterii jest przeciętna. Udało mi się wycisnąć z niej średni 1,5 dnia średnio intensywnego użytkowania (3-3,5 godz. włączonego ekranu). Spodziewałem się o wiele lepszego wyniku i po cichu liczyłem, że nowa Moto G mnie pod tym względem zaskoczy. Niestety jest wręcz przeciwnie.
Trochę rozczarowuje brak NFC. W znacznie tańszych modelach (tutaj znów przytoczę wczorajszy test LG Leona i Spirita) jest on dostępny. Nie uświadczymy tutaj również dwóch slotów na karty SIM. Zamiast tego dostajemy łączność w standardzie LTE.
System, aplikacje i wydajność
Nowa Moto G, podobnie jak większość urządzeń w portfolio Motoroli, pracuje pod kontrolą Androida 5.1.1 pozbawionego jakichkolwiek nakładek graficznych. Ma to oczywiste zalety: szybsze, bardziej płynne i żwawe działanie. Smartfon jest zaskakująco wręcz szybki i przyjemny w użytkowaniu. Nawet zainstalowanie kilkudziesięciu podstawowych aplikacji nie zmienia go w powolnego muła. To bardzo przyjemne uczucie.
Czysty Android nie oznacza zupełnego braku ingerencji ze strony producenta. Motorola przyzwyczaiła już nas do mało inwazyjnych, a przy tym bardzo praktycznych i użytecznych dodatków. Znajdziemy zatem tutaj obsługę gestów (obrócenie nadgarstka uruchamia aparat, potrząśnięcie zaś latarkę), a także zautomatyzowany system zarządzania profilami, który zmienia ustawienia smartfona w zależności od naszej lokalizacji czy też bieżącej godziny.
Zastosowane w nowej Moto G podzespoły nie robią większego wrażenia. Snapdragon 410 z 1 GB RAM i 8 GB pamięci wewnętrznej to absolutne minimum do przyzwoitego działania smartfona. Niestety stanowi to również bardzo wąskie gardło. Z taką ilością pamięci RAM możemy zapomnieć o efektywnym multitaskingu. Natomiast na dane i aplikacje mamy zaledwie 3,5 GB przestrzeni. Motorola wyprodukowała mocniejszą wersję Moto G - z 2 GB RAM-u i 16 GB pamięci wewnętrznej, ale niestety nie zobaczymy jej w Polsce.
Aparat i jakość zdjęć
Moto G został wyposażony w aparat z takim samym sensorem 13 Mpix, jaki zastosowano w ubiegłrocznym... Nexusie 6. Tak się składa, że z Nexusa korzystam na co dzień i bardzo go sobie chwalę. Może nie jest to urządzenie zdolne do rywalizacji na tym polu z SGS6 czy LG G4, ale nigdy nie narzekałem na jakość zdjęć. W Moto G jest podobnie. Fotografie stoją na bardzo przyzwoitym poziomie. Kolory są nasycone i naturalne, a ostrość zadowalająca. Zresztą sami zobaczcie.
Podsumowanie
Moto G ma całą masę zalet. Największa jest świetne wykonanie, wodoszczelność oraz czysty i żwawy Android 5.1.1 na pokładzie. Urządzenie jednak nie wyróżnia się jakoś szczególnie specyfikacją. Snapdragona 410, 1 GB pamięci RAM i 8 GB pamięci wewnętrznej znajdziemy już w znacznie tańszym LG Spirit. Pod tym względem testowany smartfon nie różni się jakoś szczególnie od swojego poprzednika. Szkoda, że do Polski nie trafi mocniejsza wersja Moto G z 2 GB RAM i 16 GB pamięci wewnętrznej. Na korzyść Motoroli przemawia jednak większy ekran i fantastyczny, jak na ten segment, aparat. Jest to bez wątpienia wart uwagi smartfon... jednak nie za te pieniądze. Polecam polować na Moto G, gdy tylko cena będzie wahać się w granicach 700-750 zł. Gdyby tak wyceniono ten model w dniu premiery, byłby pewnie hitem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu