Koncern Renault przeżył w ubiegłym tygodniu trudne chwile. Może nie tak trudne, jak jego wschodni konkurent, korporacja Volkswagen, ale spadek kapital...
Koncern Renault przeżył w ubiegłym tygodniu trudne chwile. Może nie tak trudne, jak jego wschodni konkurent, korporacja Volkswagen, ale spadek kapitalizacji o kilka miliardów euro w ciągu jednego dnia może boleć. Jednocześnie zdawano sobie sprawę z tego, że to nie musi być ostatni cios, że sprawa może się ciągnąć i osłabiać firmę. Wydano oświadczenie, a nowy tydzień przynosi kolejne informacje w tej kwestii. Możliwe, że firma nie oszukiwała, lecz samochody do serwisu i tak będzie musiała wezwać. O jakiej liczbie pojazdów mowa?
Część z Was pewnie przeoczyła doniesienia z zeszłego tygodnia, więc odsyłam do mojego tekstu sprzed kilku dni. W skrócie: kurs akcji Renault doznał załamania po tym, jak wypłynęła informacja, że francuskie służby prowadziły działania w budynkach koncernu motoryzacyjnego. Natychmiast powiązano to z aferą Volkswagena, która ujrzała światło dzienne w drugiej połowie ubiegłego roku. Podobno zabezpieczono część komputerów menedżerów Renault, w branży zrobiło się naprawdę nerwowo, na giełdzie taniały papiery wartościowe sporej części firm z tego sektora.
Renault zareagowało i zapewniło, że nie oszukiwało klientów. Firma przekonywała, że jest pewna wyników śledztwa, ponieważ nie dopuszczała się nadużyć i nie majstrowała przy oprogramowaniu odpowiedzialnym za pomiar emisji spalin. Czy to uspokoiło sytuację? Nie do końca. Jedni stwierdzili, że poczekają na rozwój wypadków, inni stwierdzili, że nawet jeśli Renault nie dopuściło się nadużyć, to nie powinno ukrywać, że jest pod tym kątem sprawdzane. Trudno się z tym nie zgodzić - jeżeli decydenci firmy myśleli, że uda im się utrzymać w tajemnicy działania służb, to... mylili się. I to bardzo. Przez chwilę może i był to sekret, ale sprawa szybko wypłynęła i uderzyła korporację z podwójną siłą. Pojawiło się proste pytanie: skoro nie macie nic na sumieniu, to dlaczego ukrywaliście informacje o śledztwie?
Temat podjęli w końcu francuscy politycy, bo stało się jasne, że osłabia on gospodarkę kraju.
Francuska minister środowiska Segolene Royal oświadczyła, że silniki diesla koncernu Renault przekroczyły normy emisji gazów zatruwających atmosferę. Nie stwierdzono jednak oszustwa takiego, jakiego dopuściła się firma Volkswagen.[źródło]
Co to oznacza? Samochody Renault przekraczają ponoć przyjęte normy dotyczące emisji tlenków azotu i dwutlenku węgla, ale nie wynika to z celowych działań koncernu. Firma nie dopuściła się oszustwa i ten element jest podkreślany. Koniec sprawy? Nie - przecież wspomniano, że jakiś problem istnieje. Media donoszą dzisiaj, że system filtrów w samochodach Renault nie działa w bardzo wysokich i niskich temperaturach, wymaga poprawek. W efekcie Renault zamierza wezwać do serwisów 15 tysięcy pojazdów.
To nie jest afera tego kalibru, co w przypadku VW. Zwłaszcza, gdy okaże się, że defekt rzeczywiście nie jest celowym działaniem, a wypadkiem przy pracy. Ta informacja z jednej strony powinna uspokoić akcjonariuszy, ale z drugiej strony staje się jasne, że Renault poniesie koszty związane z usunięciem usterki w kilkunastu (co najmniej) tysiącach samochodów. Szczęście w nieszczęściu. Nie należy się zatem dziwić dalszymi spadkami kursu akcji francuskiego koncernu.
W ubiegłym tygodniu pisałem, że ten temat szybko się nie zdezaktualizuje i teraz wypada jedynie powtórzyć te słowa. Sprawa VW jest rozwojowa, śledztwom poddawane są inne firmy, spora część branży pewnie nie oczekuje w spokoju na rozwój wypadków...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu