Od dłuższego czasu mówi się głośno o zmianach, jakie zajdą w sektorze motoryzacyjnym: auta będą elektryczne, współdzielone, autonomiczne i nieustannie podłączone do Sieci. To oczywiście ewolucja rozpisana na dekady, nie jest do końca pewne, czy wszystkie te czynniki uzyskają podobny zasięg i odegrają równie dużą rolę. Spekulacje jednak trwają, a wnioski z nich płynące czasem zadziwiają. Oto bowiem okazuje się, że wielki producent ropy nie drży przed Teslą czy zapowiedziami producentów aut, iż zaczną otwierać się na elektryfikację oferty - bardziej martwi inna duża firma oraz idąca za nią moda.
Uber czy Tesla - kogo bardziej obawia się wielki producent ropy? Odpowiedź zaskakuje
Uber - na tę firmę wskazali przedstawiciele ARAMCO, saudyjskiego koncernu naftowego, jako na większe zagrożenie dla swojego biznesu. Przyznam, że jest to dla mnie zaskoczenie. Z duetu Tesla-Uber w pierwszej kolejności wskazałbym na pierwszą firmę i powiązaną z nią ideę elektromobilności. Jasne, zdaję sobie sprawę z tego, że skala produkcji tego gracza wciąż nie jest zbyt imponująca, w porównaniu ze starszymi koncernami motoryzacyjnymi wygląda ona wręcz śmiesznie, ale zakładam, że po pierwsze, Elon Musk i spółka dotrzymają słowa i w końcu zaczną szybko zwiększać produkcję, a po drugie, że śladem tego gracza pójdą inni, że amerykańskie, niemieckie czy japońskie firmy będą mocniej stawiać na elektryki.
I na dobrą sprawę przedstawiciele ARAMCO też się tego spodziewają. Tyle, że rozkładają to w czasie: ich zdaniem, za kilka dekad elektryki nadal będą stanowić zdecydowaną mniejszość sprzedawanych aut. Jeśli weźmiemy przy tym pod uwagę, że wraz z rosnącą liczbą ludności na Ziemi i bogaceniem się jej, poszerzaniem klasy średniej , przybywać będzie pojazdów, to popyt na płynne paliwo powinien rosnąć, a nie spadać. W takim ujęciu Tesla faktycznie nie wydaje się być dużym zagrożeniem. Przynajmniej w tym półwieczu.
A jak namieszać może Uber? Zmieniając nasze przyzwyczajenia, zniechęcając do zakupu własnego auta. Jeżeli firma utrzyma się na rynku, jeśli urośnie flota powiązana z tą aplikacją, a ceny nie wzrosną drastycznie (może nawet spadną), to coraz więcej osób może się zastanawiać, czy potrzebuje samochodu na własność. Rosnące ceny ubezpieczeń, miejsc parkingowych, problem ze znalezieniem przestrzeni na swój pojazd, coraz dłuższe korki i wymierzone w nie działania (przykładem eksperyment w okolicach Waszyngtonu) plus pakiet innych czynników będą wpływać na decyzje zakupowe. Im bardziej będzie się umacniał Uber, jego konkurencja oraz inne firmy z sektora współdzielenia aut, tym mniejszy może być popyt na samochody. I nie musi się to dziać za sprawą ich autonomizacji. A mniejszy popyt na auta oznacza mniejszy popyt na paliwo.
Pojawia się pewna wątpliwość: czy ARAMCO odkrywa przed nami wszystkie karty? Pracownicy firmy przekonują, że popyt na ropę będzie rósł, że elektryfikacja to pieśń przyszłości, a jeśli już ktoś może namieszać, to Uber, który ostatnio zmaga się z wieloma problemami. Trzeba pamiętać, że w przyszłym roku należy się spodziewać wejścia tego gracza na giełdę - może obecne wypowiedzi to jedynie zasłona dymna, która ma pomóc wyciągnąć z debiutu jak najwięcej środków? Jest taka możliwość, ale jednocześnie warto mieć na uwadze, że w przeszłości saudyjski koncern zainwestował właśnie w firmę Uber. Oczywiście i w tym przypadku komentujący będą mieli odmienne zdania: jedni powiedzą, iż teraz Saudyjczycy ratują wycenę amerykańskiego startupu, drudzy dostrzegą tu wizjonerskie podejście...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu