Kilkaset tysięcy kilometrów przejechanych bez częstych wizyt u mechanika? Marzenie każdego kierowcy - na ten element ludzie często zwracają uwagę poszukując nowego samochodu. Pytania o koszty użytkowania, w tym o koszty napraw i wymiany części, pojawiają się oczywiście przy okazji promowania samochodów elektrycznych oraz hybrydowych: klienci chcą wiedzieć, czy dopłacając do elektryka oszczędzą w późniejszych latach czy też narażą się na jeszcze większe koszty. Na razie odpowiedź jest problematyczna. Ale z Finlandii płyną wieści, które mogą napawać optymizmem właścicieli takich maszyn. Zwłaszcza tych tworzonych przez firmę Elona Muska.
Przejechał Teslą 400 000 km. Po kieszeni uderzyła wymiana tylko jednego elementu
Tesla przestaje być nowością, wzbudzać wielkie zdziwienie i ciekawość. Przyzwyczaili się do niej ludzie w Kalifornii oraz w pozostałych stanach USA, szok minął w Europie Zachodniej, niebawem i w Polsce przestaniemy mówić o pojazdach tej firmy niczym o rzadkich ptakach. Wciąż jednak przecierają one pewne szlaki i na pierwszy plan są wyciągane doniesienia na ich temat. Przykładem wieści z Luksemburga i Finlandii.
Zacznijmy od Luksemburga. Tamtejsza policja poinformowała, że wprowadzi do służby dwa egzemplarze Tesla Model S. Co ciekawe, będą one służyć do patrolowania ulic, a nie jako np. auta oficjeli czy śledczych - niektórych pewnie to zaskoczy, jeśli weźmie się pod uwagę, że pojazd ma ograniczony zasięg w porównaniu z autami z silnikami spalinowymi. Przypomnę jednak, że mowa o Luksemburgu, kraju niewielkim (by nie napisać mikro) i raczej spokojnym. Dlaczego akurat Tesla? Urzędnicy przekonują, że to element transformacji zmierzającej do korzystania z zielonej energii, redukcji emisji zanieczyszczeń. Ktoś mógłby jednak stwierdzić, że te dwa auta niewiele zmieniają w skali kraju (to prawda, lecz plany są szersze), a Tesla w policji jest po prostu drogą zabawą. Niczym samochody marki Bugatti, którymi jeżdżą policjanci w Dubaju. Zwyczajne wyrzucanie w błoto pieniędzy podatników, bo można to załatwić taniej. I tu pojawia się zagwozdka.
Wspomniane już doniesienia z Finlandii dotyczą taksówki, którą kierowca w ciągu trzech lat pokonał 400 tysięcy kilometrów. To także Tesla Model S. Zrobiło się o niej głośno m.in. ze względu na wizyty w serwisie i kłopoty z autem, konkretnie ich niewielką liczbę. Samochód doczekał się jednej poważnej naprawy/wymiany - mowa o akumulatorze. Właściwie wymieniono też silnik, ale po pierwsze, nie na koszt właściciela (obowiązuje gwarancja), a po drugie, był on sprawny. I w teorii mógłby jeszcze długo służyć, bo zaprojektowany jest z myślą o naprawdę dużych odległościach. Mówił o tym m.in. Elon Musk, mówią i znawcy tematu: samochody elektryczne zużywają się wolniej.
Taksówkarz musiał jednak zapłacić za nowy akumulator. Ile? Oto zagadka. Zadałem internetom pytanie o koszt wymiany akumulatora w autach amerykańskiej firmy i jestem w kropce. Odpowiedzi bardzo się od siebie różnią, chociaż dotyczą tych samych modeli aut i baterii. Jedni piszą o kilkunastu tysiącach dolarów, inni o kilkudziesięciu, jedni przekonują, że to połowa ceny auta, drudzy zapewniają, że mniej niż 1/4. Skomplikowana kwestia, ale jedno jest pewne: to sroga inwestycja, mówimy o minimum 50 tys. złotych. Skoro jednak nie płacono za inne naprawy i w tym czasie przejechano 400 000 km, to może koszt nie jest porażający?
Biorąc pod uwagę koszty paliwa i ewentualnych napraw, może się okazać, że radiowóz marki Tesla nie jest fanaberią i wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Trzeba mieć przy tym na uwadze, że rozwój Gigafactory i stawianie kolejnych fabryk tego typu prowadzi do spadku cen akumulatorów. Za kolejną baterię wspomniany Fin powinien zapłacić mniej (o ile nadal będzie jeździł tym autem). Gdy koszty tego komponentu spadną, a naprawa nadal nie będzie pożerać wielkich środków, elektryk może się okazać nie tylko modny i mniej szkodliwy (przynajmniej w środowisku miejskim), ale też sensowny z ekonomicznego punktu widzenia.
Na razie trudno odpowiedzieć na pytanie o opłacalność, bo segment dopiero się rozkręca, a sprawa jest bardzo płynna. Patrzymy na cenę Tesla Model 3 i porównujemy to z cenami podobnych aut spalinowych, lecz nie będzie łatwo wskazać, który pojazd ma większy sens, bo nie mamy danych z użytkowania tego pierwszego. Bez tego porównania są chrome. Za dekadę powinno to wyglądać inaczej, dzisiaj trzeba liczyć na doniesienia od taksówkarza czy policji...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu