Tesla

Ale jazda: Tesla najdroższym amerykańskim producentem samochodów

Maciej Sikorski
Ale jazda: Tesla najdroższym amerykańskim producentem samochodów
Reklama

Szaleństwo - tak można w w wielkim skrócie podsumować obecną kapitalizację samochodowej firmy Elona Muska. Najpierw Tesla znalazła się na drugim miejscu w gronie koncernów motoryzacyjnych o największej wartości (na amerykańskim rynku), potem objęła pozycję lidera. Mowa o producencie, który nie zarabia i rocznie dostarcza klientom kilkadziesiąt tysięcy aut. Pobił starych wyjadaczy, którzy sprzedają miliony pojazdów.

Tesla kilka dni temu poinformowała, ile samochodów dostarczyła klientom w pierwszym kwartale 2017 roku. Udało się osiągnąć nowy rekord, przekroczono granicę 25 tysięcy sztuk. To zachęciło inwestorów, kurs papierów wartościowych firmy znowu rósł. W efekcie media mogły nas poinformować, że Tesla to drugi najdroższy producent aut w USA - firmie udało się wyprzedzić pod względem kapitalizacji Forda, korporację starszą o jeden wiek. Ale nie tylko o lata tu chodzi: Ford w ubiegłym roku sprzedał ponad 6 mln samochodów. Tesli nie udało się przekroczyć progu stu tysięcy pojazdów.

Reklama

Prześcignięcie Forda było pewną niespodzianką, chociaż o tym mówiono już w chwili, gdy pojawiły się informacje o kupieniu 5% akcji Tesli przez Tencent. Na tym jednak historia się nie skończyła - wczoraj dowiedzieliśmy się, iż Tesla wyprzedziła obecnego lidera amerykańskiego rynku, koncern General Motors. I gdy Tesla dostarczyła w jednym kwartale 25 tysięcy aut, GM dobił do granicy 550 tysięcy samochodów. Ktoś powie oczywiście: ale liczba sprzedanych pojazdów, nie jest istotna, ważne, ile się na tym zarabia - przykładem Porsche, które kosi rocznie miliardy euro, a odstaje od czołówki producentów na polu ilościowym. To prawda. Sęk w tym, że Tesla nie zarabia...

Jeszcze wczoraj trafiałem na sprostowania, wyliczenia, że firmie Elona Muska jednak nie udało się wskoczyć na pozycję lidera. Napiszę, że to mało istotne: jeśli nie udało się tego zrobić wczoraj, możliwe, że uda się za tydzień. Ważne jest to, że Tesla, Ford i GM walczą już obok siebie, reprezentują tę samą kategorię wagową. Przynajmniej na polu kapitalizacji.

Bo Tesla to nie tylko samochody

Korporacja rozwijana przez ekscentrycznego miliardera stała się pupilem inwestorów zasłużenie - na takie opinie trafiam od dawna, ostatnio ich przybywa. Bo ona zmienia świat, sprzedaje przyszłość, nie jest typową firmą motoryzacyjną. Przecież z nazwy usunięto człon Motors! Przejęła SolarCity, tworzy solarne dachówki, buduje akumulatory dla domów, firm i całych regionów, w tym celu stworzyła nawet wielką fabrykę do produkcji akumulatorów. Jej pojazdy to komputery na kółkach, są zapowiedzią tego, co będzie się działo w motoryzacji za kilka dekad. Który producent samochodów potrafi coś takiego? Który zmienia naszą rzeczywistość?

Argumenty tego typu do mnie trafiają, nie zamierzam z nimi dyskutować: Tesla faktycznie zmienia biznes, nie tylko motoryzacyjny. Ale spytam o skalę tych zmian: czy obecna może nas oszałamiać? Nie. I tego zdania jest sam Elon Musk, który wyraźnie mówi, że kapitalizacja jego firmy nie ma nic wspólnego z teraźniejszością czy przeszłością - ona opiera się o przyszłość. Sęk w tym, że tę trudno przewidzieć...

Pół miliona, milion, reszta się zwija

Plany amerykańskiej firmy są bardzo ambitne, w przyszłym roku sprzedaż ma sięgnąć pułapu 500 tysięcy sztuk, nakręcać to będzie m.in. wprowadzenie na rynek nowego auta, "budżetowego" Modelu 3. Pod koniec dekady taśmy produkcyjne ma już opuszczać milion aut rocznie. Nadal mniej, niż u największych producentów w branży, ale pomyślmy o kolejnych dekadach: przecież szybko doczekają się oni wielkiego zagrożenia. Nie może zatem dziwić, że inwestorzy zachowują się właśnie tak.

Warto jednak podkreślić, że mowa o planach. A co będzie, jeśli nagle pojawi się jakiś wielki problem? Czy firma jest już na tyle duża, rozwinięta i odporna, by poradzić sobie z poważnym kłopotem? W tym kontekście myślałem się też o pozycji i sile Elona Muska: czy bez niego firma dałaby sobie radę? Życzę mu oczywiście jak najlepiej, niech zmienia świat przez długie dekady, ale może być różnie: wielki Steve Jobs, do którego często porównywany jest Musk, umarł po latach walki z chorobą. I o ile Jobs zostawił już silną, stabilną korporację, to Musk dyryguje dzisiaj biznesami, które dopiero stają się wielkie. On jest tu postacią kluczową, ma to swoje wielkie plusy, ale nie jest też pozbawione wad.

Nie wydaje mi się, by faktycznie doszło do sytuacji, w której Tesla zdominuje sektor motoryzacyjny czy energetyczny. Firma nie pośle konkurencji do piachu czy na emeryturę, bo ta śpi - ona się raczej przygląda, szacuje, kiedy najlepiej wejść do gry. Póki co nie jest jej potrzebny "garb" w postaci elektrycznych aut, do których trzeba będzie dopłacać. Można zatem mówić o Tesli-liderze, ale jestem ciekaw, czy firma byłaby tym liderem, gdyby wielkie koncerny na poważnie podeszły do sprawy? Nie, reszta się nie zwija z biznesu...

Reklama

To nie jest wina Tesli

Chcę zaznaczyć, że nie mam zamiaru atakować firmy Muska czy jego samego - podziwiam przedsiębiorcę i ten biznes. To nie ich wina, że rynek tak napompował kapitalizację korporacji - dla nich to po prostu zysk. Problemem jest tu giełda. O ile w ogóle można mówić o problemach w tym kontekście. Bo chociaż mamy przykład Tesli, która nie zarabia, a jest tak wyceniana, to co powiemy o Snapchacie? Albo Uberze, który prędzej czy później też może trafić na rynek i będzie wyceniany pewnie tak, jak Tesla? Ten biznes też nie jest rentowny.

Śmiejąc się z tych wycen, nie ma sensu atakować samych firm - brawa dla nich, że potrafiły się tak "sprzedać". Nie oznacza to jednak, że te kapitalizacje trzeba brać serio i na ich podstawie budować opinię o biznesie...

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama