Kiedy w październiku zeszłego roku Evan Spiegel odrzucał ofertę Facebooka opiewającą na 3 mld dolarów, wszyscy „wujkowie dobra rada” pukali się w czoł...
Kiedy w październiku zeszłego roku Evan Spiegel odrzucał ofertę Facebooka opiewającą na 3 mld dolarów, wszyscy „wujkowie dobra rada” pukali się w czoło. „Przegapił życiową szansę”, „mógł wziąć pieniądze i odpoczywać do końca życia” – mówili. Dziś jednak okazuje się, że to Spiegel miał rację, a nurt wymazywalnego Internetu podmywa kolejne brzegi. Skoro mieszają się w niego tacy giganci jak Facebook czy Yahoo to coś rzeczywiście musi być na rzeczy.
Wczoraj Filip opisywał dla Was Slingshota, czyli w skrócie Snapchata od Facebooka, którym Mark Zuckerberg kontynuuje swoje plany zbudowania mobilnego Imperium. Skoro nie udało mu się za pomocą jednego środowiska (Home) zawładnąć smartfonami, to teraz z powodzeniem prowadzi strategię budowania kolosa z kolejnych klocków - autonomicznych aplikacji, choć jego rdzeniem cały czas ma pozostawać sam Facebook.
Co zadziwiające, uwadze mediów uciekły zupełnie kolejne zakupy Yahoo. Marissa Mayer kupiła już czterdziesty startup od momentu objęcia stanowiska CEO tej korporacji. Tym razem padło na Blinka, który - co zaskakujące – ma podobną funkcjonalność do Snapchata. Także pozwala na przesyłanie sobie zdjęć i filmików, które po określonym czasie ulegają zniszczeniu. Kwota transakcji ma sięgnąć ponoć aż 900 mln dolarów.
I jak tu oprzeć się wrażeniu, że Erasable Internet nie jest już jednym z wiodących trendów na rynku mobile? Można oczywiście mówić, że te wszystkie zdjęcia mogą tak naprawdę nigdy nie ginąć ze względu na możliwość robienie screenshotów, ale przecież wiadomość o ich wykonaniu trafia do nadawcy. Ponoć można też wykorzystać zrootowany telefon do ominięcia tego komunikatu, ale chciałbym zapytać teraz każdego użytkownika Snapchata czy z takowego skorzystał? Ja nie znam ani jednej takiej osoby, choć lista moich kontaktów w tej mobilnej aplikacji wcale nie jest krótka.
Dostrzec można też zbiegające się w jednym momencie dwa wydarzenia. Pierwszym z nich jest zaangażowanie Facebooka i Yahoo w Erasable Internet, a drugim decyzja Trybunału Sprawiedliwości, zgodnie z którą teoretycznie każdy „będzie mógł się usunąć z wyszukiwarki Google”.
Warto jeszcze dodać, że wszystkie te firmy tak naprawdę czerpią zysk z obracania danymi użytkowników, więc wymazywalnego Internetu powinny obawiać się jak ognia. Jednak „klient nasz Pan” i to do jego decyzji wszystkie te korporacje powinny się dostosować. A skoro woli mieć przynajmniej obietnicę efemeryczności, to dlaczego mu tego nie dać?
A propos startupów, których po części dotyczył dzisiejszy wpis, to chciałbym jeszcze Wam przypomnieć, że właśnie dziś mija termin zgłoszeń do krakowskiego akceleratora hum:raum. Jeśli więc macie świetny pomysł, albo nawet już gotowy projekt to macie jeszcze kilka godzin na wypełnienie formularza. Tu możecie przeczytać mój wywiad z szefem projektu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu