Markę Vertu kojarzy zapewne większość z Was – ich logo noszą drogie urządzenia mobilne. Drogie lub bardzo drogie. Jeszcze parę lat temu brand należał ...
Markę Vertu kojarzy zapewne większość z Was – ich logo noszą drogie urządzenia mobilne. Drogie lub bardzo drogie. Jeszcze parę lat temu brand należał do Nokii, ale Finowie musieli się go pozbyć, ponieważ potrzebowali gotówki. Czy zmiana właściciela wpłynęła jakoś na firmę, jej strategię rozwoju i produkty? Okazuje się, że tak: teraz sprzęt ma być topowy nie tylko ze względu na materiały użyte do produkcji czy sposób wykonania - użytkownik ma dostać do ręki bardzo wydajny produkt.
Klientom zmiana właściciela Vertu chyba nie przeszkadzała. Nie kupowali oni produktów z tym logo ze względu na Nokię – liczyły się złoto i platyna użyte w obudowie, fakt, że koledzy (szejkowie, oligarchowie, wszelkiej maści nuworysze) posiadali sprzęt tej marki oraz wszelkie bonusy świadczące o statusie materialnym właściciela. Na dalszy plan schodził właściciel, podobnie było też z parametrami telefonów. Chociaż w branży obserwowaliśmy prawdziwą rewolucję, w której smartfony eksmitowały z rynku tradycyjne telefony i stawały się naprawdę potężne, to urządzenia Vertu nie były zbyt rozwiniętymi produktami. Pozostawały sprzętem o dość ubogich parametrach. Przykład?
Smartfon Vertu Ti, zaprezentowany w ubiegłym roku, otrzymał 3,7-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 800 x 480 pikseli, dwurdzeniowy procesor, 1 GB pamięci operacyjnej. Do tego tytanowa obudowa, szafirowe szkło i cena wynosząca 8,3 tys. euro. Później pojawił się model Constellation: bardziej rozwinięty pod względem parametrów (przy tym tańszy – jedyne 5 tys. euro), ale nadal nie była to światowa czołówka, raczej średnia półka. Wydawało się, że Vertu pozostanie przy tej strategii, że nie weźmie udziału w wyścigu na specyfikacje, bo nie to interesuje ich klientów. Coś się jednak zmieniło.
Doniesienia krążące po Sieci wskazują na to, że w Vertu także przyszedł czas na zmiany – klienci najwyraźniej chcą, by ich telefon nie tylko błyszczał tytanową obudową i diamentami, ale też był funkcjonalny. I trudno się temu dziwić – jeśli już płaci się grubą kasę za smartfon, to powinien on móc odtworzyć bez przycinania dobrej jakości film z nowego jachtu czy wyprawy do Kenii. Twórcy Vertu pracują zatem nad urządzeniem Signature Touch, które wedle plotek ma być mocarzem: 4-rdzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 800 o taktowaniu 2,3 GHz, 2 GB pamięci operacyjnej, 16 GB pamięci wbudowanej, wyświetlacz o rozdzielczości 1080×1920 pikseli (zapewne sporych rozmiarów), aparat 13 Mpix. Model ma współpracować z platformą Android 4.4.2 KitKat. Parametry właściwe dla topowych produktów.
Zastanawiając się nad "postępem" Vertu, doszedłem do wniosku, że producent musiał zareagować na to, co dzieje się ostatnio na rynku. Mam tu na myśli pojawianie się kolejnych wzbogaconych wersji smartfonów, które są Wam dobrze znane. Coraz częściej trafiam na doniesienia dotyczące złotych iPhone'ów (nie w kolorze złotym, ale w obudowie wykonanej z drogocennego kruszcu) albo podrasowanych flagowców Samsunga czy HTC. Dzisiaj kupienie takiego sprzętu nie nastręcza większych trudności - wystarczy mieć pieniądze. I klient dostaje wydajny smartfon w błyszczącej obudowie z rachunkiem, który uspokoi ego. Te zmiany stanowią dla Vertu spore zagrożenie. Firma postanowiła zatem działać, by nie wypaść z rynku niczym Nokia. Za jakiś czas będziemy pewnie czytać o prawdziwych "rakietach" ozdobionych diamentami i logo tego producenta. A jeszcze niedawno wydawało się to niemożliwe...
Źródło informacji: gsmarena.com
Źródło grafiki: spiderorbit.com (Na zdjęciu Vertu Ti)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu