Felietony

Ten wieprz powiększył grono aniołków – epilog

Marcin M. Drews

Dziennikarz, pisarz, nauczyciel akademicki, specja...

Reklama

Panta rhei - wszystko płynie, rzekł Heraklit. W momencie, gdy publikowałem poprzedni artykuł o aferze w Makro, chwaląc firmę za politykę social media,...

Panta rhei - wszystko płynie, rzekł Heraklit. W momencie, gdy publikowałem poprzedni artykuł o aferze w Makro, chwaląc firmę za politykę social media, ta... stchórzyła przed tłumem i wycofała się ze sprzedaży prosiaków. Czy to był dobry ruch? Zdecydowanie nie...

Reklama

Niemal równocześnie z publikacją mojego materiału, na łamach Facebooka pojawiło się takie oto oświadczenie:

Drodzy Fani, tak, potwierdzamy, że tymczasowo zdecydowaliśmy się wycofać z naszej oferty mrożone prosięta. Chcielibyśmy jednak podkreślić tymczasowość tej decyzji. Jest ona podyktowana chęcią przeprowadzenia bezpośrednich konsultacji zakupowych z naszymi Klientami z segmentu HoReCa (gdzie skupiamy nie tylko hotele, restauracje czy catering, ale także domy weselne i sklepy, wśród których ten produkt jest popularny) oraz pozostałymi Klientami wyrażającymi swoje obawy związane ze sprzedażą tego produktu w naszej sieci. Liczymy na Wasze zrozumienie. Oczywiście będziemy Was na bieżąco informować o efektach naszych rozmów.

To, za co pochwaliłem market, to postawa typu "nie negocjujemy z terrorystami". Jak widać, ktoś jednak pękł.


Czy bronię mięsa i mięsożerców? Nie, sam jestem jaroszem od dekady. Bronię natomiast wolności rynku, handlu, przekonań, bronię zdrowego rozsądku. Nie będę powtarzał, na czym polegała potworna wręcz hipokryzja protestujących (o tym było poprzednio). Skupię się natomiast na tym, co zrobił zarząd Makro i dlaczego może być to brzemienne w skutkach.

Market, wycofując się z wcześniej obranej pozycji, dał zielone światło wszelkim aktywistom i oszołomom, których w sieci nie brakuje. Skoro cyberlarum podniesione przez hipokrytów potrafiło zmienić decyzję międzynarodowego koncernu, już możemy przygotować się na kolejne wyssane z palca afery. Może skrytykować sprzedaż jajek? W końcu jajka wychodzą kurze z... A co, gdy mańkuci zaskarżą firmy produkujące myszki komputerowe o dyskryminację?

Podobnych przykładów wymyślać nie będę, za to posłużę się realną historią ze Szwecji - kraju, który dotąd uważałem za zdrowy na umyśle. Sprawa przeszła bez większego echa, choć okazała się ważnym studium przypadku. Celem ataku stała się reklama H&M. Cóż było z nią nie w porządku? Otóż pokazywała... opaloną modelkę.

Reklama

Najgłośniejsze głosy sprzeciwu podniosła m.in. organizacja Swedish Cancer Society, która zwraca uwagę, że reklamy z Fontaną promują niebezpieczny ideał piękna. Skłaniać ma on młodych ludzi do prób dorównania mu poprzez częste wizyty w solarium, co można uznać za spory nietakt w kraju, w którym więcej ludzi umiera na nowotwory skóry, niż ginie w wypadkach samochodowych. Yvonne Brandberg i Stefan Bergh – autorzy artykułu opublikowanego w liberalnym dzienniku “Dagens Nyheter” – piszą wręcz: "To przykre, że dzięki swojej kampanii H&M nie tylko zachęca ludzi do kupna swoich strojów kąpielowych, ale też przyczynia się do zwiększenia liczby ofiar raka skóry." (źródło)

Czy koncern się złamał? I owszem:

Reklama

"Przepraszamy wszystkich, których uraziła nasza kampania reklamowa strojów kąpielowych. Nie było naszym zamiarem promowanie groźnych modeli zachowań, chcieliśmy tylko pokazać naszą najnowszą letnią kolekcję" - taki komunikat przedstawiciele spółki odzieżowej wysłali do agencji AFP. H&M dodał, że w następnych kampaniach będzie bardziej uważał. (źródło)

Co będzie następne? Tu możemy do woli fantazjować, bo przecież każdy produkt i każda usługa mają swoje zagorzałe grono przeciwników. Odwoływanie koncertów metalowych ze względów religijnych już znamy. Strach pomyśleć, co będzie, gdy uaktywni się grupa działaczy twierdzących, że rośliny myślą i czują...

Nie negocjuje się z oszołomami. Makro wykazało się fatalną słabością, działając dwutorowo - z jednej strony zgrabne social media, z drugiej - zarząd godzący decyzją tak naprawdę we własny wizerunek. A już ów kompromis polegający na wycofaniu "czasowym" to kompletny absurd.

Źle się stało, bo zawsze gdy ulegamy trollingowi, otwieramy puszkę Pandory, a to czytelny znak dla innych krzykaczy, że mogą wszystko i wszyscy będą się ich bać. Amen.

PS. Proroczy okazał się utwór Lady Pank "Raport z miasta N":

najpierw mańkutom praworęczni
przysolili ze hej,
a potem tłum brunetów rudych lał,
fani muzyki zwarli szyki
przeciw głuchym jak pień,
a każdy z nich się opętańczo darł:
hip, hip i hura, hura
my tak, cała reszta zła
hip, hip i hura, hura
Bóg wie, kto tu rację ma

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama