Technologie

Ten chip kosztuje 1 USD i winny jest globalnych problemów z dostępnością elektroniki

Kamil Pieczonka
Ten chip kosztuje 1 USD i winny jest globalnych problemów z dostępnością elektroniki
3

W ostatnich tygodniach czytaliście pewnie mnóstwo artykułów o tym, jak brak układów scalonych zatrzymuje całe fabryki. Problemy mają producenci komputerów, samochodów, a dzisiaj okazuje się, że nawet Apple musi ograniczać produkcję. I niestety perspektywy na najbliższe miesiące nie są budujące.

Jak pandemia wystrychnęła wszystkich na dudka

Nieco ponad rok temu, gdy zaczęła się pandemia koronawirusa, a poszczególne kraje, począwszy od Chin, zaczęły się zamykać, wszystkim nam towarzyszyła duża niepewność. Nie dotyczyło to tylko ludzi, ale również firm, które musiały podjąć jakieś decyzje i odpowiedzieć sobie na pytanie, co robimy dalej. Wiele z nich założyło, że globalne zamknięcie gospodarek doprowadzi do gigantycznego kryzysu i spadku popytu na wszystkie towary. Producenci samochodów wstrzymywali albo ograniczali produkcję w swoich fabrykach, to samo robili ich dostawcy, bo nie było zamówień, a do tego były też problemy z transportem. Ucierpiał łańcuch dostaw we wszystkich gałęziach przemysłu.

Tymczasem okazało się, że czarne scenariusze się nie spełniły, owszem niektóre branże mocno ucierpiały, ale wiele innych zaliczyło wręcz najlepszy rok w swojej historii. Co jednak ważniejsze, konsumenci nie przestali wydawać pieniędzy, wręcz przeciwnie, rzucili się na zakupy. Największym powodzeniem cieszyła się elektronika, ale też narzędzie elektryczne czy materiały budowlane. Okazało się, że prognozy o spadku sprzedaży były błędne, ale ponowne uruchomienie całego łańcucha dostaw nie trwa kilka dni. Tym bardziej jeśli ma się do czynienia z rekordowym popytem.

Tak było i nadal jest między innymi z elektroniką. Zamknięci w domach, zmuszeni do pracy zdalnej ludzie zaczęli kupować komputery, monitory, telewizory czy wreszcie smartfony, aby przetrwać ten czas w lepszym komforcie. Niestety za tym popytem nie nadążyła podaż. Fabryki owszem wznowiły prace, ale nie wyrabiają się z zamówieniami. TSMC pracuje nad ponad 100% swoich możliwości, a i tak nie jest w stanie przyjąć wszystkich zamówień. Co więcej nie jest też w stanie w krótkim czasie zwiększyć swoich mocy produkcyjnych, bo budowa fabryki jest pracochłonna, a do tego dochodzi jeszcze kryzys związany z zaopatrzeniem w wodę na Tajwanie. Podobne ograniczenia ma praktycznie każdy producent układów scalonych, a dodatkowo kilka firm musiało się jeszcze borykać z problemami z zasilaniem czy pożarami. Efekt jest druzgocący.

Mały sterownik o ogromnej wartości

Co jednak jeszcze istotniejsze, problem wcale nie ogranicza się tylko do najlepszych i najwydajniejszych procesorów na rynku. Intel miał problemy z zaspokojeniem popytu jeszcze na długo przed pandemią i świat jakoś funkcjonował. Wiele innych firm (AMD, Apple, Qualcomm, NVIDIA) polegała jednak na innym dostawcy - TSMC, a jak już wspominałem ta firma również nie jest w stanie produkować tyle ile chcieliby jej klienci. To powoduje między innymi problemy z dostępnością kart graficznych czy konsol do gier. Ale jak wiecie problemy ma też branża motoryzacyjna oraz ogólnie pojęta branża elektroniki konsumenckiej.

Okazuje się, że wiele z tych firm musiało wstrzymać produkcję z powodu braku niektórych mniej skomplikowanych układów scalonych. Koronnym przykładem, któremu całe opracowanie poświęcił Bloomberg jest niewielki sterownik ekranu, który odpowiada za działanie monitorów LCD. Komponent ten kosztuje normalnie około 1 dolara amerykańskiego i projektowany jest przez kilka firm na świecie. Niestety niemal żadna z nich nie ma własnej fabryki, zleca produkcję innym. W sytuacji ogromnego popytu na układy scalone, nie jest łatwo znaleźć wytwórcę takich chipów.

Co ciekawe nie muszą one powstawać w topowych technologiach, tutaj wystarczy starsza litografia (16, 28 czy nawet 45 nm) bo ich zużycie energii jest marginalne, ale okazuje się, że w tej pogoni za coraz nowszymi procesami, zaniedbaliśmy te stare. Fabryki produkujące w starszych technologiach owszem istnieją, ale mają ograniczone możliwości, które w ostatnich latach się tylko zmniejszyły. Co więcej, nikt ich nie rozbuduje, bo inwestowanie w starą technologię się zwyczajnie nie opłaca. Dlatego od początku pandemii, sterownik ekranu podrożał praktycznie trzykrotnie, podobnie jak akcje firm zajmujących się ich projektowaniem. Tylko nikt się z tego nie cieszy.

W rezultacie problem mają wszystkie firmy, które korzystają z wyświetlaczy LCD. Producenci notebooków, monitorów, samochodów, telewizorów, smartfonów, a nawet lodówek. Wszystko w epoce smart wymaga ekranu, a za jego działanie odpowiada niepozorny chip kosztujący przysłowiowe grosze, którego nie da się kupić. Albo da się, ale trzeba zapłacić za niego znacznie więcej, a takich komponentów jest znacznie więcej. W rezultacie koszt ekranu LCD o przekątnej 55 cali stosowanego np. w telewizorach wzrósł z około 100 USD w połowie 2020 roku do niemal 250 USD dzisiaj. Nie powinno was zatem dziwić, że monitory czy telewizory raczej w tym roku drożeją, zamiast tanieć.

Problemy dotknęły nawet Apple

Jako donosi Asia Nikkei, problemy z zaopatrzeniem ma nawet Apple. Największa pod względem kapitalizacji firma na świecie słynąca z rozbudowanego łańcucha dostaw, który niemal na każdym kroku jest dublowany, musiała wstrzymać produkcję niektórych modeli komputerów Macbook oraz tabletów iPad. Według różnych źródeł, w tym pierwszym przypadku brakuje układów scalonych montowanych na płycie głównej, a w tym drugim właśnie wyświetlaczy i ich komponentów. Ograniczenie produkcji nie ma jeszcze wpływu na zapasy i ofertę Apple, ale jeśli sytuacja się utrzyma to takowe mogą się pojawić, a to może opóźnić premierę nowych modeli. W tym roku spodziewamy się między innymi nowego iPada Pro i kolejnych modeli komputerów Mac z procesorami z rodziny M.

Problemy ma też Samsung, który ma własne fabryki i większość podzespołów do swoich smartfonów i innej elektroniki konsumenckiej produkuje samodzielnie. Firma spodziewa się trudności przynajmniej w całym drugim kwartale, czyli aż do końca czerwca. Jeśli giganci tego rynku mają problemy to mniejsi gracze są w jeszcze gorszej sytuacji. Przykładów jest sporo, chipów zabrakło choćby autorom urządzenia AAWireless, które musiało zostać z tego powodu przeprojektowane i oczywiście podrożało, a to tylko wierzchołek góry lodowej.

Tymczasem sprzedaż komputerów nadal mocno rośnie, według IDC w tym roku nawet o 18%, podczas gdy już w 2020 roku wzrosła o 13% (a miało już tylko spadać...). To dodatkowo zwiększa presje na ceny pamięci NAND i DRAM, z których korzystają też smartfony czy tablety. Jakby tego było mało, przedstawiciele USA, Japonii i Niemiec zaapelowali do firm produkujących układy scalone aby zwiększyły priorytet dla branży motoryzacyjnej, która ma ogromny wpływ na całą globalną gospodarkę. Wstrzymanie produkcji setek fabryk na całym świecie nikomu nie jest na rękę, począwszy od pracowników, przez właścicieli (czyli akcjonariuszy), a na nabywcach aut, którzy czekają na swoje zamówienia coraz dłużej płacąc coraz więcej skończywszy.

Niestety w tej chwili nie widać światełka w tunelu, problemy ciągle narastają, a szybkiego rozwiązania nie ma. Istnieje obawa, że cały bieżący rok będzie stał pod znakiem ograniczonej podaży elektroniki wszelkiego rodzaju, więc jeśli planujecie jakieś zakupy to rozsądnie byłoby albo przełożyć je na dalszą przyszłość, albo nie zwlekać i kupić teraz, bo sytuacja za pół roku może być jeszcze gorsza.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu