Każdy lubi wygodę jaką oferują zdobycze technologiczne. Jeden używa ich często, inny raczej sporadycznie. Jednak sama świadomość tego, że są w zasięgu...
Technologie XXI wieku nad polskim morzem? Nie sądzę
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Każdy lubi wygodę jaką oferują zdobycze technologiczne. Jeden używa ich często, inny raczej sporadycznie. Jednak sama świadomość tego, że są w zasięgu, daje w pewnym sensie poczucie bezpieczeństwa. Takie, którego zabrakło mi na urlopie nad polskim morzem.
Nie jestem maniakiem zagranicznych podróży podczas urlopu, dlatego nie mam w szufladzie mapy świata, na której zaznaczam wszelkie miejsca, w których zamoczyłem kąpielówki. A nawet gdybym miał, to byłoby na nich raptem kilka znaczków. Nie jestem również orędownikiem wygrzewania się nad Bałtykiem, choć tegoroczny, dwutygodniowy urlop spędziłem w Krynicy Morskiej. W dużej mierze ze względu na małe dziecko, które moim zdaniem jest jeszcze za małe na zagraniczne wojaże, ale też z uwagi na nasze polskie, piaszczyste plaże. Macie w domu dwulatka? Pokażcie mu wielką piaskownicę, a oszaleje.
Czytając moje teksty na AntyWebie zauważyliście, że technologie towarzyszą mi w codziennym życiu. W stopniu dość dużym, żeby wspomnieć chociaż o użytkowaniu smartfona, tabletu czy konsol. Podobnie jest z usługami – zamiast gotówki, wolę nosić w portfelu kartę, móc korzystać z dobrodziejstw Internetu w każdym miejscu i czasie, czy zaopatrywać się w gry z AppStore niezależnie od tego, w której części świata czy kraju jestem. Ostatni raz w Krynicy Morskiej byłem dokładnie 10 lat temu, czyli jeszcze w czasach kiedy w kieszeni nie było dotykowego ekranu, karta kojarzyła się jedynie z wypłatą pieniędzy z bankomatu, a o cyfrowej dystrybucji gier i aplikacji mało kto słyszał. Zapomnijmy jednak o analizie tego, w jaki sposób zmieniła się ta miejscowość na przestrzeni dekady. Przyzwyczajony do technologicznych „luksusów” oferowanych przez codzienność w dużym mieście poczułem się nad polskim morzem nieswojo i niepewnie, bo technologie, które tak bardzo zdominowały moje życie albo tam nie dotarły, albo dopiero nieśmiało mijają tablicę wjazdową.
Odcięty od sieci
Zasadniczo nie narzekam na problemy z dostępem do Internetu i nie wydaje mi się, abym odstawał od znajomych posiadających numery w innych sieciach. Byłem więc nastawiony na normalne korzystanie ze smartfona na wyjeździe. Tymczasem spotkało mnie bardzo niemiłe rozczarowanie. Dobrze działające 3G miałem jedynie na plaży. Zarówno w miejscu gdzie „mieszkałem” jak i w części tłumnie odwiedzanych miejscówek w Krynicy, zasięg 3G spadał do jednej kreski lub telefon przełączał się w tryb EDGE. Jeśli zdarza się Wam to często, doskonale wiecie, że korzystanie w ten sposób z dobrodziejstw smartfona jest może nie niemożliwe, ale okropnie irytujące. I nie ma znaczenia, czy chcecie obejrzeć stronę www, wejść na Facebooka, czy odczytać dłuższego maila. Po chwili trafi Was szlag. Na dobrą sprawę w takich warunkach znośnie działał mi jedynie Twitter (Tweetbot), AppStore na przykład zwyczajnie odmawiał posłuszeństwa. Spotify pozwalało mi na dobrą sprawę jedynie przejrzeć listę płyt, o odtwarzaniu nie było praktycznie mowy. Zbawieniem okazało się znalezione miejsce z otwartym WiFi (właściciela, sieć dla gości), to jednak wymagało 2-3 minutowej podróży i łączeniu się ławeczki pod „centralą ośrodka”. W taki sposób synchronizowałem sobie muzykę z chmury, słuchając jej później w świecie sieci z EDGE. W bardziej partyzancki sposób zakupiłem Limbo w wersji na iOS, które miało na początku lipca swoją smartfonowo/tabletową premierę. Udało mi się zjeść kolację w restauracji nie znajdującej się w dziurze zasięgu. Problem w tym, że AppStore nie pozwala ściągnąć przez 3G aplikacji zajmującej więcej niż 50 megabajtów. Oszukałem więc iPada tworząc punkt dostępu iPhonem. Podkreślę – udało się znaleźć.
Skaczący zasięg 3G/EDGE przy kulawej dostępności tego pierwszego uważam za skandal, szczególnie że płacę wysoki abonament skierowany w dużej mierze na dostęp do sieci. Liczę tym samym na to, że problemy z Internetem będę miał tylko i wyłącznie w lasach, a nie relatywnie dużej miejscowości nastawionej turystykę. Powód? Zapewne niedostosowanie przekaźników do ilości osób z nich korzystających. Zdaję sobie sprawę z tego, że iPhone 4S nie jest mistrzem łapania zasięgu (czy to GSM czy WiFi), ale Nokia Lumia napotkała identyczne problemy.
Jeden bankomat to wojna
W całej Krynicy Morskiej naliczyłem raptem 3 bankomaty, z czego korzystać bez prowizji mogłem z jednego. Kolejki były przy wszystkich, a przecież to dopiero początek sezonu. Dobrze, że nie trafiłem na brak gotówki, bo uczestniczenie w takim zajściu mogłoby być już naprawdę problematyczne, szczególnie że…
…praktycznie wszędzie trzeba płacić gotówką. Od rozstawionych na każdym kroku parkometrów, które przyjmuję jedynie monety (bieganie po sklepach z prośbą o rozmienienie 10 złotych jest niefajne), przez budki z kebabem i goframi, aż po mniejsze smażalnie ryb. Pewne rzeczy jestem oczywiście w stanie zrozumieć, pewnych nie. Małemu stoisku czy budce z goframi nie opłaca się inwestować w terminale, a i kwoty tam zostawiane są na tyle małe, że byłoby to zwyczajnie niemądre. Jednak ograniczenie płatności kartą do sporych rozmiarów restauracji jest już pewną komplikacją, a zapewne dla niektórych również kryterium wyboru. Wydawało mi się, że pytanie „czy można płacić u Państwa kartą?” nigdy już nie padnie z moich ust, tymczasem rzucałem je prawie na każdym kroku. Równie dużo było rozczarowań, szczególnie ze względu na moje przyzwyczajenia. Rezygnując z palenia normalnych papierosów przestałem nosić przy sobie gotówkę, bankomaty odwiedzam więc równie sporadycznie. Przestawienie się na papierowy pieniądz zajęło mi prawie tydzień, bo dopiero po tym czasie rano zaglądałem do portfela zastanawiając się czy wycieczka po kolejny papierek będzie konieczna, czy uda mi się przeżyć z rodziną do wieczora.
A skoro o paleniu mowa, nie znalazłem w Krynicy ani jednego stoiska z e-papierosami. Idealnie zmieściłem się w zużyciu zabranych liquidów, ale kiedy w małych miastach da się znaleźć kilka sklepików skoncentrowanych na e-paleniu, niemożność namierzenia takiej placówki w miejscowości wypoczynkowej jest rozczarowująca.
Urlopowicze bez gadżetów
Duże miasto, tramwaj, metro – PSP, PS Vita, kilka czytników Kindle, ktoś gra w Angry Birds, ktoś ogląda coś na iPadzie. Przez 2 tygodnie pobytu w Krynicy widziałem 3 tablety. Do tego ani jednej konsoli przenośnej i jedynie dwoje dzieciaków grających na smartfonach. Plaża to idealne miejsce do czytania – papierowej książki, bo jedynym czytnikiem jaki widziałem był Kindle mojej żony. Nie zaglądam ludziom w komórki, ale dominowały raczej smartfony z dolnej półki i zaskakująco dużo zwykłych, klasycznych telefonów. To dość specyficzne doświadczenie dla mieszkańca Warszawy, gdzie chwilę po premierze nowego iPhona czy Samsunga Galaxy już widać go na ulicach czy w środkach komunikacji miejskiej. Co ciekawe mówię głównie o ludziach młodych, a nie emerytach. W temacie robienia zdjęć dominował małe, kompaktowe aparaty, później większe lustrzanki cyfrowe, a dopiero na szarym końcu smartfony. Postanowiłem więc nie dziwić się małą ilością utworzonych miejsc w Forsquare (mniej) czy na Facebooku (więcej).
Krzyżacy z iPodami
Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie natomiast Muzeum Zamkowe w Malborku. W cenie biletu (niemałej) zawiera się bowiem przewodnik. Taki fizyczny, oddychający, jak i cyfrowy – do wyboru. Ten drugi to audioprzewodnik, czyli uwieszony na smyczy iPod Touch z dołączonymi słuchawkami i specjalną aplikacją, która w kilku językach jest nam w stanie opowiedzieć o zwiedzanych miejscach. Wraz z nim otrzymujemy mapkę z ponumerowanymi miejscówkami – jeśli więc postanowimy zmienić kolejność podróży, wystarczy wstukać odpowiednie cyfry, by wysłuchać interesujący nas fragment nagrania. O ile, wyglądająca na pancerną, dodatkowa obudowa urządzenia zdaje się być ciężka i toporna, o tyle samo nagranie to pełna profeska i słucha się go naprawdę miło. Nie lubię normalnych przewodników, więc takie rozwiązanie jest dla mnie idealne i z tego co widziałem, wiele osób korzystało właśnie z niego. Pamiętajcie jednak, żeby przy jego wypożyczaniu mieć przy sobie dokument ze zdjęciem (dowód osobisty, prawo jazdy) – w przeciwnym wypadku sprzęt nie zostanie Wam wydany.
Uzależnienie?
Po dwóch tygodniach na technologicznym odludziu nasuwa się również kilka myśli z zupełnie innej strony. Uzależnienie od technologii to niebezpieczna sprawa i chyba najwyższa pora mieć tego świadomość. Zastanawiam się tylko, czy „uzależnienie” to dobre słowo. Można je przecież zamienić chociażby „wygodą”. Tylko czy potrafiłbym przez te 2 tygodnie całkowicie zrezygnować z tej „wygody” i odstawić wszystkie przyzwyczajenia związane z elektroniką, Internetem i dostępem do często niewiele znaczących informacji? Nie – i wydaje mi się, że sprawdzenie na sobie takiego odstawienia, jak zrobił to chociażby jakiś czas temu Krzysztof Gonciarz ze swoim „Miesiącem bez Internetu” byłoby ciekawym doświadczeniem i zapewne w dużym stopniu osobistym wyzwaniem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu