Fotografia

Te zdjęcia pokazują, że z ludźmi porobiło się coś dziwnego - życie zdominował smartfon

Maciej Sikorski
Te zdjęcia pokazują, że z ludźmi porobiło się coś dziwnego - życie zdominował smartfon
44

Co dzisiaj łączy ludzi siedzących w restauracji, na plaży, w domu znajomych, przed własnym telewizorem albo w sypialni wieczorową porą? Smartfon. Protestujcie, piszcie, że to moje wymysły, ale prawda jest taka, że ten sprzęt pojawia się praktycznie wszędzie i o każdej porze. W założeniu ma łączyć lu...

Co dzisiaj łączy ludzi siedzących w restauracji, na plaży, w domu znajomych, przed własnym telewizorem albo w sypialni wieczorową porą? Smartfon. Protestujcie, piszcie, że to moje wymysły, ale prawda jest taka, że ten sprzęt pojawia się praktycznie wszędzie i o każdej porze. W założeniu ma łączyć ludzi, być kolejnym elementem projektu "globalna wioska", ale na dobrą sprawę alienuje użytkownika i zamyka go we własnym, cyfrowym świecie.

Były już zdjęcia, były filmy z koncertów

Parę lat temu pisałem o pewnej fotografii, którą wyróżniła agencja Reuters. Przedstawia ona tłum ludzi fotografujących falę. Ludzie patrzą na zjawisko przez ekrany swoich smartfonów, robią filmy i zdjęcia. Zastanawiałem się wówczas dlaczego uwieczniają to w cyfrze, a nie we własnej pamięci. Dlaczego w taki proces wciągają elektronikę. Potem powtórzyłem to pytanie po jakimś koncercie. Gdy ja patrzyłem na scenę i słuchałem wykonawców, tłum wokół mnie trzymał w ręku smartfony i tablety. Do tego dochodzi jeszcze zdjęcie komentowane w mediach kilka tygodni temu. Widać je poniżej.

Co dzisiaj łączy ludzi siedzących w restauracji, na plaży, w domu znajomych, przed własnym telewizorem albo w sypialni wieczorową porą? Smartfon. Protestujcie, piszcie, że to moje wymysły, ale prawda jest taka, że ten sprzęt pojawia się praktycznie wszędzie i o każdej porze. W założeniu ma łączyć ludzi, być kolejnym elementem projektu "globalna wioska", ale na dobrą sprawę alienuje użytkownika i zamyka go we własnym, cyfrowym świecie.

Były już zdjęcia, były filmy z koncertów

Parę lat temu pisałem o pewnej fotografii, którą wyróżniła agencja Reuters. Przedstawia ona tłum ludzi fotografujących falę. Ludzie patrzą na zjawisko przez ekrany swoich smartfonów, robią filmy i zdjęcia. Zastanawiałem się wówczas dlaczego uwieczniają to w cyfrze, a nie we własnej pamięci. Dlaczego w taki proces wciągają elektronikę. Potem powtórzyłem to pytanie po jakimś koncercie. Gdy ja patrzyłem na scenę i słuchałem wykonawców, tłum wokół mnie trzymał w ręku smartfony i tablety. Do tego dochodzi jeszcze zdjęcie komentowane w mediach kilka tygodni temu. Widać je poniżej.

Starsza kobieta stoi w tłumie i obserwuje jakieś zdarzenie. Tyle, że ona patrzy na nie bezpośrednio, reszta ludzi trzyma w rękach smartfon, próbuje uchwycić interesujący moment. I śmieszno i straszno. Aparaty w smartfonach czy tabletach niby coraz lepsze, można już sensowny film zrobić z ich pomocą, efektownych zdjęć cyknąć całkiem sporo, ale nie chodzi tylko o jakość finalnego produktu. Problem polega na tym, że podobny (czasem nawet bardzo) produkt znajdziemy w Sieci. Zrobią to specjaliści. A jak nie zrobią, to strata niewielka. Bo nie wierzę, że potem ktoś będzie wracał do tego zdjęcia i co tydzień je doceniał. Skończy w pamięci telefonu czy w chmurze i autor do niego nie wróci. Lub wróci raz. Tymczasem starsza kobieta z przywołanej fotografii będzie mogła wspominać chwilę, w której nie dała się ponieść cyfrowemu szaleństwu, nie sięgnęła po elektronikę i spokojnie patrzyła na coś interesującego. Niby przestarzałe rozwiązanie, takie z XX wieku, ale w mojej opinii, nadal atrakcyjne.

Nie chodzi tylko o zdjęcia - smartfon zdominował życie

Wracam do tego tematu nie bez przyczyny. Trafiłem wczoraj na sesję, która daje do myślenia. Nosi tytuł REMOVED, a jej autorem jest Eric Pickersgill. Ukazuje sceny z codziennego życia, sceny, w których ludzie trzymają dzisiaj w rękach smartfon. Autor chciał jednak zwrócić naszą uwagę na ten element i wyjął ludziom z rąk telefony. Została pusta dłoń, w którą wpatrują się jednostki. Jak wyglądają? Idiotycznie. I przykro jednocześnie. Źródłem sesji jest scena, jakiej fotograf przyglądał się w barze: rodzina siedziała przy stoliku, ojciec i dwie córki patrzyli w swoje smartfony, matka siedząca bez telefonu siedziała cicho i patrzyła w okno. Niby razem, ale osobno.

Właśnie tak to dzisiaj wygląda. Zdjęcia zrobione przez Erica Pickersgilla nie są sztuczne - ludzie naprawdę patrzą się w ekrany smartfonów w każdej możliwej sytuacji. Grupa znajomych spotyka się w barze i każdy sprawdza swoje konta w mediach społecznościowych, małżeństwo budzi się w niedzielny poranek i przegląda neta w łóżku, pracownicy w trakcie przerwy na papierosa czytają jakieś teksty w Sieci, smartfon pojawia się w kolejce do sklepowej kasy, przed gabinetem lekarskim, w szkole i na ławce w parku. Wszędzie. Nie ma znaczenia, czy siedzący obok siebie ludzie są sobie obcy czy znają się od dwudziestu lat - i tak mogą siedzieć w ciszy, bo jest smartfon z Internetem. Albo, co jeszcze bardziej komiczne, będą ze sobą rozmawiać za pośrednictwem neta.

Nie napiszę, że to co się dzieje jest straszne, a przynajmniej przykre, ale... to jest straszne, a przynajmniej przykre. Na ile to możliwe trzymam smartfon w kieszeni czy plecaku, gdy siedzę wśród ludzi. Zwłaszcza, gdy są to ludzie, których znam, z którymi mogę porozmawiać bez konieczności zagajania rozmowy z nieznajomym. Sprawy zmierzają w dziwnym, może nawet niebezpiecznym kierunku. Dlatego polecam przejrzeć przywołaną sesję, zastanowić się nad tym, pokazać znajomym. Można to zrobić na ekranie swojego smartfonu - taka scenka powinna jeszcze bardziej skłonić do refleksji...

Starsza kobieta stoi w tłumie i obserwuje jakieś zdarzenie. Tyle, że ona patrzy na nie bezpośrednio, reszta ludzi trzyma w rękach smartfon, próbuje uchwycić interesujący moment. I śmieszno i straszno. Aparaty w smartfonach czy tabletach niby coraz lepsze, można już sensowny film zrobić z ich pomocą, efektownych zdjęć cyknąć całkiem sporo, ale nie chodzi tylko o jakość finalnego produktu. Problem polega na tym, że podobny (czasem nawet bardzo) produkt znajdziemy w Sieci. Zrobią to specjaliści. A jak nie zrobią, to strata niewielka. Bo nie wierzę, że potem ktoś będzie wracał do tego zdjęcia i co tydzień je doceniał. Skończy w pamięci telefonu czy w chmurze i autor do niego nie wróci. Lub wróci raz. Tymczasem starsza kobieta z przywołanej fotografii będzie mogła wspominać chwilę, w której nie dała się ponieść cyfrowemu szaleństwu, nie sięgnęła po elektronikę i spokojnie patrzyła na coś interesującego. Niby przestarzałe rozwiązanie, takie z XX wieku, ale w mojej opinii, nadal atrakcyjne.

Nie chodzi tylko o zdjęcia - smartfon zdominował życie

Wracam do tego tematu nie bez przyczyny. Trafiłem wczoraj na sesję, która daje do myślenia. Nosi tytuł REMOVED, a jej autorem jest Eric Pickersgill. Ukazuje sceny z codziennego życia, sceny, w których ludzie trzymają dzisiaj w rękach smartfon. Autor chciał jednak zwrócić naszą uwagę na ten element i wyjął ludziom z rąk telefony. Została pusta dłoń, w którą wpatrują się jednostki. Jak wyglądają? Idiotycznie. I przykro jednocześnie. Źródłem sesji jest scena, jakiej fotograf przyglądał się w barze: rodzina siedziała przy stoliku, ojciec i dwie córki patrzyli w swoje smartfony, matka siedząca bez telefonu siedziała cicho i patrzyła w okno. Niby razem, ale osobno.

Właśnie tak to dzisiaj wygląda. Zdjęcia zrobione przez Erica Pickersgilla nie są sztuczne - ludzie naprawdę patrzą się w ekrany smartfonów w każdej możliwej sytuacji. Grupa znajomych spotyka się w barze i każdy sprawdza swoje konta w mediach społecznościowych, małżeństwo budzi się w niedzielny poranek i przegląda neta w łóżku, pracownicy w trakcie przerwy na papierosa czytają jakieś teksty w Sieci, smartfon pojawia się w kolejce do sklepowej kasy, przed gabinetem lekarskim, w szkole i na ławce w parku. Wszędzie. Nie ma znaczenia, czy siedzący obok siebie ludzie są sobie obcy czy znają się od dwudziestu lat - i tak mogą siedzieć w ciszy, bo jest smartfon z Internetem. Albo, co jeszcze bardziej komiczne, będą ze sobą rozmawiać za pośrednictwem neta.

Nie napiszę, że to co się dzieje jest straszne, a przynajmniej przykre, ale... to jest straszne, a przynajmniej przykre. Na ile to możliwe trzymam smartfon w kieszeni czy plecaku, gdy siedzę wśród ludzi. Zwłaszcza, gdy są to ludzie, których znam, z którymi mogę porozmawiać bez konieczności zagajania rozmowy z nieznajomym. Sprawy zmierzają w dziwnym, może nawet niebezpiecznym kierunku. Dlatego polecam przejrzeć przywołaną sesję, zastanowić się nad tym, pokazać znajomym. Można to zrobić na ekranie swojego smartfonu - taka scenka powinna jeszcze bardziej skłonić do refleksji...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu